[ Pobierz całość w formacie PDF ]
języki się zetknęły, miała wrażenie, że za chwilę zemdleje. Byli siebie tak spra-
gnieni, że zachowywali się, jakby się mieli zaraz... zjeść. Sophie czuła, że jego do-
tyk przywraca ją do życia, sprawia, jakby tych dziesięciu lat w ogóle nie było. Jego
dłonie na jej skórze. Rozdarła mu koszulę na piersiach, nie mogąc się już doczekać,
kiedy ich ciała się zetkną. Jego skóra była ciepła i mokra. Czuła, jak serce w jego
piersi bije jak oszalałe.
Aleks przyparł ją do najbliższego drzewa. Czuła się spełniona. Zdawało jej
się, jakby znów przeżywała swój pierwszy raz. Pasja, namiętność, rozkosz. Prze-
można chęć bycia razem. Nagle oderwał od niej usta. Dyszał ciężko.
- Słuchaj - polecił.
Czyżby ktoś nadchodził? Wsłuchiwała się przez chwilę, ale dochodziły ją
55
S
R
tylko odgłosy lasu.
- Co jest? - spytała.
- Przestało padać.
No i co z tego? OdsunÄ…Å‚ siÄ™ od niej.
- Powinniśmy wracać - oświadczył.
Wracać? Teraz? Czy on zwariował?
Przez moment była zbyt oszołomiona, by cokolwiek powiedzieć. Wyglądało
przecież, że pragnął tego tak samo mocno jak ona. I dążył do tego od paru dni!
Więc co mu się nagle odmieniło? Dlaczego się rozmyślił?
Wtedy dotarło do niej, co się tu naprawdę dzieje. Dla niego to jest tylko gra.
Wszystko to sobie wcześniej zaplanował. Powinna się była domyślić. Rutledge
czerpał z tego jakąś chorą satysfakcję - chciał ją rozpalić do szaleństwa, a potem
porzucić, przekłuć jej marzenia, jak przekłuwa się balon.
Było jej wstyd, że dała mu się tak podejść. %7łe się przed nim otworzyła.
Ale Bóg jej świadkiem, że drugi raz mu się to nie uda.
56
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
W mgnieniu oka zmieszanie Sophie ustąpiło z trudem skrywanej wściekłości.
Aleksowi trudno było za nią nadążyć, kiedy znienacka odwróciła się i ruszyła z
powrotem, skÄ…d przyszli. W stronÄ™ domu.
Już ją miał; poszło, jak sobie zaplanował, gdy nagle odkrył, że nie może, że
nie potrafi. Nie wszystko potoczyło się zgodnie z planem - to nie ona miała wyko-
nać ten pierwszy ruch. A on wcale nie miał poczuć tego, co poczuł. Tego... No
właśnie - tego czegoś. Uczucia, emocji tak silnej, że z trudem przyszłoby mu ją
opisać. Było to o wiele silniejsze niż zwykłe pożądanie. Czuł się w pewien spo-
sób... spełniony. I nie miał wcale na myśli jakichś tam sentymentalnych ochów i
achów, ale coś znacznie poważniejszego. Trafiła go w chwili, kiedy się tego zupeł-
nie nie spodziewał.
- Zwolnisz trochę? - spytał, gdyż rwała przed siebie tak szybko, jakby miała
za chwilę zacząć biec.
Nie odpowiedziała. Przegonił ją i chwycił za ramię.
- Zwolnij, proszę. Boże, jaka ty jesteś uparta.
- Tak, jestem uparta. Chciałeś wracać, to wracamy - syknęła przez zaciśnięte
zęby.
Była zła jak szatan.
Cofnął się o krok, jakby się bojąc, że jeszcze chwila, a go uderzy.
- Ja tylko chcę z tobą porozmawiać.
- O czym? Wygrałeś.
- Co wygrałem?
- Tę szczeniacką gierkę, w którą ze mną pogrywasz.
Miała rację. To była gra i powinien czuć satysfakcję, pławić się w glorii
chwały. Zamiast tego czuł się jak chłystek. Wyszło na to, że to jemu powinno być
teraz głupio. Musiał coś z tym zrobić. Otrząsnąć się. Zrzucić z siebie to poczucie
57
S
R
winy.
- Lepiej ci teraz, jak się zemściłeś? Masz satysfakcję?
- Sophie, zastanów się, co mówisz - zaczął miękko. - Pocałowałem cię i od
razu zagroziłaś mi oskarżeniem o molestowanie. Potem ty całujesz mnie i masz
pretensje, gdy próbuję się opanować? I jeszcze zarzucasz mi, że uprawiam gierki?
- W porządku, masz rację - zgodziła się, choć widać było, że robi to tylko po
to, by zamknąć mu usta. - Uznajmy sprawę za niebyłą.
Zbierał się, by coś powiedzieć, ale powstrzymała go ruchem dłoni.
- Wracam do domu. Nie idz za mną - poleciła mu.
W pierwszym momencie zamierzał to zlekceważyć, iść za nią i trochę ją jesz-
cze podrażnić, ale instynkt nakazał mu się wycofać. Ruszył więc do pałacu.
Sophie wbiegła do biura Filipa tak szybko, że sekretarka nie zdążyła jej nawet
spytać, o co chodzi. Król siedział za biurkiem, mimo że przecież Aleks twierdził, że
gdzieś wyjechał. Jeszcze jedno kłamstwo z jego strony. Nawet ją to już nie zdziwi-
Å‚o.
Filip spojrzał na jej potargane, ociekające wodą włosy i przemoczone ubranie.
- Co ci się, u diabła, stało?
Pomachała mu przed oczami programem wizyty Aleksa na wyspie i rzuciła go
na biurko.
- Znajdz kogoś innego do tej roboty. Ja mam dosyć.
- Mam wrażenie, że już to przedyskutowaliśmy. - Na twarzy Filipa pojawił się
wyraz rozbawienia. Król wpatrywał się w Sophie przez dłuższą chwilę. - Masz ro-
bić to, co zaplanowaliśmy - dodał poważnie.
- Nie będę - sprzeciwiła się, z trudem zachowując nad sobą kontrolę.
- JesteÅ› pewna?
- Chyba wyraznie mówię.
- W porzÄ…dku. W takim razie od tej chwili odsuwam ciÄ™ od naszych operacji
biznesowych. ZostajÄ… ci tylko obowiÄ…zki reprezentacyjne.
58
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]