[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeklinając swoją naiwność.
Do diabła, czuł się jak ostatni frajer, a to przecie\ jego wina. Czy\ nie wiedział,
\e kobietom nie mo\na ufać? Na wet tej, której pieszczoty koiły duszę i uciszały
prześladujące go demony. Czemu myślał, \e Sarah Ann jest inna? Zwłaszcza \e
właśnie ta kobieta uknuła intrygę i prowadziła ją z takim wyrachowaniem.
Beulah miała rację. Rzeczywiście jest głupcem.
Tak, tylko głupiec mógłby myśleć, \e przyzwoita kobieta związałaby się z kimś
podobnym do ciebie, Thornton.
Przynajmniej Sarah Ann miała dość rozsądku, by zdać sobie sprawę, \e to
szaleństwo. Wiedział, \e go przejrzała na wskroś, a\ do dna zepsutej, godnej
pogardy duszy. Nic dziwnego, \e go odrzuciła.
A właściwie o co mu chodzi? Ich tak zwane mał\eństwo nigdy nie miało szansy
przetrwania. To, \e czuli do siebie pociąg seksualny, nie oznaczało zmiany
pierwotnego planu. Gabe był wściekły, bo to Sarah Ann pierwsza oznajmiła to, co
było oczywiste. Czy nie zamierzał zrobić tego samego? Po prostu go wyprzedziła.
 Dorośnij, Gabe  mruknął.
Wbił wzrok w odległe pola pomidorowe. Czasami cholernie trudno wiedzieć,
jak postępować, kiedy poczucie pustki zjada człowieka \ywcem. Idąc skrajem
spalonego terenu, podszedł do Harlana, który wyglądał, jakby stracił ostatniego
przyjaciela. Poło\ył rękę na ramieniu staruszka.
 Przykro mi, \e niczego nie udało się uratować.
 Có\, synu, zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy.
Gabe spojrzał na niego uwa\niej i dostrzegł szary cień wokół ust.
 Dobrze się pan czuje, Harlanie?
 Od tego smrodu rozbolała mnie głowa.
 Jest pan pewny, \e nic więcej panu nie dolega?
 Po prostu czuję się zmęczony. Niekiedy mam wra\enie, \e powinienem ju\
odejść, rozumiesz?
 Rozumiem.  Gabe ścisnął ramię starszego pana.
Jaki wpływ będzie miało oświadczenie Sarah Ann, \e ich  mał\eństwo ju\ się
skończyło, na powrót do zdrowia jej dziadka? Gabe naprawdę przywiązał się do
zrzędliwego staruszka. Poza tym praca na farmie dała mu zadowolenie, którego nie
doświadczył chyba od czasów dzieciństwa. W pewnym sensie wiele zainwestował
w Dempseyów i ich farmę, a tu nadszedł czas, by stąd odejść. .
Dlaczego ta świadomość sprawiła mu taki ból? Tłumaczył sobie, \e nie
przynale\y do tego miejsca. Był przecie\ współwłaścicielem Angels Landing i
odbywał loty czarterowe. Jego \ycie było wypełnione pracą.
A jeśli zapragnął zostać farmerem, jest idiotą!
Rzucił okiem na dom, marszcząc czoło. Kiedy całował Sarah Ann, jej usta
miały posmak krwi. Mo\e nie była a\ tak wyrachowaną istotą, jaką chciała
udawać? Przecie\ nie mogła raz za razem doznawać najwy\szej rozkoszy w
ramionach mę\czyzny, nie czując do niego niczego poza czysto fizycznym
pociągiem. Zresztą to i tak nie miało znaczenia. Wiedział, \e nie znajdzie w sobie
dość odwagi, by ją spytać, co do niego naprawdę czuje albo czy mogliby
spróbować \yć wspólnie.
Do diabła, sam te\ nie był w stanie odpowiedzieć na te pytania. Zdawał sobie
sprawę, \e Sarah Ann wzbudziła w nim uśpione uczucia. Czasami doprowadzała go
do szału, ale wystarczyło jedno spojrzenie w oczy koloru bratków i marzył tylko o
tym, by uczynić ją szczęśliwą.
A poniewa\ w głębi serca był przekonany, \e jest ostatnim człowiekiem na
ziemi, który byłby w stanie dać jej szczęście, najlepsze co mógł zrobić, to wynieść
się z jej \ycia jak najszybciej. Przynajmniej tyle był jej winien.
 Kapitanie!  rozległ się okrzyk Rafea.  Zerknij na to.
 O co chodzi?
Muskularny Seminol podniósł kawałek zapalnika.
 Powiedziałbym, \e masz powa\ny kłopot, kapitanie.
Gabe zmarszczył czoło i zaklął.
 Czy to jest to, o czym myślę, do cholery?
 Tak  przytaknął Rafe.  Uniwersalne urządzenie zapalające. Ten po\ar nie
wybuchł przez przypadek.
 Gdzie ty, u diabła, byłaś?
Sarah Ann zatrzymała się gwałtownie w drzwiach do sypialni. Gabe patrzył na
nią z furią. Twarz miał pociemniałą od gniewu, włosy zmierzwione i wyglądał
wspaniale w obcisłych d\insach.
Oparła się o framugę drzwi, czując, \e brak jej powietrza. Zwlekała z powrotem
do domu do póznego wieczora, mając nadzieję, \e do tej pory Gabe się spakuje i
wyniesie. Gdyby to zrobił, mogłaby spróbować się pozbierać. Ale nawet spotkanie
z nim nie zostało jej oszczędzone.
 No?  powtórzył.
Jak mogła przyznać, \e chowała się jak tchórz przez całe popołudnie, robiąc
ró\ne rzeczy, które ju\ nie wydawały się wa\ne? Po zamknięciu banków i sklepów
uciekła do Stop  N Go i siedziała na zapleczu z Merilee, pijąc dietetyczną colę,
skubiąc pieczonego kurczaka i słuchając błahych opowieści przyjaciółki. Ale
Gabriel nie miał prawa przesłuchiwać jej jak przestępcy!
Wyprostowała plecy i uniosła głowę.
 Nie twój interes.
 Do diabła, kobieto!  Gabe chwycił ją za ramię i przyciągnął gwałtownie do
siebie. Jego złote oczy rzucały gniewne iskry.  Póki jesteśmy mę\em i \oną, to, co
ze sobą robisz, to mój cholerny interes! A teraz posłuchaj uwa\nie. Jedziesz ze
mną.
 O czym ty mówisz? Ja...  zamilkła, uświadamiając sobie, \e Gabe spakował
jej rzeczy zamiast swoich.  Chwileczkę! To ty masz się wyprowadzić.
 Có\, sytuacja się zmieniła.  Zgarnąwszy wybrane rzeczy, wcisnął je do starej
torby podró\nej i popchnął Sarah Ann w stronę drzwi.  Opowiem ci o wszystkim
po drodze.
 Po drodze? Dokąd?
 Do Angels Landing. No, chodz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl