[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nać nikomu poza jej synem. Uważała się za jego dłużniczkę, więc gdyby
czegokolwiek potrzebował, miał po prostu zadzwonić. Podczas tej wizy
ty Dylan Dunhill III, którego Jake znał ze szkoły średniej, udzielał w bi
bliotece korepetycji nastolatkowi, swojemu podopiecznemu z Ośrodka
dla Chłopców. Jake był szczerze zaskoczony. Nigdy nie rozmawiał z Dy-
lanem Dunhillem, chociaż chodzili razem do szkoły. Teraz dowiedział
się, że Dylan uczy nastolatka z Dolnego Troutville ułamków, używając
piłki do koszykówki. Chłopak wszystko rozumiał, a lekcja bardzo mu się
podobała.
Dylan zaprosił Jake'a do Ośrodka, żeby pomógł tam jako wolontariusz,
i od tego wszystko się zaczęło. Zostali przyjaciółmi. Dylan, co Jake od
krył z zaskoczeniem, nie dzielił ludzi na tych z Górnego i Dolnego Trout-
ville. Nie był snobem. Okazał się bardzo sympatyczny. A ponieważ Vic-
toria wciąż zapraszała Jake'a na uroczystości rodzinne, jako cudownego
oficera, jednego z najlepszych w służbie publicznej Troutville", Jake i Dy
lan spotykali się często i zrozumieli, że wiele ich łączy. Na przykład po
szanowanie prawa.
- Wiem, co zrobiłeś dla mojej matki - powiedział Dylan pewnego po
południa, gdy szli na boisko przy Ośrodku, żeby pograć w koszykówkę.
- A ja nie wiem, o czym mówisz.
- Gdy skończyłem dwadzieścia jeden lat, ojciec zawiózł mnie do loka
lu Chez Jacąueline, ekskluzywnego domu publicznego niedaleko stąd -
powiedział Dylan. - Stwierdził, że jestem już mężczyzną, bo odziedzi
czyłem okrągłą sumę z rodzinnego majątku, więc nadszedł czas, żebym
zaczął kultywować tradycję mężczyzn z rodu Dunhillów i korzystać
z usług, oferowanych w tym lokalu. Oczywiście byłem oburzony i wy
krzyczałem mu, że wolę spać z kobietami, które kocham. A raczej z ko
bietą, którą kocham, chociaż wtedy byłem samotny i nie miałem dużego
doświadczenia w sprawach seksu. Powiedział, że nie wie, skąd się we
mnie wzięła taka etyka, bo na pewno nie po nim ani nie po matce.
- Jezu Chryste! - wykrzyknął Jake.
- Nie dziw się tak bardzo - odparł Dylan. - Ja się nie dziwiłem. I wcale
nie osądzam rodziców. Każdy żyje, jak chce. Ja też.
Jake tylko kiwnął głową. Bo co miał powiedzieć? Małżeństwo jego
rodziców było cudowne. Przekroczyli sześćdziesiątkę, bardzo się kochali
i po przejściu na emeryturę zamieszkali w ładnym apartamencie na Flo
rydzie.
101
- Ojciec powiedział mi, że zdradzał matkę, odkąd się poznali - ciągnął
Dylan, oddając nieudany rzut do kosza. - Zakochał się w niej od pierw
szego wejrzenia na cocktail party. W niej i dwu innych kobietach. Kręcił
się więc po sali, udając, że rozmawia ze znajomymi, i uwodził wszystkie
trzy. Poślubił moją matkę z powodu presji swoich rodziców. Miała naj
lepsze pochodzenie. Przez cały czas trwania ich małżeństwa spotykał się
z setkami kobiet.
- Z setkami? - powtórzył Jake.
Dylan kiwnął głową i oddał kolejny rzut.
- Czy twoja siostra coś o tym wie? - zapytał Jake. Zastanawiał się, czy
to dlatego Pru jest taka nieprzyjemna dla ludzi.
Dylan pokręcił głową.
- Matka lubi udawać, że ich małżeństwo było idealne. Bardzo się stara
ła, żebyśmy, ja i Pru, w to uwierzyli. Ja znam prawdę, bo ojciec wyznał
mi ją sam, ale na pewno nie powiedziałby tego Pru. Była pupilką tatusia.
Zmiechy i odgłos trącania się kieliszkami wyrwały Jake'a z rozmyślań.
- Jake, mój drogi, byłeś chyba daleko stąd - skarciła go Victoria Dun-
hill. - Czy chociaż zauważyłeś, że przyszli pierwsi goście? Poznałeś uro
czych państwa Chipwell?
Nie poznał, ale urocza pani Chipwell, która dała do zrozumienia, iż nie
może się nadziwić, że Dylan zamiast jej ślicznej córki wybrał tę... tę dziew
czynę z Dolnego Troutville", od razu znalazła się na liście podejrzanych.
Jake wstał, przywitał kilka osób i zaczął subtelną, dociekliwą rozmowę
z uroczą panią Chipwell.
- Jadąc takim samochodem, prawie zapomniałam o kłopotach - oświad
czyła Lizzie, zakładając nogę na nogę w luksusowej limuzynie. Dylan
uparł się, że wynajmie ją, by zawiezć Lizzie, Gayle i Holly na przyjęcie.
Tymczasem uśmiech Lizzie nagle zbladł. - Prawie. %7łałuję, że nie ma z na
mi Flei.
- Wpadłam dziś do niej - powiedziała Gayle, odrzucając za ramię gru
be, rude włosy. - Ona wciąż czuje ból, aż się krzywi. Ale widziałam, jak
robiła wykrój twojej sukni. Cięła coś maleńkimi nożyczkami, męcząc
oczy.
- Ja pobyłam z nią trochę wczoraj włączyła się Holly. - Powiedziała,
że szyjąc tę suknię, będzie się czuła tak, jakby bawiła się na przyjęciu.
- Co ja bym zrobiła bez Flei? - zapytała Lizzie płaczliwym głosem,
wyglądając przez okno. - Co zrobiłabym bez was?
- Hej, daj już spokój! - Gayle klepnęła Lizzie w kolano. - Nie zapomi
naj o swoim przystojnym, uroczym narzeczonym!
102
Lizzie westchnęła.
- Gayle, bardzo mi przykro z powodu tego, co stało się w twojej pracy.
Nie wiem, cży zrobił to psychopata, który mnie prześladuje, czy Pru, ale
wiedz, że ogromnie mi przykro.
Gayle uśmiechnęła się słabo.
- Nie przejmuj się, Lizzie. Mój szef i tak nigdy by się ze mną. nie zwią
zał. Nie ma znaczenia, czy uważa mnie za rozrywkową". Poza tym prze
cież codziennie słyszał te wyzwiska, gdy chodziliśmy do szkoły.
Kilka dni temu szef Gayle otrzymał napisany na komputerze list od
anonimowego nadawcy z Troutville. Autor radził mu, żeby zwolnił Roz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]