[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tym. Pan Mantheakis nie stawiał oporu przy aresztowaniu. Wykonał polecenie oficera. W pełni współ-
pracował.
- Przykro mi. Musi pani czekać.
Usiadła, ignorując rzucane w swoją stronę spojrzenia stojącego obok Alexiego, ignorując wszystko,
poza bólem w sercu. Czuła przez skórę, \e Demetrius ma powa\ne kłopoty. Chodziło o coś więcej ni\
zwykłe zatrzymanie. To zemsta na plebejuszu, który odwa\ył się sięgnąć zbyt wysoko.
Czekała godzinę. Dwie. Zaczynała odczuwać mdłości, ale była zdecydowana nie opuszczać komisariatu
przed rozmowÄ… z Demetriusem.
- Powinna pani coś zjeść.
Potrząsnęła głową.
- Najpierw muszę go zobaczyć.
Ale kiedy minęła trzecia i czwarta godzina, zrozumiała, \e musi coś zrobić.
Nie chciała w to mieszać rodziny. Nie chciała prosić o interwencję dziadka ani sióstr, w końcu jednak
zadzwoniła z telefonu Alexiego do Nicolette, wcią\ przebywającej w pałacu w Melio.
- Jestem na komisariacie - powiedziała. - Demetnus ...
- Słyszeliśmy. Wszystko jest w mediach.
Chantal zamknęła oczy. Zrozumiała aluzję, ale nie miała siły nic wyjaśniać. Liczył się tylko Demetrius i
wyciągnięcie go z więzienia.
- Nie zrobił nic złego. Działał w mojej obronie.
Boję się o niego. - Chantal starała się mówić cicho. - Coś jest nie w porządku. Czuję to.
- Dam ci Malika. Chce z tobą rozmawiać.
- Charttal? - Głęboki, spokojny głos Malika
brzmiał krzepiąco. - Co tam się dzieje?
- Demetrius ma kÅ‚opoty. - Nie traciÅ‚a czasu na wstÄ™py·
- Na to wygląda. Opowiedz mi wszystko. Chantal zdała mę\owi NiColette krótkie sprawozdanie, kończąc
na aresztowaniu Demetriusa i swej wizycie na komisariacie.
. - Powiedzieli, \e chodzi o zarzut posiadania broni i opór przy aresztowaniu, ale to tylko pretekst. Chodzi
o coÅ› innego.
- Uwa\am, \e masz racjÄ™.
Chantal potarła skroń. Lepiej ni\ ktokolwiek inny
znała zawiłości praWa w La Croix.
- Będzie potrzebował dobrego prawnika.
- Ju\ do was jedzie. Niedługo powinien być.
- Dziękuję wam.
- To nic takiego. Uwa\aj na siebie i dzwoń, jak
będziesz coś wiedziała.
Rozłączyła się. W tej samej chwili pojawił się detektyw.
- Piętnaście minut, wasza królewska '.rysokość.
ProszÄ™ za mnÄ….
Alexi chciał z nią pójść, ale nie pozwolono mu.
- Nic mi się nie stanie - zapewniła młodego ochroniarza, zanim podą\yła za detektjwem ciemnym ko-
rytarzem do jeszcze ciemniejszego pokoju, gdzie stał drewniany stół otoczony składanymi, metalowymi
krzesłami. Detektyw pokazał jej gestem, by usiadła. Krzesła wyglądały na twarde i zimne.
- Zamierza mnie pan przesłuchać?
- Nie. - Detektyw odwrócił się do wyjścia. - Nie
ma potrzeby. Dysponujemy ws~stkimi potrzebnymi informacjami.
Pięć minut pózniej drzwi otworzyły się ponownie i do pokoju wszedł eskortowany przez stra\nika Demetrius
z rękami wcią\ skutymi na plecach.
Patrzyła na niego, jakby go nigdy wcześniej nie widziała. Istotnie, nie widziała go nigdy w takim stanie.
Twarz miał tak opuchniętą, \e z trudem mo\na było rozpoznać rysy, prawe oko ledwo uchylone pod opuch-
lizną. Z brzydkiego rozcięcia na policzku sączyła się krew.
Serce podeszło jej do gardła. To nie mógł być on.
Wyglądał jak ktoś obcy.
