[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Vincent cię przysłał. Co mam robić?
Tuck wyczuwał u niego głęboki wstyd. Malink właśnie przyznał przed członkami swojego
plemienia, że nie ma pojęcia co dalej. Utrata twarzy gryzła go niczym głodny krab.
- Vincent jest zadowolony z twojej decyzji - powiedział mu pilot. - Teraz muszę zobaczyć
Kimiego.
Jeden z młodych Vincentów wstał. Poczuł się bardzo odważny, gdy mówił:
- Zaprowadzę.
Tuck chwycił go za ramię.
- Dobry z ciebie człowiek. Prowadz.
Młodemu Vincentowi na chwilę zaparło dech, jakby Tuck właśnie dotknął jego ramienia
mieczem i zaprosił go do Okrągłego Stołu, po chwili jednak odzyskał zmysły i ruszył do dżungli.
Tuck szedł tuż za nim, omal nie wpadając kilka razy na gałęzie, pod którymi tamten po prostu
przebiegł. Koralowy żwir na ścieżce wbijał mu się w stopy.
Gdy wyłonili się z dżungli, zobaczył światło sączące się z chaty Sarapula, którą rozpoznał z
czasów, gdy wisiał na drzewie. Odwrócił się do młodego Vincenta, który wydawał się przerażony.
Ruszył do szarży na smoka, ale popełnił błąd, bo zatrzymał się, by o tym pomyśleć.
- Kimi jest u ludożercy?
Tubylec energicznie pokiwał głową, przestępując przy tym z nogi na nogę. Zdawało się, że
lada chwila się zmoczy.
- Idz - powiedział Tuck. - Powiedz Malinkowi, żeby tu przyszedł. I napij się, bo tracisz
panowanie nad sobą.
Vincent skinął głową i puścił się biegiem.
Tuck powoli podpełzł do drzwi, aż zobaczył starca, przykucniętego nad Kimim,
próbującego wlać do jego ust cos ze skorupy kokosa.
- Hej - odezwał się. - Jak się czuje?
Sarapul odwrócił głowę i gestem zaprosił go do środka. Tuck musiał się pochylić, by przejść
przez niskie drzwi, ale w środku szczyt sufitu znajdował się na wysokości aż pięciu metrów. Pilot
ukląkł przy Kimim. Nawigator miał zamknięte oczy i wydawał się blady nawet w pomarańczowym
blasku lampy naftowej. Leżał odkryty, a jego ciało było pośrodku owinięte bandażem.
- Ty to zrobiłeś? - zwrócił się Tuck do Sarapula. Stary ludożerca pokiwał głową.
. - Postrzelili go w wodzie. Wyciągnąłem go.
- Ile razy?
Tamten wyciągnął długi, zakrzywiony palec.
- Z obu stron? Kula przeszła? - Tuck pokazał palcem obie strony bioder leżącego.
- Tak - potwierdził Sarapul.
- Pokaż.
Starzec pokiwał głową i zaczął odwijać bandaż. Tuck delikatnie przekręcił nawigatora na
bok. Kimi jęknął, ale się nie obudził. Pocisk trafił go mniej więcej pięć centymetrów nad biodrem.
Przeszedł na wylot, rana wlotowa miała średnicę ołówka, a wylotowa ćwierćdolarówki. Tuck był
zdziwiony, że Kimi nie wykrwawił się na śmierć. Stary ludożerca wykonał kawał dobrej roboty.
- Nie zabieraj go do Czarownika - powiedział Sarapul. - Czarownik go zabije. A to tylko
nawigator. - Starzec błagał go, choć starał się zachować surową postawę. Zdradził go jednak szloch.
- Jest moim przyjacielem.
Pilot oglądał ranę, chcąc dać tamtemu czas, by się pozbierał. Nie pamiętał, by w tej części
ciała znajdowały się jakieś niezbędne do życia narządy. Ale rany należało zaszyć. Nie był pewien,
czy będzie w stanie się na to zdobyć, ale Sarapul miał rację. Nie można było zabrać Kimiego do
Curtisa.
- Używacie tu czegoś do uśmierzania bólu? Ludożerca popatrzył na niego z wahaniem. Tuck
uszczypnął go, aż Sarapul zawył.
- Ból. Masz coś, żeby nie bolało?
- Tak. Ale już tego nie rób.
- Nie. Dla Kimiego.
Sarapul kiwnął głową i wyszedł w ciemność. Wrócił kilka sekund pózniej ze szklaną butelką
w połowie wypełnioną mlecznym płynem. Podał Tuckowi.
- Kava - wyjaśnił. - Po niej nie boli.
Tuck odkorkował butelkę i w jego nozdrza uderzyła woń gotowanej kapusty. Wstrzymał
oddech i pociągnął haust cieczy, przemógł się, by się nie zakrztusić, i przełknął. Usta natychmiast
mu zdrętwiały.
- No, no, to powinno załatwić sprawę. Potrzebuję igły. nitki i gorącej wody. I jeszcze
alkoholu albo wody utlenionej, jeśli masz.
Sarapul pokiwał głową.
- Posmarowałem go neosporinem.
- Wiedziałeś? To po co ja się staram?
Sarapul wzruszył ramionami i wyszedł z chaty. Najwyrazniej w środku nie trzymał nic z
wyjątkiem własnej chudej dupy.
Kimi jęknął i Tuck go przekręcił. Oczy nawigatora się otworzyły.
- Szefie, ten psojebca do nie mnie strzelił.
- Curtis? Ten starszy biały facet?
- Nie. Japoński psojebca. - Kimi nakreślił palcem linię na swojej głowie, by pilot nie miał
wątpliwości, o kim mowa.
- Co robiłeś? Powiedziałem, że zajrzę do Sepie i się spotkamy. - Poczuł, że miłe odrętwienie
wędruje do jego kończyn. Ta kava naprawdę świetnie działała.
- Nie przyszedłeś. Martwię się o nią.
- Musiałem polecieć.
- Sarapul mówi, że ci ludzie bardzo zli. Lepiej mieszkaj tutaj, szefie.
- Cicho bądz. Wypij to. - Przytknął butelkę do warg Kimiego i przechylił. Nawigator
pociągnął łyk i Tuck pozwolił mu odpocząć przed podaniem następnej dawki.
- Niedobre - powiedział Kimi.
- Chcę cię zszyć.
Chłopak szeroko otworzył oczy. Wziął butelkę z rąk Tucka i pił, aż w końcu pilot mu ją
wyrwał.
- Nie będzie tak zle.
- Dla ciebie.
Tuck się uśmiechnął.
- Nie słyszałeś? Vincent mnie tu przysłał.
- Tak mówi Sarapul. Mówi, że nie wierzył w Vincenta, ale teraz wierzy, jak przybyliśmy.
- Naprawdę?
Sarapul wszedł do środka z naręczem różnych rzeczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl