[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stać do piwnicy. Mógł ugrzęznąć w mule lub w ruinach.
Kelly przesunęła dłonią po oczach, do których napłynęły łzy. Potem przerwa-
ła pracę, z trudem łapiąc oddech.
- Czy Wasza Wysokość dobrze się czuje? - spytał mężczyzna stojący w pobli-
żu.
Spojrzała na niego. Miał czerwone, zapuchnięte od płaczu oczy.
- Na dole jest pana dziecko? - szepnęła.
- Dwoje - wymamrotał. - Heidi ma osiem lat, a Sophie sześć.
- W takim razie nie ma czasu płakać - powiedziała, ocierając twarz. - Musimy
kopać dalej.
S
R
Całkiem niespodziewanie pojawiły się przed ich oczami duże, solidne, okle-
jone błotem drzwi. Teraz nie kopali już tunelu, tylko usuwali muł i podpierali boki.
Tak było wolniej, ale bezpieczniej. Gdy wykop miał już długość dziewięciu i sze-
rokość czterech metrów, mogło w nim pracować dwóch mężczyzn, a reszta poda-
wała do tyłu wykopywany gruz. Potem ukazała się drewniana płyta i usłyszeli mę-
ski głos. Rafael!
- Wasza Wysokość! - zawołał ktoś.
- Wszystko w porządku. Kopcie ostrożnie - powiedział.
- Pani Henry! - krzyknął przez łzy ojciec dwóch dziewczynek.
- Wszystkie dzieci są zdrowe - odparła nauczycielka. - Książę Rafael zablo-
kował drzwi, żeby na nas nie spadły, a potem był drugi wstrząs i już nie mógł się
ruszyć.
- Jak to nie mógł się ruszyć? - zapytała rozgorączkowana Kelly. Są już tak
blisko!
- Nic mi nie jest! - zawołał Rafael.
Kelly odgadła, że to niezupełnie prawda.
- Musimy wyjąć tę płytę - oświadczyła.
- Powoli. - Ojciec Sophie i Heidi położył ręce na jej ramionach, odsuwając ją
na bok. - Najpierw musimy sprawdzić, czy nie osunie się ziemia.
- T-tak.
- Dosyć się pani napracowała. - Westchnął. - Ja też. Pozwólmy kopać innym.
Lepiej, żeby teraz decydowali ci, których serca nie są uwięzione za tą płytą.
Mężczyzna miał rację. Kelly opuściła wykop. Marcy z uporem wpatrywał się
w otwór, jakby siłą woli chciał wydobyć ze środka uwięzionych. Kelly była mokra
i oblepiona błotem. Kobiety okryły ją kocami, ale nie było mowy, by chciała iść do
domu. Rafael... Rafael...
Wreszcie jej modlitwy zostały wysłuchane. Usuwano płytę tak ostrożnie, że
zajęło to całe trzy godziny. Wsporniki były dobrze rozmieszczone i tunel się nie
S
R
zapadł.
Pierwsze dziecko pojawiło się w otworze. Po kolei podawano sobie z rąk do
rąk wszystkie dzieci, starając się nie zwalniać tempa, gdyż w razie kolejnych
wstrząsów znów mogłoby dojść do nieszczęścia. Kelly nie miała siły uczestniczyć
w przekazywaniu sobie dzieci, więc stała, opierając się o wspornik.
Oprócz zadrapań i siniaków większości dzieci nic się nie stało. Mimo to były
przestraszone i niektóre głośno płakały. Jeden z chłopców chyba miał złamaną rę-
kę, lecz uśmiechał się na widok matki. Jakiś nastolatek wyszedł z wykopu z raną na
policzku.
- Pomagałem księciu Rafaelowi podnieść drzwi - oznajmił z dumą.
Oczywiście miał prawo być z siebie dumny, bo pomagał księciu ocalić dużą
grupę dzieci.
Rafael, szeptała w duchu Kelly. Matty z pobladłą twarzą czekał na ukochane-
go wujka.
Kelly nie miała odwagi spytać chłopaka z raną na policzku, co stało się Rafa-
elowi.
- Jest cała dwudziestka - oznajmił ktoś wzruszonym głosem. - Jeszcze tylko
nauczycielka i książę Rafael.
- Teraz pan - odezwał się energiczny kobiecy głos.
- Szkoda czasu na dyskusje. Ja wyjdę na końcu.
- Pan jest ranny.
- Proszę iść.
O Boże! On jest ranny. Tak podejrzewała.
Z wykopu wysunęły się małe kobiece dłonie. Mężczyzna stojący najbliżej
wyciągnął nauczycielkę, a potem chwycił ją na ręce.
- Romain, uszanuj moją godność - oburzyła się kobieta.
Mężczyzni wybuchnęli śmiechem i nie zważając na jej słowa, podawali ją so-
bie z rąk do rąk jak dziecko.
S
R
Potem z otworu wysunęła się męska dłoń ze znajomym sygnetem na palcu.
- Obie ręce - powiedział jeden z mężczyzn. - Nie możemy tak wyciągać.
- Jedna - odparł cicho Rafael.
- Chce pan, żebym zszedł na dół panu pomóc?
- Tu nie ma jak wejść. Wyciągnijcie mnie.
- Rafael! - zawołała Kelly.
- Kelly - wymamrotał. - Co tu, do diabła, robisz?
- Chodz i zobacz - szepnęła.
- Nie będzie bolało, jak będziemy ciągnąć? - zapytał ktoś.
- Mniej niż wtedy, gdy wszystko się zapadnie. - Podniósł wyżej rękę. - Cią-
gnijcie.
Nauczycielka i dzieci były znacznie lżejsze od Rafaela. Mężczyzni długo wy-
ciągali go z wykopu. Był ranny, ale nie chciał pozwolić, by ktoś zszedł po niego na
dół. Kiedy wreszcie go wyciągnęli, jęknął i opadł na ziemię, z trudem łapiąc od-
dech.
Kelly zbliżyła się do niego, brnąc po kostki w mule.
- Rafael - szepnęła, dotykając jego twarzy.
- Kelly. - Westchnął, gdy bluzką otarła błoto z jego twarzy i rozpłakała się. -
Nasza wspaniała księżniczka Kellyn. Oczywiście. Zarządca kopalni. Wiedziałem,
że będziesz wspaniałą księżniczką.
I zemdlał.
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
Rafael miał zwichnięte ramię i głęboko rozciętą nogę. Lekarz z miasteczka
nastawił mu ramię, a potem zszył ranę i nakazał odpoczynek.
- Jak wrócę do domu - mruknął Rafael.
Kelly wciąż trzęsły się ręce. Przytulała do siebie Matty'ego, który także drżał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]