[ Pobierz całość w formacie PDF ]
domu coś...
Początkowe wrażenie było negatywne. Te dobudów- ki z
płyt azbestowych tak ją przygnębiły, że wcale nie miała
ochoty wystąpić z kłamstwem typu jaki ekscentryczny
urok ma ten dom .
Wnętrze też nie poprawiło jej początkowego na-
stawienia. Ale powoli zaczęła zauważać pewne możliwości.
Nagle zdała sobie sprawę, że ją wzięło. To samo czuła, gdy
miała szczególnie trudną sprawę do załatwienia, gdy firma,
którą analizowała, posiadała jednak pewne perspektywy
powrotu do życia...Tak, w tym domu rzeczywiście coś
było...
- Nie podoba ci się? - zapytał Doug.
- Nie powiedziałam tego - odpowiedziała, zaczesując
włosy do tyłu.
- Prawdę mówiąc, niewiele powiedziałaś - zauważył,
unosząc brwi.
- Na Boga, daj mi szansę. - Amy zastanawiała się,
czemu Dougowi tak bardzo jest potrzebna jej opinia. Już
miała zażądać wyjaśnień, gdy powiedział:
- Uważasz, że to ruina?
- Nie posunęłabym się aż tak daleko. Ale...
76
RS
- Był zaniedbany i jest zniszczony.
- Cóż...
- Prawdę mówiąc, gdy oglądałem go po raz pierwszy,
też odniosłem takie wrażenie.
Zaskoczył ją tym wyznaniem.
- Potem jednak przyjrzałem mu się dokładnie. Ten dom
nie ma właściwie większych wad. Ma niezłą strukturę.
Oczywiście, jest nieco udziwniony i wymaga wiele pracy.
Ale jest tego wart, Amy. Wiem to. Potrzebny jest tylko czas
i dużo uczucia...
Doug mówiąc to nie rozglądał się wokół. Kierował
słowa do niej. Jego wzrok był pełen determinacji. Podobnie
jak głos. I właśnie ta determinacja w głosie sprawiła, że
ugięły się pod nią kolana. Z trudem przełknęła ślinę i dla
zachowania równowagi oparła o bufet.
- Dużo uczucia? - zapytała.
Zauważyła, jak puścił do niej oko, a odpowiadając
przybrał ton prawie żartobliwy:
- Mając czas i dużo miłości można czynić cuda -
powiedział. Następnie z uśmiechem zapytał:
- I co, chcesz mi pomóc?
- Och! - wrzasnęła Amy, rzucając młotek na ziemię i
tuląc do piersi skaleczony palec. Aż przysiadła z bólu,
przeklinając w duchu.
W chwilę pózniej w drzwiach salonu pojawił się Doug.
- Co się stało? - zapytał. Miał na sobie stare dżinsy i
wyblakłą, błękitną koszulę. Koszula nie była zapięta,
odsłaniała umięśniony, zarośnięty tors.
- A jak myślisz, co mogło się stać? - powiedziała z
błyskiem w oku. - Walnęłam się w cholerny palec tym
cholernym młotkiem, gdy usiłowałam wbić gwózdz w
cholerną dechę tej cholernej podłogi.
77
RS
- Cholernie mi przykro - powiedział bez namysłu.
Podszedł do niej i przykucnął obok. - Daj, obejrzę go -
powiedział.
Po chwili wahania uległa i wyciągnęła rękę. Doug
oglądał chwilę jej palec, a następnie zaczął go uciskać.
Amy gryzła wargi. Oględziny Douga sprawiały jej
jednocześnie ból i przyjemność. Obydwa te doznania
budziły w niej uczucia, które wolałaby pozostawić uśpione.
Miniony tydzień był najprzyjemniejszym, a
jednocześnie najdziwniejszym okresem w jej życiu.
Większość czasu spędziła w towarzystwie swego eks-męża,
pomagając mu przy doprowadzaniu do stanu używalności
jego nowego domku .
Praca była wyczerpująca, ale sprawiała radość, bo
chociaż remont nie miał końca, to jednak zauważało się
oznaki postępu. A poza tym spała dzięki temu jak suseł.
Jeśli idzie o jej stosunki z eks-mężem, to nadal nie
bardzo wiedziała, o co tu chodzi. W ciągu dnia stanowili
zespół, na noc każdy szedł do siebie. Ona, by pracować
nad papierami, które przywiozła z Los Angeles, on - nad
papierami przywiezionymi z Nowego Jorku. Oczywiście
flirtowali ze sobą i drażnili się, ale nigdy już nie doszło do
sytuacji sprzed tygodnia.
Nie miała wątpliwości, że Doug jej pragnie. Zdradzały
go spojrzenia, zdradzały dłonie, które w szczególny sposób
dotykały jej dłoni, gdy ich ręce stykały się przypadkowo w
czasie wspólnych prac. Nigdy jednak nie doszło do
niczego... Nigdy nie przekroczył pewnej granicy.
Ona też go pragnęła, nie miała co do tego wątpliwości.
Były takie chwile, że aż bała się poruszyć lub powiedzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]