- Demetrius - wyszeptała jego imię jak modlitwę, a oczy, suche przed cały dzień, paliły jak posypane
piaskiem. Brakowało jej łez, by płakać.
Patrzył na nią, jakby była nieznajomą, na twarzy nie malowały się \adne emocje. Stra\nik, który go przy-
prowadził, pchnął go lekko w kierunku stołu i krzeseł.
Zobayzyła, jak sztywnieje, a szczęki zaciskają się w niemym proteście.
To był Demetrius. Jego stan przygnębił Chantal. Co oni mu zrobili? Przecie\ tylko ją chronił. Zasłonił ją
własnym ciałem, wyciągnął broń tylko dlatego, \e Stefano zrobił to pierwszy. Czuła się winna. Gdyby nie
próbował jej uratować ...
Wiedziała, \e policja nigdy nie odwa\yłaby się potraktować w ten sposób nikogo z rodziny królewskiej.
- Siadaj - rzucił szorstko stra\nik. - A pani, wasza wysokość, nie wolno go dotykać. W szelki kontakt
fizyczny jest zakazany.
Skinęła. Myślała tylko o nim i patrzyła tylko - na niego. Usiadł powoli. Skrzy\ował długie, mocne nogi, ręce
miał wcią\ niewygodnie skute na plecach.
- Co oni ci zrobili?
Nie mógł odpowiedzieć. Bardzo cierpiał, ale to nie ból fizyczny był przyczyną jego milczenia. Bywał ju\
pobity, ale to, co czuł teraz, było odmienne. Ten ból był \ywy. Szarpał jego umysł... i serce.
Zdołał ochronić księ\nę. Ale za jaką cenę?
- Co oni ci zrobili? - powtórzyła pytanie. Dr\enie w jej głosie powiedziało mu, \e Chantal się
boi. O niego, o nich. Chciał się do niej uśmiechnąć, pokazać, \e jest ponad to, ale bolały go szczęki i nie mógł
poruszyć wargami.
- Nie wolno im - s\epnęła.
. Opuchniętą twarz przebiegł ponury. cień.
- Ju\ to zrobili - rzucił przez ściśnięte zęby. Cała twarz pulsowała bólem.
Pochyliła się na krześle, opierając dłonie na stole. - Poradzimy sobie. A oni zapłacą za to.
- Chantal - wypowiedział jej imię twardo, ostro,
\eby zwrócić jej uwagę. - Tutejsze prawo jest bardzo surowe. Nieprędko stąd wyjdę.
- PomogÄ™ ci.
- Jak? - Ciemne oczy poszukały jej wzroku. Cię\ko pochylił się w przód, masywna pierś dotknęła krawędzi
stołu.
- Zapomnij o mnie, księ\no. Musisz \yć dalej. Ciesz się córką. To wyjątkowy czas w waszym \yciu. Nadaj
mu sens.
Czy mówił powa\nie? Jak mogłaby o nim zapomnieć? Nosiła pod sercem jego dziecko. Kochała go. Nie
zdołałaby go zapomnieć. Czas minął i nic więcej nie mogli sobie powiedzieć. Detektyw odprowadził ją do
dy\urki, gdzie czekał Alexi.
Po chwili byli w drodze do pałacu.
"Minął zaledwie miesiąc - pomyślała Chantal, wchodząc na trzecie piętro, do pokoju dziecinnego - a tak
wiele się zmieniło".
Nie czuła ju\ przynale\ności do rodziny, miała raczej wra\enie, \e jest gościem.
Otworzyła drzwi. Lilly rzuciła się jej w objęcia, a Chantal, ze łzami w oczach, mocno przytuliła có-
reczkÄ™·
- Mama. - Lilly zacieśniła uścisk.
To był koszmarny dzień. Koszmarny tydzień. Ale trzymała w objęciach Lilly i tylko to się w tym
momencie liczyło.
- Cześć, kochanie. - Pogładziła córeczkę po delikatnych, brązowych lokach.
Lilly urosła przez ten miesiąc. A tak niedawno była noworodkiem.
W cią\ siedziały w pokoju dziecięcym, kiedy w drzwiach stanęła Catherine Thibaudet.
- Chcielibyśmy cię prosić na słowo, Chantal.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]