[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zamknę drzwi od sypialni i podomykam wszystkie okna, hałas
z dołu do mnie nie dotrze. Niestety, ledwo zdążyłam wejść na
górę, na dole rozdzwonił się telefon, co zmusiło mnie do
powrotu na parter. Jak się po chwili okazało, dzwoniła mama,
by mi przekazać, że ogłoszenie wyroku w sprawie o
rozdzielność majątkową zostało przesunięte.
- Jak to przesunięte? Na kiedy? - Zdenerwowana potarłam
ręką czoło.
- Nie wiadomo dokładnie. Ale Staszek mówił, że nie
musisz przyjeżdżać. Ma jakieś upoważnienia, a przy
odczytywaniu wyroku to chyba nawet nie musisz być obecna.
Więc się nie denerwuj.
- Aatwo się mówi... Tak to bym miała świadomość, na
czym stoję, a tak znów muszę czekać. A jeśli wyrok będzie na
moją niekorzyść?
- Córuś, to się odwołasz. Zresztą Stanisław twierdzi, że
wygracie. Podobno te wszystkie świstki, które zgromadził,
czarno na białym wskazują, że całą odpowiedzialność ponosi
Igor. W każdym razie jak coś będę wiedziała, dam znać.
- Dobrze, to ja może dam ci tatę, na pewno się za nim
stęskniłaś...
- Nie, Majeczko, rozmawiałam z tatusiem przed
momentem. Dzwonił na komórkę. Będę kończyła, bo za
piętnaście minut mam umówione spotkanie.
- A z kim? - zapytałam niby od niechcenia.
- Zzz... z Anką. Potrzebuje kogoś, kto jej pomoże wybrać
kolor farby. Odmalowuje salon. - Mama odkaszlnęła, jakby
coś stanęło jej w gardle.
- Salon mówisz... Anka, twoja koleżanka ze studiów,
mamo, tak?
- No tak, ta sama. - W głosie mamy usłyszałam wyrazne
zniecierpliwienie. - A co ty się tak dopytujesz?
- Bo twoja koleżanka Anka mieszka w kawalerce -
powiedziałam niewinnie i z satysfakcją wsłuchałam się w
ciszę, jaka zapadła po drugiej stronie słuchawki. - No tak, to
by było na tyle, jeżeli chodzi o salony. Powiedz mi lepiej, co z
remontem domu. - Postanowiłam chytrze wykorzystać
moment psychicznej przewagi i w końcu dowiedzieć się
czegoś konkretnego.
- Jakim remontem? - Tym razem w głosie mamy słychać
było autentyczne zdziwienie.
- No, twoim remontem, naszego domu - tłumaczyłam
lekko oszołomiona, bo przestawałam cokolwiek z całej tej
sytuacji rozumieć.
- Aaa! Tym remontem! - Głos mamy, mimo że
entuzjastyczny, brzmiał jakoś mało wiarygodnie. - Kończy się.
Już niedługo. A teraz naprawdę muszę pędzić. Pa, córuś.
Ucałuj Marysię!
- Pa - powiedziałam do piszczącego sygnału, bo mama
przezornie natychmiast odłożyła słuchawkę.
To wszystko strasznie mi się nie podobało. Działo się coś
niepokojącego, a ja nie miałam pojęcia, co to może być.
Jedyne, co mi przychodziło do głowy, to że mama ma romans.
Ale było to tak idiotyczne, że zupełnie nie mogłam tego
podejrzenia traktować poważnie. Zresztą gdyby tak było,
znając tatę, nie siedziałby tu sobie tak spokojnie, niczym się
nie przejmując. I właśnie w tej chwili dotarło do mnie, że to
też jest jakieś dziwne. Ten cały spokój, brak chęci pojechania
do mamy, zero stresu. To po prostu wyglądało na spisek! Nie
pozostawało mi nic innego, jak przycisnąć ojca i wyciągnąć z
niego całą prawdę. %7łe też wcześniej niczego podejrzanego nie
zauważyłam! No ale podobno co się odwlecze, to nie uciecze,
powiedziałam sobie ku pokrzepieniu i z westchnieniem
poszłam otworzyć drzwi, do których ktoś uparcie od paru
minut pukał.
- O, to ty - błysnęłam elokwencją na widok Czarka. - W
czym mogę ci pomóc?
- Mnie w niczym. - Weterynarz był jakiś taki ponury. -
Chciałem zapytać, czy masz krem z filtrem, bo Sławek
strasznie się spalił na słońcu.
- Uuu, nie wiem, jak to powiedzieć, ale ja zwykle
używam kremu, zanim wyjdę się opalać. Wtedy jest bardziej
skuteczny - objaśniłam Czarusia, grzebiąc w szafce z
kosmetykami.
- My się nie opalamy, tylko ciężko pracujemy. -
Najwyrazniej nie miał nastroju do żartów.
- A, to zmienia postać rzeczy. Przy pracy rzeczywiście
najpierw należy się spalić i spopielić, a dopiero potem
stosować kremy. - Nie mogłam się powstrzymać od odrobiny
złośliwości. W zamian otrzymałam ciężkie spojrzenie spode
łba i westchnienie mające sugerować, że jestem potworną
niewdzięcznicą i zołzą.
- Aha, zapomniałbym ci powiedzieć. - Czaruś przybrał
ton, który potwierdził charakter ciskanych we mnie spojrzeń i
westchnień. - Załatwiłem sprawę krowy. Połowa pierwotnej
sumy wystarczy. Pod warunkiem że zapłacisz w ciągu trzech
najbliższych dni.
- Naprawdę? Czarek, jesteś cudotwórcą! - Ucieszyłam się
tak, że mało co się nie zapomniałam i nie rzuciłam mu na
szyję. Na całe szczęście uchroniła mnie od tego wściekła
Marysia, która jak burza wpadła do przedpokoju i cisnęła
plecakiem o podłogę. Włosy miała potargane i żądzę mordu
wypisaną w oczach.
- Mamo, nienawidzę cię! - krzyknęła, zupełnie nie
zwracając uwagi na osłupiałego weterynarza. - Nienawidzę tej
wiochy i facetów! Wszyscy idzcie do diabła! - Zanosząc się
płaczem, pognała na górę i zamknęła się w swoim pokoju, o
czym świadczyło potężne łupnięcie drzwiami. A ja, wpatrując
się w zszokowane oblicze Czarka, pomyślałam, że teraz to już
żaden facet się mną nigdy nie zainteresuje. Maryśka
skutecznie odstraszyłaby każdego zdrowego na umyśle. Kto z
własnej woli fundowałby sobie rozhisteryzowaną nastolatkę
jako niezbędny dodatek do matki?
- Co jej się stało? - Czaruś pierwszy odzyskał głos i ze
zgrozą popatrzył w kierunku schodów. - Może ktoś coś jej
chciał złego zrobić? - Biedak usiłował wyciągnąć logiczne
wnioski z zachowania mojej targanej hormonami córki.
- Przypuszczam, że jest wręcz odwrotnie - mruknęłam,
zastanawiając się, jak najprościej wyjaśnić mu to, co widział. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl