[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak, moja dro¬ga. WedÅ‚ug mnie szczęście małżeÅ„skie polega na tym, że mąż robi, co chce, a żona
siedzi grzecznie w domu.
Trafił w czuły punkt. Aluzja była aż nadto czytelna.
_ Czy twoja przyszła żona o tym wie? - zapytała ostrym tonem.
- Ależ skąd - roześmiał się"
_ Kogóż to, na litość boską, udało ci się usidlić?
_ Nie znasz jej - odparÅ‚ z niewzruszonÄ… uprzejmo¬Å›ciÄ…. - Nie należy do towarzystwa, w którym siÄ™
teraz obracasz. Niestety, Debora pochodzi z rodziny ku¬pieckiej. Ale jest bogata. Bardzo, bardzo
bogata ¬ostatnie zdanie wypowiedziaÅ‚ niemal z czuÅ‚oÅ›ciÄ…"
Pokręciła głową.
- Powinnam była się domyślić. Jesteś bankrutem?
_ W żadnym razie. Roztropność i zapobiegliwość
to moja dewiza. Zainwestowałem twoje pieniądze w dom. Wprowadziłem kilka ulepszeń, a za
resztę kupiłem parę drobiazgów dla Debory.
- Ile lat ma twoja wybranka, Lionel?
- Siedemnaście. Wystarczająco młoda, aby moż" na zrobić z niej prawdziwą damę.
- Co za niegodziwość. Jak to możliwe? Przecież twój przyszły teść na pewno musiał o tobie słyszeć.
Zapewne pożyczyłeś od niego pieniądze.
- Zgadza się. Zdaniem drogiego papy Derry, prawdziwy dżentelmen zawsze jest komuś winien
pieniądze. Co się tyczy mojej reputacji, pan Derry wie, że wszystkie te historie na mój temat są
mocno przesadzone. Wie również, jak bardzo żaÅ‚ujÄ™ wszyst¬kich bÅ‚Ä™dów mÅ‚odoÅ›ci.
- MówiÄ…c krótko, daÅ‚ siÄ™ oszukać, tak jak wielu in¬nych - przyglÄ…daÅ‚a mu siÄ™ w zamyÅ›leniu. -
MogÅ‚a¬bym ci pomieszać szyki.
Ciągle się uśmiechał, ale oczy przybrały zimny, okrutny wyraz.
- PostÄ…piÅ‚abyÅ› nierozsÄ…dnie, siostrzyczko. ChciaÅ‚¬bym być dla ciebie miÅ‚y, ale jeÅ›li zamierzasz
wtykać nos w nie swoje sprawy, mogę zmienić zdanie.
- Nie rozumiem. Niczego od ciebie nie potrzebujÄ™.
- Nie zdradzę szczegółów, ale wiesz przecież, że nigdy nie rzucam słów na wiatr. Powiem tylko
tyle: gdy¬bym ciÄ™ skrzywdziÅ‚, miaÅ‚bym z tego pewne korzyÅ›ci. - Gdyby to byÅ‚a prawda, już dawno
byÅ› to zrobiÅ‚ ¬odparÅ‚a. - SkoÅ„cz tÄ™ grÄ™. Nie możesz mnie już skrzywdzić, braciszku.
Wzruszył ramionami. Wrócił mu dobry humor, co zaniepokoiło Eleonorę.
- Nie wtrÄ…caj siÄ™ do moich spraw, Nelly. Przypusz¬czam, że nie uda mi siÄ™ dzisiaj spotkać mojego
wspa¬niaÅ‚ego szwagra.
- Wątpię, abyś chciał go spotkać.
- Ależ to przeuroczy człowiek - zaprotestował. - I rozsądny. Zaprosiłem go nawet na przyjęcie, ale z
jakiegoś powodu się nie pojawił.
- Z powodu obrzydzenia, jak sÄ…dzÄ™"
- Ostatnio zrobiłaś się strasznie pyskata, Nell. Sądząc po jego zainteresowaniach, spodobałoby mu
się na moim przyjęciu. Myślę, że chyba lepiej wyszłabyś na małżeństwie z Deverillem. Nie
zaniedbywałby cię przynajmmej.
Zauważył, że Eleonora wzdrygnęła się na dzwięk
It:go nazwiska. Uśmiechnął się"
- Niestety, muszę już iść, Nell. Twoje dąsy zle wpływają na mój humor. A wiesz, jak nie lubię,
kie¬dy coÅ› psuje mi humor. - ZabrzmiaÅ‚o to jak grozba.
Do widzenia, siostrzyczko.
- Do widzenia, braciszku - uÅ›miechnęła siÄ™ nie¬szczerze, ukrywajÄ…c zdenerwowanie.
Sięgał już klamki, gdy drzwi otworzyły się i wszedł Nicholas.
- Powrót męża marnotrawnego. - Lionel w ogóle się nie speszył. - Pan wybaczy, ale nie mogę
zostać dłużej. Miłego dnia, panie Delaney.
Nicholas poczekaÅ‚, aż Lionel sobie pójdzie, po czym zamknÄ…Å‚ drzwi z trzaskiem. - Co on tu ro¬hiÅ‚?
- spytał surowym tonem.
Eleonora nie ochłonęła jeszcze po spotkaniu z bratem i ciągle była w bojowym nastroju.
- Nie warcz na mnie, z łaski swojej. Przyszedł, bo chciał mi powiedzieć, że się żeni. Nie podoba mi
siÄ™, że kazaÅ‚eÅ› sÅ‚użbie kÅ‚amać, że mnie nie ma, nie pyta¬jÄ…c mnie o zdanie. Sama potrafiÄ™ sobie
poradzić z nieproszonymi gośćmi.
- Czyżby?
Choć panowaÅ‚ nad sobÄ…, widać byÅ‚o, że jest wÅ›cie¬kÅ‚y. - ZdenerwowaÅ‚ ciÄ™ - powiedziaÅ‚
łagodniejszym tonem - a to wystarczający powód, żeby zabronić mu wstępu. Dlaczego nie
posÅ‚uchano mojego polece¬nia?
- Nie wiem. Mógł kogoś przekupić.
- Kto go wpuścił?
- Na litość boską, Nicholas. O co tyle hałasu.
Nie zwracał uwagi na to, co Eleonora mówi, tylko zadzwonił na służbę. Zjawił się Hollygirt.
- Tak, proszÄ™ pana.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]