[ Pobierz całość w formacie PDF ]

który zgniotłem i włożyłem do kieszeni razem z czarnym pokryciem. Odwróci-
łem kapelusz na drugą stronę i on również stał się biały. Moje czarne wąsy i broda
zniknęły w odpowiedniej kieszeni. Zdjąłem palto i oczywiście je także wywróci-
łem na białą stronę. Tak przebrany ruszyłem na stację i w tłumie przyjeżdżających
wyszedłem na postój taksówek. Poczekałem chwilę. Nadjechała taksówka i otwo-
rzyły się drzwi. Usiadłem i uśmiechnąłem się z zadowoleniem na widok lśniącej
czaszki szofera-robota.
 Szofeh, phoszę bahdzo zabhać mnie do hotelu Ah-bolast  powiedziałem,
najlepiej jak mogłem naśladując akcent turyngijski, ponieważ pociąg, który przed
chwilą przyjechał, przybył z Turyngii.
 Polecenie niejasne  zagdakała maszyna.
 Ho-tel Ah-bo-bo-last, ty blaszany głupku!  wykrzyknąłem!  Ah-bo-
last!
 Zrozumiałem  powiedział robot i taksówka ruszyła.
Wspaniale. Wszystkie rozmowy prowadzone w taksówkach są zapisywane
przez molekularny magnetofon i przechowywane przez miesiąc. Gdyby mnie kie-
47
dykolwiek sprawdzano, nagranie odtworzy tę rozmowę, a moja rezerwacja hote-
lowa została załatwiona na lotnisku w Turyngii. Być może, byłem zbyt ostrożny,
ale moją dewizą jest, że tego nigdy za dużo. Mam na myśli ostrożność.
Hotel był bardzo drogi. Wszystkie korytarze i pokoje ze smakiem ozdobio-
no sztucznymi arbolastami. Zostałem usłużnie wprowadzony do swojego aparta-
mentu  gdzie arbolast służył jako stojąca lampa. Bagażowy-robot wyniknął się
służalczo, z pięciodolarówką w szczelinie na napiwki.
Postawiłem torbę w sypialni, zdjąłem mokry płaszcz i wyjąłem z lodówki pi-
wo. Rozległo się pukanie do drzwi.
Tak szybko! Jeżeli to był Hetman, świetnie umiał śledzić, bo nie zauważyłem,
by ktoś za mną szedł. To nie mógł być nikt inny. Zawahałem się, ale zdałem sobie
sprawę, że jest tylko jeden sposób, by się upewnić. Z uśmiechem na twarzy  na
wypadek gdyby to był Hetman  otworzyłem drzwi. Uśmiech znikł natychmiast.
 Jesteś aresztowany  powiedział detektyw w cywilu, pokazując mi odzna-
kę. Jego towarzysz wycelował we mnie ogromny pistolet na dowód, że dobrze ich
zrozumiałem.
Rozdział 9
Udało mi się tylko wydukać:
 Co. . . co. . .  lub coś w tym rodzaju. Na aresztującym mnie oficerze ta
błyskotliwa kwestia nie zrobiła większego wrażenia.
 Włóż płaszcz, pójdziesz z nami.
Oszołomiony przeszedłem przez pokój i wykonałem jego polecenie. Wiedzia-
łem, że powinienem zostawić tu płaszcz, ale nie chciałem się sprzeciwiać. Kiedy
go przeszukają, znajdą maskę, klucz i w ogóle wszystko, co mnie zdemaskuje.
A co z pieniędzmi? Nic nie powiedzieli o torbie.
Gdy tylko włożyłem rękę do rękawa, policjant zatrzasnął na niej kajdanki,
których drugi koniec zamknął na swoim nadgarstku. Nigdzie nie mogłem się bez
nich ruszyć. Nie mogłem zrobić nic lub prawie nic, bo trzy kroki za nami szedł
właściciel pistoletu.
Wyszliśmy z pokoju, korytarzem do windy i do głównego holu. Detektyw był
tak uprzejmy, że trzymał się blisko mnie, więc kajdanki nie rzucały się w oczy. Po-
środku strefy objętej zakazem parkowania czekał duży, czarny, złowieszczy wóz.
Kierowca nie raczył nawet spojrzeć w naszą stronę. Ruszył, gdy tylko wsiedliśmy
i zamknęły się za nami drzwi.
Nie miałem nic do powiedzenia, a i moi towarzysze nie byli w gadatliwym
nastroju. W ciszy toczyliśmy się przez zalane deszczem ulice, minęliśmy kwaterę
główną policji i ku memu osłupieniu zatrzymaliśmy się przed Gmachem Federal-
nym Rajskiego Zakątka. Federalka! Serce we mnie zamarło. Miałem rację przy-
puszczając, że złamanie szyfru i ujęcie mnie z pewnością przekracza możliwości
miejscowej policji, ale nie uwzględniłem ogólnoplanetarnej agencji śledczej. Ze
spóznionym refleksem  co nie jest powodem do dumy  dostrzegłem swój
błąd. Po latach nieobecności Hetman znów uderza. Dlaczego? I co znaczą te wy-
głupy z szachami? Niech się tym zajmą kryptolodzy. Ho, ho, jakieś przechwałki,
wyjawia miejsce i datę następnego przestępstwa. Niech zajmie się tym Urząd Fe-
deralny i niech się w to nie wtrąca niekompetentna miejscowa policja.
Ogarnęła mnie czarna rozpacz, tak wielka, że z trudem mogłem iść. Zachwia-
łem się, gdy nasz mały orszak zatrzymał się przed ciężkimi drzwiami z wy-
wieszką: FEDERALNY URZD ZLEDCZY. Pod spodem małymi złotymi lite-
49
rami napisane było:  Dyrektor Flynn . Moi pogromcy zapukali grzecznie, zamek
w drzwiach zahuczał i otworzył się. Wmaszerowaliśmy do środka.
 Oto on, proszę pana.
 Dobrze. Przymocujcie go do krzesła i od tej chwili ja przejmuję sprawę.
Mówca siedział za masywnym biurkiem. Był to potężny mężczyzna z przy-
lizanymi czarnymi włosami. Wydawał się jeszcze potężniejszy dzięki ogromnym
zwałom obrastającego go tłuszczu. Jego podbródek, czy raczej podbródki zwie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl