[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odejdziesz, doznałem wstrząsu, ożyłem. Słowo daję, zrozumiałem, że ostatnio
chyba dostałem fioła. Czemu, u diabła, nie machnąłem ręką na matkę, nie
odszedłem z tobą, skoro sobie tego życzyłaś?
 Nie mogłeś, kochany  szepnęła.
 Tak!... Matka miała charakterek...  podjął tonem zastanowienia.  Myślę, że
wszyscy byliśmy w pewnym sensie hipnotyzowani.
 Niewątpliwie  przyznała.
Lennox siedział przez chwilę zamyślony. Pózniej odezwał się:
 Kiedy tamtego popołudnia powiedziałaś mi, że odejdziesz, dostałem pałką w
łeb! Do obozu szedłem półprzytomny i nagle zrozumiałem jasno, jaki był ze mnie
dureń! Uświadomiłem sobie, że tylko jedno mogę zrobić, by nie utracić ciebie 
ciągnął posępnie.  Postanowiłem...
 Dosyć!  przerwała mu nagle. Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
 Postanowiłem rozmówić się z matką  ciągnął zupełnie innym, beznamiętnym
już tonem, starannie dobierając słów.  Powiedziałem, że muszę zrobić wybór
pomiędzy nią a tobą i, oczywiście, wybrałem ciebie.
Umilkł na moment, by podjąć z dziwną nutą uznania dla samego siebie:
 Tak! To właśnie jej powiedziałem.
120
ROZDZIAA XXI
W drodze powrotnej do hotelu Herkules Poirot spotkał dwie osoby. Pierwszą z
nich był Jefferson Cope.
 Pan Poirot?  zapytał.  Nazywam się Jefferson Cope.  Uścisnęli sobie ręce i
ruszyli dalej ramię w ramię.
 Usłyszałem  wyjaśnił po drodze Amerykanin  że prowadzi pan formalne
śledztwo w sprawie zgonu mojej starej znajomej, pani Boynton. Tragiczna
historia, nieprawdaż? Osoba w tym wieku stanowczo nie powinna ryzykować tak
uciążliwej podróży. Ale uparta była, proszę pana. Rodzina nie miała na nią
najmniejszego wpływu. Istny tyran domowy! Jak powiedziała, tak musiało być.
Nastąpiła krótka pauza.
 Chciałbym poinformować pana  podjął Amerykanin  że jestem starym
przyjacielem rodziny Boyntonów. Ma się rozumieć, wszyscy przeżyli ciężki
wstrząs, a w ogóle to ludzie nerwowi, bardzo wrażliwi, niezaradni. Jeżeli, rozumie
pan, trzeba czymś się zająć, załatwić formalności związane z pogrzebem lub
przewozem zwłok do Jerozolimy, chętnie zrobię, co w mojej mocy, żeby im trochę
ulżyć. Proszę mi tylko powiedzieć, a będę do usług.
 Rodzina Boyntonów z pewnością będzie panu wdzięczna za tę propozycję 
powiedział detektyw i dodał zaraz:
 O ile mi wiadomo, jest pan szczególnie bliskim przyjacielem młodej pani
Boynton?
Cope zarumienił się lekko.
 Tego tematu nie warto już poruszać. Słyszałem, że dziś rano rozmawiał pan z
panią Nadine Boynton. Zapewne powiedziała panu, jak wyglądała sytuacja
pomiędzy nią i mną. Ale to skończone, proszę pana. Skończone! Pani Nadine to
osoba nieprzeciętnej wartości. Czuje, że przede wszystkim ma obowiązki wobec
męża pogrążonego obecnie w ciężkiej żałobie.
Poirot skwitował tę wypowiedz lekkim pochyleniem głowy.
 Pułkownik Carbury  podjął  pragnie mieć jasny obraz sytuacji, w jakiej
umarła pani Boynton. Zechce pan opowiedzieć mi o tamtym popołudniu?
121
 Naturalnie, proszę pana! Po drugim śniadaniu i krótkim odpoczynku
wybraliśmy się na spacer. Chcieliśmy iść sami, bez tego nieznośnego dragomana!
Właśnie wtedy odbyłem rozmowę z Nadine, która pózniej odeszła, bo chciała
znalezć męża i wobec niego jasno postawić sprawę. Ja także samotnie wracałem
do obozu i w połowie drogi spotkałem dwie Angielki, które były z nami na
porannej wycieczce. Jedna z nich to podobno wielka dama, angielska hrabina,
czy coś takiego.
Mały Belg potwierdził, że tak jest rzeczywiście.
 Kobieta na poziomie. Inteligentna, proszę pana, i taka wykształcona! Druga
wygląda raczej na kogoś skromniejszego, no i była okropnie zmęczona. Nasza
poranna wycieczka to ciężka próba dla osoby w starszym wieku, zwłaszcza jeżeli
cierpi na lęk przestrzeni. A więc spotkałem te dwie panie i powiedziałem im to i
owo o Nabatejczykach i ich cywilizacji. Wróciliśmy nawet kawałek, żeby obejrzeć
jedne ruiny. Pózniej we troje poszliśmy do obozu. Byliśmy tam około szóstej. Lady
Westholme zażądała herbaty, w której piciu miałem zaszczyt uczestniczyć.
Herbata była słaba, ale miała przyjemny, chociaż dziwny aromat. Tymczasem
służący nakryli do stołu i jednego z nich wyprawiono po starszą panią Boynton.
Znalazł ją w fotelu, nieżywą.
 A wracając do obozu, widział pan panią Boynton?
 Widziałem. Siedziała przed swoją grotą, jak przez całe popołudnie, więc nie
zwróciłem na nią szczególnej uwagi. Właśnie tłumaczyłem lady Westholme
przyczyny naszego obecnego kryzysu gospodarczego. Musiałem też uważać na
pannę Pierce. Była taka zmęczona, że potykała się raz po raz.
 Bardzo panu dziękuję  powiedział detektyw  i pozwolę sobie na niedyskretne
pytanie. Czy pani Boynton zostawiła znaczny majątek?
 Bardzo znaczny! Ale, wyrażając się ściśle, nie był to jej majątek. Korzystała
tylko z dożywocia, a po jej śmierci wszystko miało być podzielone w równych
częściach między dzieci nieboszczyka Elmera Boyntona. Obecnie to ludzie bogaci.
 Pieniądze wiele mogą  mruknął Poirot.  Ileż to zbrodni popełniono dla
pieniędzy!
 Tak... Naturalnie...  przyznał tamten nie bez zdziwienia.
Mały Belg uśmiechnął się smętnie.
122
 Ale istnieją setki innych motywów, prawda?... Dziękuję panu za cenne
informacje.
 Nie ma za co, proszę pana... Miło mi było się przysłużyć... Oo! Tam siedzi
panna King. Chciałbym zamienić z nią kilka słów.
Schodząc ze wzgórza, Poirot spotkał pannę Pierce, która przydreptała lekko
zdyszana i najwidoczniej wzburzona.
 Oo! Proszę pana!  zaczęła.  Bardzo się cieszę, że pana spotkałam. Dopiero co
rozmawiałam z młodszą panną Boynton, tą rudą. Opowiadała niestworzone
rzeczy o wrogach i jakimś szejku, który chce ją porwać, i że jest otoczona
szpiegami. Szalenie romantyczne historie! Lady Westholme twierdzi, że to
wierutne brednie i że kiedyś miała w służbie pomoc kuchenną, także rudą
dziewczynę, która kłamała w bardzo podobny sposób. Ale lady Westholme bywa
czasami za mało wyrozumiała. Taka surowa! A może to wszystko prawda, co? W
naszym życiu zdarzają się dziwne rzeczy. Gdyby to była prawda, mielibyśmy nie
lada sensację.
Panna Pierce była ogromnie podniecona i naprawdę wzruszona.
 Istotnie. %7łycie ludzkie potrafi obfitować w niezwykłe wydarzenia  przyznał
Poirot sentencjonalnie.
 Dziś z rana nie uświadomiłam sobie, proszę pana  ciągnęła z przejęciem
panna Pierce  że pan to ten najsłynniejszy w świecie detektyw. W swoim czasie
czytałam, oczywiście, wszystko w prasie o morderstwach A.B.C. Jakie to było
straszne! A ja miałam wtedy miejsce guwernantki niedaleko Doncaster! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl