[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ła słabość rozlała się po całym jej ciele. Przez chwilę pa-
trzyli sobie prosto w oczy, potem wsiadła, a on zamknął
za nią drzwi.
Zjedli obiad w przydrożnym zajezdzie, a pózniej
ruszyli na poszukiwanie nowych, pięknych widoków.
Znalezli idealne miejsce, jakieś dwadzieścia mil dalej,
57
S
R
na północy. Kiedy zatrzymali się na poboczu, na drodze
nic było ani jednego samochodu.
Lynn zadrżała, gdy uderzył w nich wiatr znad oce-
anu. Czuła się nieswojo. Podczas obiadu prawie nie
rozmawiali, za to teraz Vince patrzył na nią z ogromną
czułością. W dodatku byli sami...
- Chodz - rzekł, biorąc ją za rękę i prowadząc za so-
bą w stronę brzegu. Weszli miedzy duże bloki skalne.
Wiedziała, że nie powinna z nim iść, ale nie umiała się
zatrzymać. Wąziutka ścieżka zaprowadziła ich do małej
dolinki, która była zupełnie niewidoczna z autostrady.
Padające przez ostatnie parę tygodni deszcze sprawiły,
że ziemię porastała młoda trawa.
Spojrzała na ścieżkę, potem na Vince'a. Uśmiechnął
się i pociągnął ją do siebie. Jedno spojrzenie wy-
starczyło, by wiedzieć, że nie chciał teraz podziwiać
widoków.
- To chyba nie jest dobry pomysł - powiedziała z
wahaniem.
- Myślę, że jest - szepnął z ustami przy jej ustach.
Lekki pocałunek zdawał się trwać wieki. Nie, nie mo-
gła go odepchnąć... Uchyliła powoli wargi, a jego poca-
łunki stały się coraz mocniejsze, pełniejsze, bardziej
namiętne... Tulił ją do siebie mocno, prawie miażdżył w
uścisku.
Och, czuła, że Vince bardzo jej pragnie... Targały
nią sprzeczne uczucia. Chciała jego pocałunków,
chciała, by trzymał ją tak blisko... Odwzajemniała
58
S
R
jego pieszczoty, wiedziała dobrze, że nie będzie już dłu-
go w stanie walczyć z pożądaniem.
Czuła też, że robi coś złego, bardzo złego. Nie mo-
gła się pozbyć tej myśli, choć broniła się przed wspo-
mnieniami, jak mogła. Nie umiała go odepchnąć, tak bar-
dzo pragnęła jego pocałunków, bliskości, która przecież
stawała się coraz bardziej niebezpieczna...
Gdy Vince odsunął się na chwilę, by złożyć ją na
miękkiej trawie, poczuła się nagle bardzo nieszczęśliwa.
Zapach ziemi i oceanu uderzył jej nozdrza. Ciężar jego
ciała... Nie, nie umiała dłużej ze sobą walczyć, jej poca-
łunki stawały się coraz bardziej namiętne...
Dopiero, gdy wsunął dłoń pod jej sweter, gdy po-
czuła jego szorstki dotyk na skórze... gdy kusząco mu-
snął jej nabrzmiałe piersi... Tak, wtedy naprawdę zdała
sobie sprawę, że ulega... A przecież, jeśli Nick żył, była
nadal jego żoną. Odepchnęła Vince'a i odwróciła twarz
od jego magicznych pocałunków.
- Nie - wyszeptała. - Nie, proszę. Przestań.
- Na pewno tego właśnie chcesz? - Odsunął się od
niej. Mówienie przychodziło mu z trudem.
- Tak. - Bała się powiedzieć więcej. Usiadła i po-
prawiła na sobie sweter.
- Czemu?
- Dobrze wiesz, czemu... - Spojrzała mu w oczy, a
to, co w nich zobaczyła, przestraszyło ją nie na żarty. Był
wściekły.
59
S
R
Nie, nie wiem! Wydawało mi się, że przeżywasz to
tak mocno, jak ja - rzekł zduszonym ze złości głosem.
Złapał ją za ramię i zmusił, by na niego spojrzała.
- Pasujemy do siebie, nie widzisz?
Skuliła się. Przeraził ją ten wybuch.
- Nie powinnam była tu z tobą przyjeżdżać! Ja... ja
nie jestem na to gotowa.
- A ile lat potrwa przygotowywanie się"? - Mówił
takim twardym, nieprzyjemnym tonem! Wstał. Lynn
czuła się teraz bardzo mała. - Daj wreszcie Nickowi
odejść, zacznij żyć własnym życiem! Jesteś młoda,
piękna. Nie uciekaj we wspomnienia.
Wiedziała dobrze, że go zraniła. Pozwoliła, by to
wszystko zaszło za daleko... Za daleko dla nich obojga.
- Nic nie rozumiesz. Nie mogę przestać kochać
męża tylko dlatego, że go tu nie ma. Kiedy mnie doty-
kasz albo całujesz... Nie mogę się pozbyć wyrzutów
sumienia.
- Masz poczucie winy? - Parsknął gniewnie. - Nie
zrobiłaś niczego złego. Nick nie żyje. Odszedł.
- Jesteś okrutny. Powinieneś lepiej niż ktokolwiek
wiedzieć, jak to jest! Sam jeszcze sobie nie poradziłeś ze
śmiercią swojego brata.
- Ale to ja spowodowałem wypadek, w którym on
zginął, A ty przecież nie przewróciłaś łodzi swojego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]