[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyjdzie dość podobny. Oczywiście utlenienie tego zajmie wam trochę czasu... Polecam
kuchenkę mikrofalową nastawioną na rozmrażanie produktów. Tylko skórę natrzyjcie
wcześniej wazeliną.
- Dobra, sprzęt zaraz będzie - nadkomisarz sięgnął po telefon.
- I proszę zamówić miękką, złoconą stalówkę - dodał fałszerz.
- Jak się dobrze z tym uwiniesz, zaopiniuję ci podanie o zwolnienie pozytywnie, ale
jeśli spróbujesz rozrabiać na wolności, to dorwę i łeb ukręcę...
- Rozrabiać? Ja? - aresztant miał podejrzanie rozanieloną minę...
Zostawiliśmy go przy robocie i pojechaliśmy do Instytutu Radowego.
Policyjna ekipa badała pomieszczenia na parterze, wiercąc cieniutkie dziury w
ścianach, bardzo gęsto, co kilkanaście centymetrów, we wszystkich podejrzanych miejscach.
- I jak? - zapytał mój towarzysz.
- W zasadzie bez szans - mruknął Malinowski. - Jeśli to jest gdzieś tu ukryte, to bez
rozebrania budynku cegła po cegle nie mamy szans tego odszukać...
- Ktoś was śledzi?
- Niewykluczone. Ale jeśli, to fachowiec. Tajniacy kręcący się wokoło nic nie
wykryli.
Nadkomisarz zabębnił palcami o blat.
- Wariant A - polecił. - Gdzieś za godzinę.
Postanowiliśmy pomóc ekipie. Nocni goście rozbili solidne, ceglane podesty pod blaty
laboratoryjne, ale dużo im to nie dało, bo w środku były wypełnione gruzem. Wygarnęliśmy
go do ostatniego okruszka, ale tam też nie było śladu notesu. Minęło trochę czasu i policjant
na motorze przywiózł nam podróbkę.
- Kurczę, taki talent i zszedł na złą drogę... - pokręciłem głową, przeglądając notatnik.
- W Anglii był człowiek, który podrobił pamiętniki Hitlera. I wpadł tylko dlatego, że
użył niewłaściwego zeszytu... W latach osiemdziesiątych to była głośna afera.
- Potem chyba nawet film zrobili - poskrobałem się po głowie, usiłując sobie
przypomnieć.
Na końcu notesu jak zakładka tkwił banknot studolarowy. Wyjąłem go zaskoczony.
Zgadzały się wszystkie szczegóły, gotów byłem się założyć, że detale rysunku uchwycono z
dokładnością co do milimetra. Nie zgadzało się tyko jedno. Twarz w otoku zamiast
prezydenta Franklina przedstawiała oblicze nadkomisarza Skorlińskiego. Banknot nie miał też
drugiej strony, ale to łatwo było wyjaśnić. Ernest nie miał w celi zielonego barwnika.
- A niech go - mruknął nadkomisarz. - Można załączyć do akt na dowód, że próbował
mnie przekupić... - zażartował.
Wygarnęliśmy gruz z wnętrza drugiego podestu. Teraz wystarczyło odrobinę zagrać.
Wydobyłem spomiędzy cegieł notatnik i triumfalnie pokazałem policjantom.
- No, gratuluję - powiedział Skorliński. - Jest notes...
Ciekawe, czy byliśmy obserwowani? Miałem nadzieję, że tak. Prowokacja była szyta
grubymi nićmi, ale może się powiedzie?
Pojechałem do ministerstwa. Notes umieściłem w sejfie. Teraz wystarczyło cierpliwie
poczekać. Telefon zadzwonił po godzinie.
- Mamy pańskiego szefa - rozległ się głos.
- To go wypuście - zaproponowałem.
Usłyszałem zduszony śmiech.
- Wolne żarty. Ale możemy się dogadać.
- Jak?
- Znalezliście notatnik Einsteina w Instytucie Radowym.
- Skąd to przypuszczenie?
- Mamy swoje zródła... Nawet w policji...
Kłamał, bo gdyby przeciek pochodził od ekipy, wiedzieliby przecież, że notes został
podłożony...
- O rany - jęknąłem udając święte oburzenie.
- Za dwadzieścia minut na murach za Barbakanem - polecił.
- A dowody, że to wy macie Pana Samochodzika? - wyrwało mi się.
- Mają mnie - usłyszałem głos szefa. - Zdobyłeś notes? Nie oddawaj im! To rozkaz!
ROZDZIAA JEDENASTY
WYMIANA " LIST MARII SKAODOWSKIEJ " SYNOWIE SZCZEPANIKA "
ZASTOSOWANIA RADU
Pózne jesienne popołudnie, mokro, na szczęście nie padało. Szary, obrzydliwy dzień,
wprost wymarzony, żeby spotkać szpiega w przeciwdeszczowym płaszczu.
Mury obronne Warszawy, wzniesione w XV i XVI wieku, zachowały się tylko
częściowo. W latach międzywojennych oraz zaraz po wojnie wyburzono wiele kamienic i
oficyn wzniesionych na międzymurzu i w dawnej fosie, odsłaniając zachowane relikty. Wtedy
też zrekonstruowano znaczne odcinki, nadając im wygląd zbliżony do pierwotnego.
Zewnętrzny mur, na odcinku od pomnika Kilińskiego aż do końca, zrekonstruowano
prawie w pierwotnej wysokości. Za Barbakanem ceglane schodki prowadzą na kładkę
biegnącą koroną umocnień. Z drugiej strony wejść na nie można po ohydnych, betonowych
schodkach. Latem przesiaduje tu kolorowa czereda punków, anarchistów i uciekinierów z
domu, obecnie nie było nikogo. Szedłem niespiesznie. Barbakan, zachowany w postaci
fundamentów, zrekonstruowano pieczołowicie po wojnie.
 Cała ta nasza Starówka już taka jest - myślałem ponuro.  Odbudowana, sztuczna,
tylko czasem najniższe piętra są autentyczne.
No, trochę przesadziłem. Kilka kamienic w Rynku Starego Miasta ocalało z wojennej
pożogi. Obecnie zajęło je Muzeum Historyczne, a w trakcie konserwacji odkryto w nich
malowane siedemnastowieczne stropy...
Korona muru, po jednej stronie ceglany mur przedpiersia, po drugiej metalowa
barierka. Gdyby szpieg chciał dać mi po głowie czymś ciężkim, to mógł wyrzucić moje ciało
na zewnątrz do fosy: kilkanaście metrów lotu, zanim bym walnął o glebę lub w drugą stronę,
między mury. Tu miałbym tylko cztery metru spadania, za to lądowanie na bruku. Urocza
perspektywa...
 Zobaczymy, kto kogo - pomyślałem.
Dłoń wpuszczona w kieszeń napotkała kolbę pistoletu gazowego. Szpieg stał niemal
na końcu muru przy schodkach. Nie miał na sobie przeciwdeszczowego płaszcza ani
kapelusza ocieniającego twarz, tylko goretexową kurtkę z kapturem.
- Ma pan notatnik? - zapytał uprzejmie, kiwając głową na powitanie.
- A wy macie mojego szefa?
- Jest tam - wskazał białego vana stojącego na ulicy Mostowej, biegnącej za fosą.
- Pójdziemy tam?
- Da mi pan notatnik, zaniosę go do samochodu. Sprawdzimy, czy jest autentyczny.
Wtedy puścimy pana Tomasza.
- Nie powiem, żeby mi się to podobało - powiedziałem. - Może najpierw go
wypuścicie, a potem oddam wam notatnik?
Milczał przez chwilę, zastanawiając się.
- To może jakiś kompromis? -zaproponował.
- Jeden z pańskich ludzi przejdzie z moim szefem na dno fosy. Zrzucę notatnik, on
niech go sobie złapie i obejrzy. Pan zostaje tu jako zakładnik. Notatnik w porządku, pan
Tomasz przychodzi tu. Wtedy pana puszczam.
Skrzywił się, jakby zjadł cytrynę.
- A jak nie puścicie?
- Nie mam co robić, tylko trzymać związanego ruskiego szpiega w wersalce -
odgryzłem się.
- Nie jestem szpiegiem. Jestem oficerem wywiadu.
- Przepraszam najmocniej - postarałem się, żeby moje słowa podlane były sarkazmem.
- Co pan na to?
Myślał jeszcze chwilę. Wreszcie wyjął telefon i wymienił kilka słów ze wspólnikami.
Po chwili dwaj z nich wysiedli z vana. Obok nich szedł Pan Samochodzik.
- Miał być jeden - zauważyłem.
- Co nieco słyszeliśmy o pana szefie. Z naszych akt wynika, że ćwiczył dżudo. Mój
przyjaciel będzie łapał notatnik, a on rozbije mu głowę?
- Asekuranci - mruknąłem. - Dobra, rzucam.
Obwiązałem brulion plastykową siatką i cisnąłem do fosy. Agent schwytał go bez
trudu. Odpakował i zaczął przeglądać. Trwało to dziesięć minut. Wreszcie, uspokojony,
powiedział coś do wspólnika. Ten uścisnął dłoń panu Tomaszowi. Szef ruszył fosą, by obejść
mur i wejść na górę.
- Czyli załatwione - stwierdził szpieg. - Mogę sobie już iść?
- Jeszcze chwila - powstrzymałem go.
Pan Samochodzik doszedł do końca wału, obszedł go, wdrapał się po szerokich,
kamiennych schodach na skarpę i po betonowych schodkach na koronę muru.
- Dobra - powiedziałem, gdy tylko upewniłem się, że faktycznie jest to mój
zwierzchnik. - Pora się żegnać.
Szpieg kiwnął mi głową i odszedł.
- Czyś tu oszalał?! - huknął na mnie szef. - Coś ty im dał? %7łycie ci niemiłe? Te świry [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl