[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na cholerę nam teraz Irak?
I jakby w odpowiedzi na jego smutne słowa do gabinetu wpadła, również bez
pukania, sekretarka.
Iwanie Hieronimowiczu! krzyknęła rozdzierająco. Pułkownik Wu-
kołow, ten z szóstki, rzucił się z okna z okrzykiem: Nie mogę dłużej słuchać jak
skrzypi twoja prycza!
Generał wypchnął sekretarkę z gabinetu i powiedział do Grubina:
A ty mi tu Irak, Irak! Grubin pojął, że nie miał racji. Zadzwonił biały
telefon z godłem ZSRR.
Wątpię odpowiedział do słuchawki wywiadowca. Bardzo wątpię.
Odłożył słuchawkę i rzekł:
Dyrektor FSB dzwonił. Mądry facet, sukinsyn! Zapytał, czy nie zmobili-
zować w trybie pilnym nauczycieli języka migowego. Mądrala, ale ograniczony.
56
To nie pomoże zgodził się z nim Grubin.
Poczuł, że coś w nim zaświerzbiło, zaczęło ssać w dołku. I całe jego jestestwo
przypomniało odległym głosem Weroniki:
Nie mogę, biegnę, jestem biegnącą po falach. . . on czeka na mnie po pra-
cy. . . Wybacz, Grubin.
Proszę mnie zwolnić, generale błagalnym głosem odezwał się Gru-
bin. Natychmiast, proszę. . .
Najpierw musisz wymyślić odtrutkę. . .
Po co? W zamian mamy trwały pokój, nie będzie już wojen. Nie będzie
tajemnic. . .
Chyba zwariowałeś, Grubin! rozsierdził się generał. Uwzględniając
ich poziom nauki wymyślą antidotum za miesiąc, a my zostaniemy pozbawieni
wszystkich tajemnic, nawet tych z alkowy.
Nagle generał znieruchomiał, wsłuchując się w głos bakterii. Właściwie
wsłuchując się w głos swojej młodej żony. . .
I nie mówiąc już ani słowa, otworzył okno i zrobił przezeń krok, jak przez
próg. Z szóstego piętra.
Grubin zachował spokój. Podszedł do biurka, znalazł swoją przepustkę. Na-
pisał na niej piórem generała godzinę wyjścia, podpisał się za generała, bardzo
nawet podobnie. Nie zamykał okna z dołu już dochodziły zaniepokojone gło-
sy.
Wyszedł do sekretariatu. Sekretarka szlochała ona też miała swoje prywat-
ne problemy.
Grubin zszedł był na dół, wyszedł oddawszy przepustkę skołowaciałym z nie-
pokoju wartownikom, przeciął plac i z pierwszego napotkanego automatu (chwała
Bogu miał przy sobie kartę) zadzwonił do Wielkiego Guslaru, do sklepu We-
roniki. Powiedział tylko tyle:
Będę w domu w nocy. Czekaj i nie pozwalaj sobie na marzenia!
Oj! powiedziała Weronika. Naprawdę? Przeze mnie?
Przez ciebie.
Kochany jesteś. Bo mnie to już takie myśli ogarnęły. . .
Drugi telefon wykonał do Minca.
Przyjadę po pana taryfą powiedział. I od razu walimy do laborato-
rium.
Słusznie zgodził się Minc. Mam nawet już pewne przemyślenia. Jak
ograniczyć działanie tych bakterii do sfery polityki wewnętrznej. . .
2000
przełożyli Ewa i Eugeniusz Dębscy
Niepotrzebna miłość
fKorneliusz Udałow szedł z pracy do domu. To był zwyczajny, powszedni
dzień, chłodny, dookoła miasta skupiły się chmury, ale nad samym Wielkim Gu-
slarem jasno świeciło słońce. Winny temu był statek kosmiczny zefirów, który
zawisł nad miastem, nie pozwalając chmurom przesłonić nad nim nieba.
Przy sklepie spożywczym Eldorado przemarznięty zefir, taki z dołu hierar-
chii, kołysał dziecinny wózek, chcąc uciszyć dziecię, które matka zostawiła na
ulicy udając się na zakupy. Niemowlę popiskiwało, ale płakać się nie odważyło.
Udałow przestraszył się, że zefir wywróci wózek.
Nie napalaj się powiedział.
Ja się bardzo staram odpowiedział zefir mimo że dziecko jest bar-
dzo wytrącone z równowagi duchowej. Ale tak, czy owak, jestem panu bardzo
wdzięczny za uwagę, Korneliuszu Iwanowiczu.
Znają nas wszystkich po imieniu. Nie ma gdzie się przed nimi ukryć!
pomyślał Udałow.
Skręciwszy w ulicę Puszkina, zobaczył jeszcze jednego zefira, nieco starsze-
go, który zbierał kurz i psie odchody do plastykowego woreczka.
A gdzie dozorca? zapytał Korneliusz.
Fatima Maksudowna karmi piersią najmłodszego odpowiedział zefir.
Pozwoliłem sobie jej pomóc.
Zefirowi samemu przydałoby się odkurzenie. Pracował z zapałem, ale nie-
umiejętnie.
Czyś ty nigdy nie zamiatał ulicy? zapytał Udałow.
Proszę o wybaczenie powiedział zefir. U nas już od dawna nie ma
kurzu.
No to pewnie smutno jest u was.
Dlaczego pan tak uważa?
We wszystkim macie już porządek, wszystko osiągnięte.
Doskonałość nie ma granic nie zgodził się zefir.
No to po coście do nas przylecieli?
Niesiemy swoją doskonałość we wszystkie strony Galaktyki.
No-no westchnął Udałow.
58
A szkoda powiedział zefir że gdzieniegdzie spotykamy się z nieuf-
nością.
Udałow poszedł dalej. Przy bramie swojego domu spotkał zefira wlokącego
torby z zakupami.
A to dla kogo? zapytał Udałow.
Muszę pomóc sapnął zefir wciągając torby na ganek i upartą główką
otwierając drzwi. Profesor Minc zachorzał trochę, jesteśmy zaniepokojeni.
Zefir wyprzedził Udałowa w korytarzu. Zręcznie otworzył pazurkiem drzwi
do Minca i, podbiegłszy do stołu, postawił na nim torby z zakupami i lekarstwami.
Słowo honoru, nie należało tego robić ochrypłym głosem powiedział
Minc. Siedział w piżamie na kanapie. Gardło miał zawinięte ręcznikiem, czytał
jakieś pismo. Pociągnąwszy nosem oświadczył: Przeziębienie vulgaris. Pro-
gnoza pomyślna.
Czy to ty go posłałeś do sklepu? zapytał Udałow.
Niezupełnie odpowiedział Lew Christoforowicz. Jeden z zefirów
przybiegł do mnie zapytać jak wygląda suknia ślubna. . .
Co?
Suknia ślubna powtórzył Minc. Oni chcą zrobić prezent narzeczonej
Gawriłowa.
No to już przesada! Gawriłow żeni się trzeci raz. Niech od poprzednich żon
pożyczy.
Ty to żyjesz w świecie starych wartości nie zgodził się z nim Minc.
Dzisiejsza młodzież poważniej odnosi się do atrybutyki. Postanowili się pobrać
i uważają, że pamięć o tym wydarzeniu, łącznie z suknią ślubną, zachowa się na
całe życie.
A ten Udałow skinął głową w stronę zefira pobrał informację, potem
zapałał współczuciem i poszedł do apteki i do sklepu?
Oczywiście potwierdził zefir. A jak by pan postąpił na moim miejscu,
Korneliuszu Iwanowiczu?
Ja bym wezwał lekarza mruknął Udałow.
Ale przecież pan wie, Korneliuszu Iwanowiczu w głosie zefira roz-
brzmiały nutki lekkiego wyrzutu co powie lekarz. A ja zrobiłem to samo, tylko
lepiej.
I w tym momencie Udałow nie wytrzymał:
Po diabła?! Po diabła nam potrzebna cała ta dobroczynność?
Korneliuszu usiłował powstrzymać go Minc. Skąd ta agresja?
Zefir odczekał aż w pokoju zapanowała cisza i rzekł czule:
Rozwiązaliśmy u siebie w ojczyznie wszystkie problemy i teraz niesiemy
dobro na inne planety. Kochamy wszystkich, chcemy szczęścia dla wszystkich
istot w Galaktyce.
59
[ Pobierz całość w formacie PDF ]