[ Pobierz całość w formacie PDF ]

NIEPRZEMYZLANE DZIAAANIA
- Proszę państwa, za pół godziny zaczynamy - z głośników rozległ się głos Jima
Bernardiego. - Pół godziny.
- Muszę kończyć. Zostało mi tylko pół godziny - George rozmawiał z kimś przez
telefon. - Dziękuję za pomoc. Odłożył słuchawkę i zwrócił się do Jupitera i Pete a:
- Lekarze rozpoznali substancję, którą potraktowano mój kostium. David już
dostał odpowiednie lekarstwo. Czuje się lepiej.
- To dobrze - Jupiter odetchnął z ulgą.
Przez całą popołudniową próbę niepokoił się o zdrowie garderobianego. Teraz
nareszcie mógł przejść do rzeczy.
- A co z twoim kostiumem? - zapytał.
- Na dzisiejsze przedstawienie wymyślili mi inny. Zaklinają się, że sprawdzili,
czy nie jest zatruty - George patrzył w podłogę.
Jego dobry humor rozwiał się jak dym.
- Dasz sobie dziś radę? - martwił się Pete.
- Chyba tak - George wzruszył ramionami - chociaż nie wiem, jak długo jeszcze
wytrzymam. Jestem coraz bardziej przygnębiony tym wszystkim. Z jednej strony -
przykro mi ze względu na Davida, z drugiej - pomyślcie, co by było, gdybym to ja
włożył ten kostium?
- Prawdopodobnie rzuciłbyś rolę - powiedział Jupiter. - Tak jak chce twój
nieznany wróg. Ale to nie jest ważne. Pomóż nam teraz zrobić listę ludzi, którzy mieli
dostęp do kostiumu.
- Davida możemy wykluczyć z grona podejrzanych - głośno zastanawiał się
George.
- Nie spiesz się tak bardzo - przerwał mu Pete. - Teoretycznie David mógł to
zrobić, a potem dotknąć kostiumu przez pomyłkę.
- Poza tym - ciągnął George - scenograf. Dalej - krawcy.
- Nie - pokręcił głową Jupiter. - To musiało się stać u ciebie w pokoju. W
przeciwnym razie ten, kto niósł kostium na górę, też znalazłby się w szpitalu.
- Przez moją garderobę zawsze przewalają się tłumy ludzi. Na pewno byli Jim
Bernardi i Ron deJomb. Wpadł Vic Hamill, potem kilku innych aktorów. To mógł być
każdy.
Vic Hamill. Jupiter nadstawił uszu. Vic jest głównym podejrzanym o zrzucenie
popiersia Szekspira. Czyżby próbował stworzyć sobie szansę debiutu na wielkiej
scenie?
Jim Bernardi niespodziewanie wsadził głowę do garderoby.
- Jupe, Pete, jeśli chcecie zobaczyć dziś przedstawienie, radzę wam iść zaraz na
widownię. Jest pełno ludzi i trudno będzie znalezć nawet stojące miejsce.
Pognali na salę. Jim miał rację. Dopiero po chwili bileter wskazał im odległy kąt
za barierką. Stała tam już Kelly. Przez drzwi widać było foyer i długą kolejkę ludzi
czekających cierpliwie przed kasą.
- Wygląda mi, że to będzie przebój sezonu - zagadał Jupiter do biletera.
Poziom adrenaliny we krwi wzrósł mu na samą myśl o tym, że za kilka dni on,
Jupiter Jones, będzie musiał zmierzyć się z salą pełną ludzi.
- Bilety wyprzedane na trzy miesiące z góry - powiedział bileter na odchodnym.
- A jeszcze nie było premiery! W ciągu tego tygodnia zamówienia płyną jak rzeka. I
pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno temu było kompletne dno.
- Słuchałam, co mówią ludzie - odezwała się Kelly. - Wszyscy opowiadają sobie
o wypadkach George a, tak jakby samo przedstawienie wcale ich nie obchodziło.
Wydaje się, że tylko czekają, co nowego zdarzy się dzisiaj.
- Każda reklama jest dobra, byle była skuteczna - skrzywił się Pete.
- Według mnie, to obrzydliwe - Kelly rozglądała się z dezaprobatą. - Czy oni
mają zamiar bić brawo, jeśli mu się coś stanie?
Przerwali, bo światła zaczęły przygasać. Rozmowy przycichły. Orkiestra zagrała
pierwsze takty uwertury. Jupiter zauważył, że Kelly i Pete trzymają się za ręce. Na jej
twarzy malowała się duma, Pete z trudem powściągał podniecenie zmieszane ze
strachem.
Jupiter rozumiał ich bardzo dobrze. Sam czuł się podobnie. Już za kilka dni
usłyszą uwerturę z drugiej strony kurtyny. Był pijany ze szczęścia na samą myśl o tym.
I powoli zapominał, że mają do rozwiązania zagadkę prawie kryminalną.
Podczas przerwy Jupiter, Pete i Kelly pobiegli za kulisy, żeby pogratulować
George owi. Znalezli go na scenie - chodził tam i z powrotem, wpatrując się w podłogę.
- Zwietna robota - krzyknęła Keliy.
Podniósł głowę i uśmiechnął się.
- Dzięki. Czy zauważyliście, kiedy się sypnąłem?
- Co sypnąłeś? - nie rozumiał Pete.
- Nic nie sypnąłem, tylko sypnąłem się, czyli pomyliłem układ ruchów i kroków.
Coś zaskrzypiało im nad głowami. Jupiter momentalnie spojrzał w górę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl