[ Pobierz całość w formacie PDF ]
inaczej to żadna przyjemność. Byle cep się nie nadaje.
Ama spojrzała na zegarek i wystartowała jak do pożaru z nadzieją, że policja ma inne sprawy
niż ściganie piratów drogowych. Zwolniła dopiero na Urzędowskiej, bo przypomniała sobie o
radarach. Okolice Marzenia znowu minęła jak naziemny odrzutowiec, a potem już spokojnie
podjechała pod blok. Złapała prokuratorską łapówkę i pognała na drugie piętro. Musiała się jeszcze
wykąpać, przebrać i upiększyć. Flirt z przystojnym prokuratorem wymagał pewnych wysiłków, ale
zapowiadał się interesująco. Ama już dawno nie czulą, tego miłego dreszczyku. Były narzeczony
skutecznie ją zniechęcił do płci męskiej.
Nawet przez głowę jej nie przeszło, że robi dokładnie to, na co miała nadzieję jej matka. I
całe szczęście, bo gdyby na to wpadła, prokurator Jerczyk przestałby dla niej istnieć.
Kiedy Krzysztof pojawił się w drzwiach, Ama była już gotowa. Gołąbki grzały się w
mikrofalówce, w specjalnym dzbanku parzyła się zielona herbata.
- Przepraszam, że się trochę spózniłem, ale jednak musiałem wpaść do domu - powiedział,
podając gospodyni butelkę białego wina. - Byłem dzisiaj w prosektorium, a ten zapach... - Machnął
ręką. - Mam nadzieję, że wino będzie ci odpowiadać.
- Wejdz. - Ama zaprowadziła go do pokoju i posadziła przy stole. - Czerwonego unikam, bo
sama po nim czerwienieję. Nie przewidywałam pijaństwa, ale skoro już przyniosłeś, to nalej. Jutro
mam w pracy ciężki dzień, nie mogę być skacowana, bo klientki pomyślą, że szewc bez butów
chodzi... Kieliszki są w barku. - Wskazała ręką. - Ja muszę jeszcze skoczyć na chwilę do kuchni.
Kiedy wyszła, Krzysztof rozejrzał się z ciekawością i pomyślał, że panna Rozbicka ma dobry
gust. Pokój był jasny, przytulny, utrzymany w ciepłych kolorach. Na ścianie wisiał jeden tylko
obraz, którego nasycone kolory przykuwały wzrok.
- Na co patrzysz? - Ama wniosła półmisek z gołąbkami.
- To impresjonizm, tak? Monet? To kopia, prawda? Niezła.
Ama podążyła za jego wzrokiem i uśmiechnęła się z aprobatą. Pan prokurator był bardziej
interesujący, niż jej się z początku wydawało. Do tej pory jedyną osobą, która rozpoznała dzieło,
był jej ojciec. No, ale on uwielbiał wszystkich impresjonistów bez wyjątku i miał o nich olbrzymią
wiedzę.
- Maki w pobliżu Argenteuil - wyjaśniła. - Masz rację. Monet. Miałam kiedyś chłopaka, który
studiował na ASP. Szybko mi przeszło, bo pozował na wielkiego artystę i zachowywał się czasami
jak schizofrenik. Ogólnie był beznadziejny, ale genialnie kopiował impresjonistów. Wyłudziłam
ten obraz od niego. Ma coś w sobie. Zawsze, gdy na niego patrzę, myślę, że za którymś kolejnym
zakrętem czekają na mnie moje własne, płonące czerwienią maki. Moja nagroda... - Pożałowała
nagle swojej szczerości i rzeczowo dodała: - Pośpiesz się z napojami, bo zaraz przyniosę resztę i
możemy zacząć jeść. - Odwróciła się na pięcie i zrejterowała do kuchni.
Krzysztof posłusznie podszedł do barku. Szybko zlokalizował butelki z wodą mineralną,
wysokie kieliszki i pojemnik z lodem. Przygotowując napoje, pomyślał, że ten ostatni amant musiał
zranić Amę bardziej, niż się Sabinie wydawało. Zauważył, że panna Rozbicka niechętnie mówi o
sobie, a na zewnątrz stara się sprawiać wrażenie silnej, twardej dziewczyny, która nie przejmuje się
byle głupstwami i mocno stąpa po ziemi.
Przyszło mu do głowy, że sam czuje się w tej chwili jak malarz. Obraz Amy, który stworzyła
w jego świadomości matka dziewczyny, był w zasadzie czarno-biały. Teraz dopiero nakładał na
niego kolejne warstwy kolorów i powolutku tworzył wizerunek prawdziwej Anny Marii.
Wizerunek, który -bądzmy szczerzy - coraz bardziej go fascynował.
- Gotowy do uczty? - Ama weszła do pokoju i szybko rozstawiła na stole talerze, sztućce i
filiżanki z herbatą. - Siadaj i jedz, a ja postaram się zapomnieć na chwilę, jak bardzo się poświęcam
dla sprawy.
- Dla sprawy? - Krzysztof zrobił smętną minę. - Przykre. Ciekawe, co musiałbym zrobić,
żebyś kiedyś zechciała poświęcić się dla mnie.
Ama natychmiast się nastroszyła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]