[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jeśli się martwisz Phillipe'em to niepotrzebnie. On odchodzi za dwa
tygodnie.
- Odchodzi? - Kiera z trudnością przełknęła ślinę. -Chyba nie
dlatego, że ja...
- Nie, nie, nie. - Clair roześmiała się miękko. - Problemy z
Phillipe'em zaczęły się od pierwszego dnia jego zatrudnienia.
Przymykaliśmy oko, ponieważ miał referencje i sześciomiesięczny
kontrakt. Planowaliśmy go potrzymać, dopóki nie wróci szef Bartollini, ale
dowiedzieliśmy się, że on nie wraca. Zgodziliśmy się z Samem, że
powiedzenie w tym momencie Phillipe'owi, że chcemy zmienić kucharza,
nie byłoby najlepszym wyjściem.
- Chcecie zatrudnić nowego szefa kuchni? - Wiadomość ta poprawiła
Kierze nastrój, ale zdała sobie sprawę, że Sam wiedział o tym wczoraj i
nie zająknął się ani słowem!
- Chcę się pozbyć Phillipe'a, ale nie chcę, żeby odszedł, zanim nie
znajdę nowego kucharza, bo musiałabym zamknąć restaurację. Pomiędzy
konferencją Hodowców Bydła, która się odbędzie w następnym tygodniu,
a konferencją Stowarzyszenia Teksańskich Detalistów tydzień pózniej
90
RS
będziemy mieli wielki kłopot, jeden mały bar kawowy nie zaspokoi
potrzeb tak wielu gości.
Kiera zdała sobie sprawę, że zamknięcie Adagio choćby na jeden
dzień byłoby fatalne w skutkach.
- Powiedz mi, co mam zrobić, by cię przekonać, żebyś została w
Adagio? - spytała Clair. - Chcesz więcej pieniędzy? Lepsze godziny
pracy? Awans? Powiedz mi.
Wspaniałomyślność i uprzejmość Clair wzmogły tylko w Kierze
poczucie winy. Powiedz jej, kim jesteś, podszeptywało sumienie.
Dlaczego tu przyjechałaś. Jesteś jej winna prawdę. Powiedz to teraz... Ale
nie mogła. Bała się, że straci zaufanie Clair.
- To mi pochlebia - odezwała się. - Ale nie tylko opuszczam
restaurację. Opuszczam również Wolf River.
- Wyjeżdżasz z Wolf River? - Na twarzy Clair pojawiło się
rozczarowanie i zdumienie. - Z powodu Sama?
- To jest bardziej skomplikowane - wymigała się. Tak bardzo, że
trudno by jej było to wyjaśnić. - Ale dziękuję ci i jest mi bardzo przykro,
że nie mogę zostać.
Clair pokiwała głową i westchnęła.
- A miałam nadzieję, że tam będziesz.
- Gdzie?
- %7łe czwartego lipca przyjedziesz do mojego kuzyna Dillona na
przyjęcie z grillem. Razem z Jacobem mamy wszystkim powiedzieć, że
jestem w ciąży. - Oczy Clair zabłysły. - Został tylko tydzień. Widzę, że
jesteś zdecydowana, żeby wyjechać, ale proszę, zostań trochę dłużej i
91
RS
przyjedz do Dillona. Chciałabym, żebyś poznała moją rodzinę i była tam,
kiedy obwieszczę wszystkim dobrą nowinę.
- Chcesz, żebym poznała twoją rodzinę?
- Pokochasz ich - powiedziała Clair entuzjastycznie. -A ranczo
Blackhawków jest po prostu fantastyczne.
Ranczo Blackhawków? Serce Kiery zaczęło bić szybciej. Cofnęła
ręce, żeby Clair nie poczuła ich drżenia.
- Ale... ale, nie mogę...
Rozradowana Clair chwyciła torbę z sofy i przewiesiła ją przez
ramię.
- Oczywiście, że możesz - zapewniła. - A teraz obiecaj mi, że
przyjedziesz, a ja obiecuję, że nie będziesz się czuła winna z powodu
rezygnacji z pracy.
Ranczo Blackhawków, pomyślała Kiera mgliście. Rodzina
Blackhawków. Dillon Blackhawk. Poczuła, że drży. Nie mogła oddychać.
Boże! Nie może tego zrobić.
Ale zdała sobie sprawę, że musi. To jej jedyna szansa,
żeby się dowiedzieć, kim są ci ludzie. Dowiedzieć się, kim ona jest.
- Przyjedzie tam połowa miasta - powiedziała Clair. -Sam również
tam będzie - dodała.
Kiera nie była pewna, czy to dla niej dobrze, czy zle, ale ucieszyła
się, że zobaczy go jeszcze jeden raz i na samą myśl o tym serce zabiło jej
mocniej.
- Przyjadę - powiedziała, modląc się, żeby to była słuszna decyzja.
Punkt rezerwacji i hol w Four Winds wypełniali hodowcy bydła,
którzy przybyli na konferencję. Otwarcie zaplanowano na piątego lipca,
92
RS
ale wielu uczestników przyjechało wcześniej, by wziąć udział w męskim
spotkaniu, na którym ranczerzy rozmawiają o sprawach zawodowych i
grają w karty.
Sam stał z boku i uważnie patrzył, czy każdy z gości obsługiwany
jest z uśmiechem, czy stojący w kolejce dostają drinki i ciasteczka i czy
oferuje się im masaże i zestaw zabiegów kosmetycznych w hotelowym
spa. Jak w dobrze naoliwionej maszynie każdy z pracowników hotelu
wykonywał swoją pracę gładko i efektywnie, dokładnie tak, jak był
nauczony.
Sam odczuwał satysfakcję, że nawet przy tak dużym przedsięwzięciu
jego system działa wspaniale.
Gorzej było z jego własnym życiem.
Irytowało go, że Kiera odeszła z pracy, że nawet nie pozwoliła mu
wyjaśnić całej sprawy z Phillipe'em. Gdyby mu dała szansę, mógłby jej
powiedzieć, że za dwa tygodnie Phillipe odchodzi. Ale ona po prostu
rzuciła pracę, nie oglądając się za siebie.
Ostatniej nocy nie mógł spać. Czuł zapach jej szamponu na
poduszce, widział ją leżącą w swoim łóżku, widział jej włosy falujące jak
czarna rzeka, jej oczy pełne pożądania i słyszał wymawiane szeptem swoje
imię.
Zdecydował, że da jej dzień lub dwa na uspokojenie się i
przemyślenie spraw, zanim się z nią szczerze rozmówi. Przyznał nawet, że
może lepiej, że odeszła z hotelu, bo i tak już zniszczył swoją reputację
jako główny dyrektor. I chociaż Kiera się zwolniła, czuł, że on też nie ma
wyboru, i dlatego wręczył Clair swoją rezygnację. Ale Clair zdecydowanie
93
RS
ją odrzuciła i nalegała, żeby został przynajmniej do momentu, aż się
odbędą te dwie konferencje i sprawa z Phillipe'em zostanie załatwiona.
- Przepraszam pana, gdzie mogę znalezć dyrektora hotelu?
Sam spojrzał przez ramię i zobaczył Clair stojącą obok niego z
niepokojem w oczach.
- Czy jest jakiś problem, proszę pani?
- Wielki problem. Jakiś facet biega po holu i patrzy tak, jakby chciał
kogoś zamordować. Pomyślałam, że może byś go poprosił, żeby sobie stąd
poszedł.
Sam przeleciał wzrokiem tłum gości.
- Jak ten facet wygląda? - spytał po chwili, unosząc brwi.
Przysunęła się do niego bliżej.
- Wygląda dokładnie tak jak ty.
- W porządku, w porządku - powiedział Sam z westchnieniem,
rozluznił napięte mięśnie i nawet się uśmiechnął.
- Nie strasz małych dzieci i słabych kobiet. Lepiej chodz ze mną na
lunch.
- Powinienem dopilnować rejestracji. - Spojrzał na tłum gości
popijających wodę lub szampana i chrupiących czekoladowe ciasteczka.
- Wiesz dobrze, że poradzą sobie bez ciebie. - Wsunęła mu rękę pod
ramię. - Jestem głodna. Zjesz ze mną lunch, a ja w zamian opowiem ci o
swojej porannej wizycie u Kiery.
Zesztywniał i spojrzał na Clair.
- Co z Kierą?
- Tak myślałam, że w ten sposób przyciągnę twoją uwagę - parsknęła
wielce z siebie zadowolona. - Chodz, jestem głodna. Jacob pojechał na
94
RS
lotnisko po Evana i Marcy, a ja nie chcę jeść samotnie. Porozmawiamy
przy lunchu.
- Jesteśmy na miejscu, panno Daniels.
Kiera zajęta obgryzaniem paznokci, co było jej dawnym nawykiem,
którego się wyzbyła dwanaście lat temu, nie zauważyła nawet, że
samochód się zatrzymał. Starała się opanować zdenerwowanie, ale
niewiele to dało. Poczuła falę mdłości.
Była na ranczu Blackhawków.
- Czy dobrze się pani czuje? - spytał szofer, patrząc na nią w
lusterku. Miał przyjazne oczy, gęste siwe wąsy i takie same brwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]