[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słuchał dzwięku jej śmiechu.
- To wszystko brzmi jak jedna z tych bajek, w których
ubogi Kopciuszek staje się nagle królewną! - zauważyła.
- Uczynimy podobnie jak twoi rodzice, którzy dopięli
swego. Pozostaje nam jedynie naśladować ich roztropne
postępowanie!
Lucia uniosła na ukochanego pełen nadziei wzrok.
- Czy... jesteś zupełnie pewien, że... nic nie zagrozi twojej
pozycji? - spytała nieśmiało. - Jeśli zostanę twoją żoną?
- Staniesz się nią już wkrótce! - uśmiechnął się markiz. - I
pamiętaj, najdroższa, na co odważyli się twoi rodzice, aby
uratować swoją miłość. Nasz plan nie wymaga aż tak
wielkiego poświęcenia, ponieważ historia, którą ułożyliśmy,
jest całkiem prawdopodobna.
- Kocham cię! - powiedziała Lucia czując, jak nagła
radość wypełnia ją całą. - Kocham cię! I... zrobię wszystko,
czego tylko ode mnie zażądasz!
Więcej powiedzieć nie mogła, gdyż Giles znów porwał ją
w ramiona, całując namiętnie aż do utraty tchu. Słońce uniosło
się już ponad błądzące nad zatoką mgły i nagie oświetliło ich
swym ciepłym, złocistym blaskiem.
* * *
Lucia stała w swej kabinie patrząc w lustro i zastanawiając
się, czy to, co w nim widzi, nie jest jedynie pięknym snem.
Wydawało się jej, że zaledwie wczoraj, głodna i pełna lęku,
pozostawiła o świcie chorego ojca na poddaszu, aby zdobyć
choć trochę jedzenia. Przechodząc przez plac Zwiętego Marka
ujrzała markiza Wynchcombe siedzącego przy stoliku  U
Floriana"...
 Jak mogłam przypuszczać wtedy, że w tak krótkim czasie
zostanę jego żoną? - pytała swego odbicia. - Czyż mogłabym
wątpić, iż wszystko, co się stało, jest zrządzeniem boskim?"
Lucia pamiętała jeszcze swoje ogromne przerażenie, gdy
odkryła, że ojciec nie żyje, a ona została na świecie całkiem
sama. Lecz Giles był już wtedy przy niej i podświadomie czuł,
że stanie się dla niej oparciem. I teraz, widząc siebie w białej,
ślubnej sukni i welonie tak lekkim, iż wydawał się utkany z
promieni słonecznych, Lucia myślała, że wygląda, jakby przed
chwilą zeszła z któregoś z obrazów swojego ojca. Słońce
świecące przez niewielkie okrągłe okienko w burcie jachtu
padało wprost na wianek z kwiatów pomarańczy w jej
włosach. Strój ślubny był podarunkiem od markiza, który
zamówił go u najlepszej krawcowej w Nicei, polecając przy
tym uszyć kilka innych, niezwykle pięknych sukien.
Wszystkie dostarczono na pokład jachtu poprzedniego dnia
wieczorem.
- Zawsze pragnąłem, aby twoja uroda miała stosowną dla
siebie oprawę jak drogocenny kamień - powiedział Giles,
kiedy Lucia zdumiona otwierała jeden pakunek po drugim. -
Przez cały wczorajszy ranek z rozkoszą rozmyślałem, że będę
ci mógł teraz podarować piękne suknie bez obawy o to, że
twoja duma nie pozwoli ci ich przyjąć!
Lucia roześmiała się.
- Skąd wiedziałeś, że odrzuciłabym twój prezent? -
spytała.
- Ponieważ znam cię jak siebie samego, najdroższa -
odparł Giles unosząc z czułością jej twarz ku sobie. - I
kocham twoją dumną, niezależną i szlachetną naturę, której
równej nie ma na całym świecie!
- Właśnie zastanawiałam się, czy wolno mi przyjąć od
ciebie tak wspaniały dar - odparła Lucia uśmiechając się
przekornie.
Jednak w głębi serca bardzo pragnęła wyglądać pięknie
tylko dla niego. Przeczuwała poza tym, że powstrzymanie
Gilesa przed zrealizowaniem czegoś, co sobie umyślił, nie
byłoby wcale sprawą prostą.
- %7łyczę sobie, aby moja żona budziła zachwyt w każdym,
kto tylko na nią spojrzy! - oznajmił markiz z udaną powagą w
głosie. - Poza tym, czyż księżniczce nie przystoi ubieranie się
jedynie w królewskie szaty?
Słysząc to Lucia wybuchnęła srebrzystym śmiechem.
- Myślę, że nazywasz mnie z takim upodobaniem
księżniczką nie tylko dlatego, aby zachować twarz! -
powiedziała. - W gruncie rzeczy jesteś, podobnie jak twoja
rodzina i większość Anglików, strasznym snobem!
- Obawiam się, że niestety masz trochę racji - odrzekł
Giles biorąc ją w ramiona. - Jednak niezależnie od tego, czy
należy ci się książęcy tytuł, czy nie, jedno jest pewne: twój
wygląd i zachowanie świadczą o tym, że w twoich żyłach
płynie szlachetna krew!
Po tych słowach pocałował ją i nie mogła już nic
odpowiedzieć, nawet jeśli miałaby na to ochotę. Pomyślała
tylko, jak szczęśliwa byłaby matka widząc, że jej jedyna córka
zajmie niebawem pozycję równą tej, która niegdyś należała do
niej samej. Byłoby to wspaniałe zadośćuczynienie po latach
ukrywania się pod nazwiskiem nikomu nie znanej pani
Beaumont.
- Nigdy nie żałowałam, że porzuciłam pałac mojego ojca,
aby u boku męża wieść skromny żywot żony artysty -
powiedziała kiedyś Lucii. - Pragnęłabym tylko, żebyś ty
mogła zakosztować kiedyś takiego życia, jakie ja prowadziłam
w mojej rodzinnej posiadłości. Poddani mojego ojca
szanowali go i byli ludzmi bardzo szczęśliwymi. Kiedy nasza
kareta przejeżdżała przez Walenstein, słyszałam zawsze ich
radosne okrzyki i widziałam, jak rzucali nam kwiaty!
Lucii, która wychowała się w małym domku w Little
Morden, trudno było jednak wyobrazić sobie to, co mówiła jej
matka. Słysząc z ust Gilesa opowieści o tym, jak wygląda jego
posiadłość w Buckinghamshire, dziewczyna wiedziała, że i jej
przyjdzie teraz prowadzić życie godne prawdziwej
księżniczki. Z każdą chwilą coraz mniej obawiała się, że ktoś
nazbyt ciekawy mógłby odkryć tajemnicę jej pochodzenia. Po
wojnach z Napoleonem, kiedy na mapie Europy zaszło tyle
zmian, a większość małych państw znikła z niej bezpowrotnie,
panowało takie zamieszanie, że tylko ktoś nadmiernie
dociekliwy mógłby zadawać niewygodne pytania... Po
powrocie na jacht markiz powiedział:
- Czy wiesz, że znam obecnego księcia Beauhampton,
który, jak przypuszczam, jest twoim wujem? Ciekaw jestem,
czy kiedy go spotkamy, odnajdziesz w jego rysach
podobieństwo do twojego ojca?
- Bardziej obawiałabym się, że to on mógłby odnalezć
podobieństwo w mojej twarzy. Na szczęście oprócz tego, że
mam jasne włosy, jestem podobna raczej do mamy.
- Zawsze byłem niemal pewien tego, że nie jesteś w stu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl