[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Za parę dni - odpowiedziałem. Zciszyłem głos, by młodzi nie słyszeli naszej
rozmowy. - Nawet te parę dni wystarczy, byśmy tu umarli chociażby z pragnienia.
- Mam trochę wody - Rafał poruszał manierką wiszącą u jego pasa.
Woda cicho zachlupotała. Harcerz zdał sobie sprawę, jak mały to zapas dla czterech
osób. - Przecież rano ktoś zacznie nas szukać - wymyślił po chwili.
- Kto? Z jakiej przyczyny? - powątpiewałem. - Paweł, o ile ma swobodę działania, bo
nie zapominaj, że gdzieś zniknął, zadzwoni do mnie rano, wieczorem. Może dopiero wtedy
zacznie się niepokoić. Rano zawiadomi policję. Rozpoczną się poszukiwania. Kto wpadnie na
to, że jesteśmy w przejściu podziemnym? Jestem pewien, że ma i jego wspólnik starannie
zatarli wszystkie ślady swojej obecności.
- Mówił pan, że za parę dni...
- Tak, bo za parę dni rodzice Niuni i Rysia, twoi krewni, Paweł nie będą dawali
spokoju policji i ci jeszcze raz, tym razem gruntownie sprawdzą zamek. O ile ma nie
zabawił się w nocnego murarza i nie zamurował ścianki, którą tej nocy zburzył, to mamy
szansę, że ktoś nas tu odnajdzie.
- To co możemy zrobić?
- Wyjść.
- Którędy?
- Tędy - wskazałem wrota.
- Jak?
Rafał bezskutecznie usiłował wcisnąć ostrze noża pomiędzy skrzydła drzwi. Były
ciężkie, wykonane z drewna obitego blachą. Nie konserwowane przez te wszystkie lata mogły
okazać się słabsze niż wyglądały. Podzieliłem się z Rafałem swoimi spostrzeżeniami, a ten
natychmiast znalazł miejsce, gdzie mógł podsadzić nożem płat zbrojenia drzwi. Zaczął się z
nim szarpać. Pokaleczył sobie dłonie, ale oderwał spory, czterdziestocentymetrowej średnicy
kawałek.
- Jesteśmy na dobrej drodze - cieszył się Rafał krusząc drewno.
***
Stałem sam przed wzburzoną grupą cyrkowców. Czułem, że teraz ma dopiął swego i
czekał mnie lincz. Nawet życzliwy mi dyrektor zachowywał neutralną postawę.
- Paweł! - usłyszałem za sobą znajomy kobiecy głos.
Zza rogu mojego wozu wybiegła Roksana. Dobrze, że zespół  Titanica nie widział
mojej miny. Roksana świetnie grała. Udała speszoną, że spotkaliśmy się przy tylu świadkach.
- Zapomniałam ci coś powiedzieć, ale... widzę, że jesteś zajęty - wyjąkała.
Chciała odwrócić się na pięcie, ale Monika zareagowała pierwsza.
- Przepraszam, to pani była z Pawłem? - zapytała.
- Tak, a czemu to państwa interesuje? - Roksana zrobiła słodką minę, ale w jej głosie
było słychać zajadłość, wyrazne ostrzeżenie dla Moniki, że Roksana nie da sobie w kaszę
dmuchać.
Z do tej pory żądnych krwi cyrkowców jakby uszło powietrze.
- Małpa, przedstaw nam panią - poprosił pan Ludwik.
- Jestem narzeczoną Pawła - Roksana powiodła po cyrkowcach wzrokiem, szczególnie
więcej czasu poświęcając dziewczynom, a najwięcej Monice. - Nie przyznał wam się?
- Paweł jest nieśmiały - stwierdziła Monika.
- I skryty - dodała Dorota.
- Ale jest w porządku - powiedział Iwan i odwrócił się, by odejść do swojego wozu.
Chociaż sprawa pobicia Sevro była bardzo ważna, wszyscy poczuli się nieswojo i
niepewnie mówiąc  cześć! odchodzili. Został tylko pan Ludwik.
- Przepraszam, czy państwo są już... - podkręcił wąsika - po słowie?
- Tak, proszę pana - Roksana skromnie spuściła wzrok.
- Czemu pani z nami nie wyruszyła w trasę? Istniała taka możliwość.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
- Paweł uznał, że to będzie dobra próba naszej miłości - odparła Roksana.
Dyrektor uśmiechnął się.
- Ale długo bez siebie nie wytrzymaliście?
- Tak, chciałam przy okazji omówić jeszcze parę spraw związanych ze ślubem...
- A kiedy, jeśli wolno zapytać?
- 12 września - odpowiedziała Roksana. - To dzień moich urodzin.
Roksana była tak słodka, że rozbroiłaby chyba każdego mężczyznę, a co dopiero pana
Ludwika.
- Panie Pawle, wstyd mi za pana! - dyrektor udawał oburzonego.
- Jak pan mógł spotykać się z narzeczoną gdzieś nocą, po kątach? Co prawda cyrk to
miejsce pracy, ale i pana dom, a my jesteśmy jak pana rodzina, chociaż może nie zawsze nam
się dobrze układa...
Pan Ludwik poklepał mnie konfidencjonalnie po ramieniu i odszedł do siebie.
Roksana rzuciła mi się na szyję.
- Musiałam przyjechać, wez mnie teraz na ręce i zanieś do siebie - szepnęła.
Wziąłem Roksanę na ręce jak małe dziecko i wniosłem do swojego wozu. Posadziłem
ją na łóżku i chwyciłem za telefon.
- Poczekaj moment - poprosiłem dziewczynę.
Wystukałem numer telefonu Pana Samochodzika. Głos z automatycznej sekretarki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl