[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się, czy ta przerwa nie zrobi mu dobrze. Gadam bez sensu, co?
Zrobiło mi się głupio, że tak naprawdę pytałam o książkę. Uśmiechnęłam się do niego
ze zrozumieniem.
- Nie, wcale nie. Chcesz, żeby znalazł sobie coś innego w życiu, żeby zarzucił polowania.
- Wszystko w pewnym sensie wygląda na znak, że powinien to zrobić, nie sądzisz?
- A co by mógł robić, jeśli nie będzie polował?
- Nie wiem. Wychował się na ranczu, jak ja. Jego ojciec miał sklep ze sprzętem
myśliwskim, prowadził łowieckie wyprawy, takie tam. Cormac pracował z nim. Tak, chyba
rzeczywiście myślę, że jeśli spędzi trochę czasu bez strzelby w ręce, może wpadnie na
pomysł, że mógłby się przekwalifikować.
Byłam rozdarta; z jednej strony chciałam przyznać mu rację, a z drugiej wyśmiać ten
pomysł jako totalną bzdurę. Chciałam tylko, żeby Cormac wyszedł. Chciałam, żeby był.
Nawet mając przy sobie Bena, nawet po tym wszystkim, co się stało i co stworzyło tę więz
między nami, w głębi duszy wciąż zadawałam sobie pytanie: co by było gdyby. Gdyby
Cormac nie uciekł, gdyby między nami zaiskrzyło...
- Już za nim tęsknię - przyznał Ben. - Dzwoni mój telefon, a ja ciągle mam nadzieję, że
zobaczę na wyświetlaczu jego numer. Chociaż wiem, że to niemożliwe.
- Tak. Wiesz, co powiedział na końcu naszego ostatniego spotkania w Walsenburgu? -
Ben uniósł pytająco brew. - Poprosił mnie, żebym się tobą opiekowała. %7łebym cię
chroniła przed kłopotami.
- Doprawdy? - odparł Ben z uśmiechem. - Mnie polecił to samo w stosunku do ciebie.
Być może się zarumieniłam. Odwróciłam oczy. To wyglądało, jakby Cormac przydzielił
nam misję, żebyśmy o nim nie myśleli.
- Czyżby miał aż tak mało wiary, że sami potrafimy się o siebie zatroszczyć? - spytałam.
- A dziwisz mu się? Nie, bynajmniej.
- Będzie taki sam, jak już wyjdzie?
- Nie wiem. Spotykały go już gorsze rzeczy. Ale kto wie? Czy ja jestem taki sam? Ty
jesteś taka sama? Czasem się zastanawiam, jaka byłaś przed likantropią i czy w ogóle
byśmy na siebie spojrzeli. Podejrzewam, że on częściowo będzie taki sam, częściowo inny.
Po prostu musimy poczekać i przekonać się, co zostanie po staremu, a co nie.
Skojarzyło mi się to ze ściąganiem opatrunków po operacji, w nadziei, że się udała. W
nadziei, że nie jest gorzej. To była rzecz, nad którą nie miałam kontroli.
- A jak ty sobie radziłeś? - Chodziło mi o to, jak radził sobie jego wilk.
- Trzymałem się w kupie. Ale nie cierpię smrodu tego miejsca.
No pewnie. Nawet nie chciałam myśleć, jak zalatuje więzienie.
- Dobrze. A co myślisz o tym? - Wskazałam rękopis na jego kolanach.
Przekartkował w zamyśleniu górną połowę stron, nie ściągając gumki. Rzucił kilka
zdawkowych uwag, które mogły oznaczać i pozytywną, i negatywną opinię. Mój niepokój
wzrósł. Jeśli moje pisanie było do bani, to nie wiedziałam, czy zdołam zacząć od początku.
- Muszę przyznać, że najbardziej podoba mi się rozdział pod tytułem Dziesięć sposobów
na pokonanie kretynizmu z kompleksem macho. - Nie potrafiłam stwierdzić, czy żartuje, czy
też nie. A jeśli tak, to czy żartuje ze mnie.
Poczułam się jak ośmiolatka błagająca o pochwałę.
- Ale co myślisz o całości? Podobała ci się? Nadaje się do czegoś? Powinnam dać sobie z
tym spokój i zostać księgową?
Roześmiał się i pokręcił głową. W końcu porzucił żartobliwą pozę.
- Jest dobra. Nie tego się spodziewałem... ale jest dobra. Myślę, że będzie się
sprzedawać jak świeże bułki.
Również myślałam, że ta książka będzie inna. Wydawca prosił mnie o wspomnienia, o
opis moich doświadczeń z przeszłości. Rozpisałam się raczej o terazniejszości, a także
trochę o przyszłości.
- Dzięki... znaczy, dzięki, że ją przeczytałeś. Naprawdę potrzebowałam, żebyś ją
przeczytał, jako że ty i Cormac też się w niej znalezliście, przynajmniej po trosze.
- Tak, właśnie tego się nie spodziewałem. Ale aluzje są subtelne. Nie użyłaś naszych
nazwisk, ale wszystko tu jest. Nie wiem, jakim cudem udało ci się wydobyć jakieś
przesłanie, jakiś optymizm z tego całego pasztetu.
- Nie wiesz, że jestem idealistką?
- Boże, zlituj się nad nami.
Producentka, młoda kobieta z nocnej obsady stacji, zajrzała przez drzwi i powiedziała:
- Kitty, masz minutę. Mamy na linii doktor Shumacher.
- Dzięki - rzuciłam; producentka zniknęła. Zwróciłam się do Bena. - Zostaniesz i
posłuchasz?
- Jasne, jeśli nie masz nic przeciwko.
Nie miałam. Cieszyłam się, że jest przy mnie. Znalazłam słuchawki, poprawiłam
mikrofon, sprawdziłam monitor, przygotowałam sobie ściągawkę. Nie zamierzam
posłuchać Matta; chciałam przyjąć tyle rozmów, na ile będę miała ochotę. Bo jak przyszło
co do czego, okazało się, że wszyscy mieli rację: uwielbiałam to. I tęskniłam za tym.
Zapalił się napis  Na żywo", włączono przewodni motyw: gitarowe akordy
rozpoczynające Bad Moon Rising Creedence Clearwater Revival. Zabrzmiały jak chóry
anielskie. I znowu byłam tylko ja i mikrofon.
Znów razem. I zaczynamy...
- Dobry wieczór każdemu z osobna i wszystkim razem. Jestem Kitty Norville i mam dla
was nowy odcinek Nocnej Godziny, audycji, która nie boi się ciemności ani stworzeń,
które w niej żyją...
***
Notes
[!1]
Henry David Thoreau, Walden, czyli życie w lesie. Thoreau opisuje w książce 2 lata, 2 miesiące i 2 dni, jakie spędził
nad stawem Walden w zupełnej dziczy. Książka stała się sztandarowym manifestem krytyków cywilizacji i postępu
(przyp. tłum.)
[!2] [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl