[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Oczywiście w tym momencie nie myślałem o zakazie Komylskiego& Ale potem ochłonąłem
nieco. Bo właściwie co ja mogłem powiedzieć Bargiełowi? %7łe to jest mój dom i moja
rodzina? On o tym dobrze wiedział i nic sobie z tego nie robił. Mogłem się tylko narazić na
kolejną awanturę.
 Teść panu czymś groził?
 Właściwie nie& Zażądał od mojej żony przepisania na jego nazwisko połowy domu
jako darowizny i zameldowania go na pobyt stały. Sądzę, że w końcu by się zgodziła na to&
Jak pan zapewne wie, willa jest jej wyłączną własnością. Wtedy, w piątek, gdy wróciłem z
 Maleńkiej , przemyślałem to wszystko jeszcze raz. Postanowiłem przeczekać, po prostu grać
trochę na zwłokę. A na drugi dzień poradzić się adwokata. Dlatego nie chciałem już tego dnia
rozmawiać z teściem. Proszę mnie zrozumieć, straciłem całą odwagę. Kiedy wieczorem, a
właściwie już w nocy odezwał się telefon, nie podniosłem słuchawki. Wstyd się do tego
przyznać, ale stchórzyłem.
 Skąd pan wiedział, że to był Bargieł?
 Tak przypuszczałem. Proponował mi już kiedyś na odczepne jakąś sumę, zresztą
śmiesznie małą. Zostawiłem dla niego wiadomość w  Maleńkiej , więc mógł pomyśleć, że się
zgadzam.
 O której godzinie zadzwonił?
 Gdzieś koło dziesiątej.
 Nie potrafi pan dokładniej określić czasu?
 Dochodziła dziesiąta. Potem jeszcze raz zadzwonił. Wpół do jedenastej& może trochę
po wpół. Też nie odebrałem. Widocznie jednak chciał się ze mną koniecznie zobaczyć,
ponieważ zadzwonił po raz trzeci, już po jedenastej.
Derko przez chwilę milczał. Przyglądał się swojemu rozmówcy, potem zapalił papierosa i
dmuchnął przed siebie kłąb dymu.
 Gdzie pan był wczoraj w nocy?
 Jak to gdzie? W domu.
 Nie wyjeżdżał pan na miasto?
 Nie. Może to poświadczyć moja żona.
 Gdzie pan uszkodził samochód i kiedy?
 Nie wiem, kiedy to się stało. Zostawiłem wóz przed domem. Często tak robię. Rano
okazało się, że mam wgnieciony błotnik i rozbite światła.
 Koło dwunastej w nocy widziano pański samochód na Olszy.
 To niemożliwe.
 W jaki sposób może pan to udowodnić?
 Zaraz, zaraz&  Bilikowski nagle się zbuntował.  To raczej pan musiałby
udowodnić, że tam byłem. Nie przyjdzie to panu łatwo, ponieważ w tym czasie leżałem w
łóżku i wszyscy domownicy mogą to poświadczyć.
 Wszyscy? To znaczy kto?
 Moja żona&
 I kto jeszcze? Gosposia? Gdzie sypia pańska gosposia?
 Oczywiście w swoim pokoju.
 O ile się nie mylę, okna jej pokoju wychodzą na ogród. Zresztą muszę pana
rozczarować. Pytaliśmy ją już o to. Spała, i to twardo. Nawet gdyby pan dziesięć razy
wyszedł z domu i wrócił, ona tego nie mogła słyszeć.
 Ale o co chodzi?
 Wróćmy do broszki. W poniedziałek po śmierci pańskiego teścia przyniósł pan do biura
rzeczy wyjęte z jego biurka. Koło godziny trzynastej pojechał pan do waszego magazynu.
Potwierdził to magazynier.
 Tak, to prawda.
 Co było potem?
 Nic. Wróciłem do pracy& Dosiedziałem do czwartej& i poszedłem do domu.
 Kiedy pan wrócił z magazynu, czy zastał pan Komylskiego w biurze?
Bilikowski zastanawiał się przez chwilę.
 Nie. Nie było go. Podobno wyszedł.
 Dokąd?
 Tego nie wiem.
 Kiedy wrócił?
 Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu nie zauważyłem. W każdym razie
widziałem go jeszcze tego dnia w pracy.
 I rozmawiał pan z nim o swoim schowku w magazynie?
 Byłbym skończonym idiotą, gdybym mu o tym powiedział.
 Nie musiał mu pan tego mówić. On już wiedział. Pojechał tego dnia za panem do
magazynu i po rozmowie z Ryszardem Zewko znalazł pański skarb w sterylizatorze
chirurgicznym.
 Ach, więc to tak było?
 Po powrocie do biura zażądał od pana zwrotu broszki.
 Nie miałem tej broszki i niczego ode mnie nie żądał. W ogóle o tym ze mną nie
rozmawiał. Nie przyszło mi nawet do głowy, że wie o tym, co zrobiłem. Zachowywał się
zupełnie normalnie& Do dzisiejszego dnia nie dał mi choćby poznać po sobie, że coś wie.
Proszę pana, niech pan pomyśli logicznie. Gdybym podejrzewał, że on się domyśla, gdzie ja
to schowałem, natychmiast wyjąłbym te rzeczy ze sterylizatora.
 Nie chciał się pan zbytnio kręcić koło magazynu. Mógłby pan niechcący naprowadzić
na ślad pana Zewkę.
 Nonsens. Zresztą gdyby ta broszka była w moim posiadaniu, Stefan nie musiałby ze
mną w ogóle rozmawiać. Zabrałby ją będąc w magazynie.
 Już panu powiedziałem, że jej tam nie było.
 A więc? Gdzie była?
 U pana w domu. A przedtem w kieszeni pańskiego teścia. Miał ją przy sobie w dniu
morderstwa.
 Rozumiem& rozumiem, do czego pan zmierza&  Bilikowski patrzył na kapitana jak
zahipnotyzowany. Potem zaczął mówić szybko, coraz szybciej i coraz głośniej :  Ale to
nieprawda! Ja tego nie zrobiłem! Nie zależy mi na tym domu ani na tych pieniądzach! Nie
chcę ich! Nigdy ich nie chciałem. To Leośka! To ona kazała mi zabrać te rzeczy. Ja nie
chciałem. Parzyły mnie w palce jak rozżarzone węgle. Ja ich nie potrzebuję! To ona! Jeżeli
Komylski rzeczywiście dostał tę broszkę od kogoś, to tylko od niej! Chyba że sam ją zabrał
Bargiełowi. Zabił go i zabrał!& Chociaż nie wydaje mi się to prawdopodobne, żeby dla
takiego głupstwa warto było kogoś mordować. Ale ona, ona mogła to zrobić! Jest chciwa, jest
nienasycona, zawsze chciała mieć forsę, tylko forsa się dla niej liczy! Ze mną chciała się
rozwieść też dla forsy tatusia! Wiedziała, że niczego od niego już nie wycycka, jeżeli nie
będzie mu posłuszna, a on żądał naszego rozwodu! I znalazła wyjście z sytuacji! Myślała, że
będzie miała forsę i męża. Drugiego takiego idioty by nie znalazła, tępa wypindrzona krowa!
Kto by ją sobie wziął na całe życie?! Córka szmaciarza! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl