[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przechodz, przechodz, ja nic wejdę, skoro... zaczął Eugeniusz i nagle, poznawszy ją, urwał.
Ona, uśmiechając się oczami, wesoło na niego spojrzała. I nieco obciągnąwszy kieckę wyszła.
Co za głupstwo?... Co takiego?... Nic może być" - - chmurząc się i odpędzając jak od muchy, mówił sobie
Eugeniusz, niezadowolony, że ją zauważył. Był niezadowolony, ze ją zauważył, a jednocześnie nie mógł
oderwać oczu od jej ciała kołyszącego się w mocnym, zgrabnym stąpaniu bosych nóg, od jej rąk, barków,
ładnych fałd koszuli i czerwonej kiecki wysoko podkasancj nad białymi łydkami.
Czegóż ja patrzę powiedział sobie, spuszczając oczy, żeby jej nic widzieć. Tak, trzeba jednak wejść,
wziąć inne buty." I zawrócił do swego pokoju, ale nie zdążył przejść pięciu kroków, gdy, sam nic wiedząc jak i
na czyj rozkaz, znowu się obejrzał, żeby raz jeszcze ją zobaczyć. Skręcała za węgieł i w tej samej chwili również
obejrzała się za nim.
Ach, co ja robię wykrzyknął w duchu. Ona może pomyśleć... Nawet na pewno juz pomyślała."
Wszedł do swego mokrego pokoju. Druga baba, stara, chuda, była tam i jeszcze szorowała, Eugeniusz
przeszedł na palcach między brudnymi kałużami do ściany, gdzie stały buty, i chciał juz wyjść, gdy baba też się
wyniosła.
Ta wyszła i przyjdzie tamta, Sticpanida sama" nagle zaczął w nim ktoś rozumować.
Boże drogi! O czym ja myślę, co ja robię!" chwycił buty i pobiegł do przedpokoju, tam wzuł je,
oczyścił ubranie i wyszedł na taras, gdzie już obie mamy siedziały przy kawie. Liza widocznie czekała na niego i
weszła na taras drugimi drzwiami jednocześnie z nim.
Boże drogi, gdyby ona, która uważa mnie za tak uczciwego, czystego, niewinnego, gdyby ona wiedziała!"
pomyślał.
Liza, jak zawsze, przywitała go z promieniejącą twarzą. Ale dzisiaj wydała mu się jakaś szczególnie blada,
żółta i taka wysoka, wątła.
X
Przy kawie, jak to się często zdarzało, toczyła się owa osobliwa damska rozmowa, w której nie było
żadnego logicznego związku, lecz która, oczywiście, jakoś się wiązała, ponieważ była nieustanna.
Obie damy docinały sobie, a Liza umiejętnie lawirowała między nimi.
- Tak mi przykro, że nic zdążyły wymyć pokoju przed twym powrotem ~ powiedziała do męża. A tak
bym chciała wszystko uporządkować.
- No, jak tam, spałaś po moim wyjściu?
Owszem, spałam, dobrze się czuję.
- Jak kobieta w jej stanic może się dobrze czuć w taki nieznośny upał, gdy okna wychodzą na słońce
rzekła Warwara Aleksiejewna, jej matka. I bez żaluzji lub markiz. U mnie zawsze są markizy.
- Ale przecież tutaj jest cień od dziesiątej rzekła Maria Pawłowna.
- Z tego właśnie jest gorączka. Z wilgoci powiedziała Warwara Aleksiejewna nie dostrzegając, żc to, co
mówi, jest wręcz przeciwne temu, co mówiła przed chwilą. Mój doktor zawsze powtarzał, zc nigdy nie
można określić choroby nie znając charakteru chorej. A już on wie, bo to jest znakomity doktor i płacimy mu sto
rubli. Nieboszczyk mąż nic uznawał doktorów, ale dla mnie nigdy niczego nic żałował.
- Jakże mógłby mężczyzna żałować dla kobiety, gdy życic jej i dziecka zależy może...
- Jeśli są środki, to żona może nic zależeć od męża. Dobra żona ulega mężowi powiedziała Warwara
Aleksiejewna tylko że Liza jest jeszcze za słaba po chorobie.
- Ależ nic, mamo, czuję się doskonale. Dlaczegóż nie podali ci przegotowanej śmietanki?
~ Wszystko jedno. Mogę pić i surową.
Pytałam się Warwary Alcksiejcwny. Odmówiła powiedziała Maria Pawłowna, jak gdyby się tłumacząc.
- Ależ nic, dzisiaj nic chcę. I jak gdyby wspaniałomyślnie ustępując dla przerwania niemiłej rozmowy,
Warwara Aleksiejewna zwróciła się do Eugeniusza: - No, jak tam, superfosfat rozsypali?
Liza pobiegła po śmietankę.
Nic chcę, nic chcę.
- Lizo! Lizo! wolniej rzekła Maria Pawłowna. Jej szkodzą te szybkie ruchy.
- Nic nic szkodzi, jeżeli jest spokój duchowy rzekła Warwara Aleksiejewna, jak gdyby robiąc aluzję do
czegoś, choć sama wiedziała, że jej słowa nic mogły zawierać żadnych aluzji.
Liza wróciła ze śmietanką. Eugeniusz pił kawę i słuchał chmurny. Przywykł do tych rozmów, ale dzisiaj
szczególnie go drażniła ich bezmyślność. Chciał zastanowić się nad tym, co mu się przytrafiło, a ta gadanina mu
przeszkadzała. Po wypiciu kawy Warwara Aleksiejewna wyszła, nadal nie w humorze. Zostali przy stole Liza,
Eugeniusz i Maria Pawłowna. I rozmowa potoczyła się prosta i przyjemna. Ale Liza z wrażliwością, jaką daje
miłość, natychmiast zauważyła, zc coś dręczy Eugeniusza, i zapytała go, czy nie miał jakiej przykrości. Nie był
przygotowany na to pytanie i trochę się zmieszał odpowiadając, zc nic miał. I ta odpowiedz dała Lizie jeszcze
więcej do myślenia. %7łc coś go dręczy, i to bardzo, było dla niej tak oczywiste jak to, żc mucha wpadła do mleka,
ale on nic powiedział, co to było.
XI
Po śniadaniu wszyscy się rozeszli. Eugeniusz wedle ustalonego trybu poszedł do siebie do gabinetu. Nie
wziął się ani do czytania, ani do pisania listów, lecz usiadł i zaczął palić jednego papierosa za drugim,
rozmyślając. Strasznie go zdziwiło i zmartwiło nieoczekiwane pojawienie się w nim tego przebrzydłego uczucia,
od którego uważał, że jest wolny, odkąd się ożenił. Od tej pory ani razu nie doznawał tego uczucia ani w
stosunku do niej, do tej kobiety, którą kiedyś znał, ani do jakiejkolwiek innej kobiety poza swoją żona. Wiele
razy radował się w duszy z tego swojego wyzwolenia i oto nagle ten traf, tak zdawałoby się błahy, ujawnił mu,
żc nic jest wolny. Męczyło go teraz nie to, że znowu uległ temu uczuciu, że jej pragnie o tym nawet myśleć
nic chciał lecz to, że owo uczucie w nim żyje i że należy mieć się przed nim na baczności. O tym, żc to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]