[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ożenić się z tobą? - powtórzył.
- To właśnie powiedziałam.
- Po tym wszystkim, co ci o sobie opowiedziałem? Prze
cież wiesz, co myślę...
- Wiem.
Wobec tego chyba nie uważałaś. - Kręcił głową z nie
dowierzaniem. Ja naprawdę nie nadaję się na męża. Jestem
pracoholikiem. Sama wiesz, jak trudno nam było przez te
ostatnie tygodnie znalezć choć chwilę czasu dla siebie...
- I jakie to były cudowne chwile. Temu chyba nie za
przeczysz.
- Nie zaprzeczę - zgodził się Craig. - Ale nie jesteśmy
mężem i żoną. Małżeństwo to zupełnie co innego. O rodzinę
trzeba dbać i poświęcać jej dużo czasu, a ja tego zapewnić nie
mogÄ™.
- Ja to zrobię za nas dwoje. - Isabel wiedziała, że za-
brzmiało to żałośnie. Próbowała odzyskać wewnętrzny spo
kój, tak jej potrzebny do przekonania Craiga. - Zrozum,
Craig, wielu mężów pracuje do pózna i podróżuje. Oczywi
ście, nie jest to idealne, ale uczynię wszystko, żeby się nam
udało. Nie będziemy spędzać ze sobą zbyt wiele czasu, ale za
to wspólne chwile będą fantastyczne.
- Nie chodzi tylko o nas. - Craig podszedł do ogromnego
okna, z którego rozciągał się widok na plażę. Długo patrzył
na ocean, zanim wreszcie zdołał zebrać myśli. - Są
mężczyzni, którzy po prostu nie nadają się na ojców i mężów.
- Dlaczego uważasz, że ty taki właśnie jesteś? - zapytała
zdziwiona.
- Ja tak nic uważam. Ja to wiem.
- Skąd możesz wiedzieć, jeśli nigdy nie byłeś żonaty? Bo
przecież nie byłeś, prawda?
- Nie byłem i nie chcę próbować. - Twarz Craiga wyra
żała taki ból, że Isabel z żalu ścisnęło się serce. - Nie chcę,
żebyście z Sandy przez całą resztę życia były nieszczęśliwe
tylko dlatego, iż tobie tak bardzo potrzebny jest mąż, że
wyszłabyś za każdego przechodzącego ulicą głupka.
- Teraz ty mnie posłuchaj. - Isabel wstała. Policzki jej
płonęły, a w oczach szkliły się łzy. - Gdybym rzeczywiście
chciała wyjść za mąż za byle kogo, to do tej pory dawno już
bym to zrobiła. Ulice są pełne byle jakich facetów.
- Więc wybierz sobie któregoś z nich.
- %7Å‚aden z nich siÄ™ nie nadaje.
- Ja też się nic nadaję! - Craig podszedł do niej. Isabel
myślała, że chce jej dotknąć, ale zatrzymał się, zanim zbliżył
się do niej na odległość wyciągniętej ręki. - Tylko dlatego nie
chcę się zgodzić, bo zależy mi na tobie i na Sandy. Zasługu
jecie na coÅ› lepszego.
- Być może. - Isabel wpatrywała się w beżowy dywan
pod stopami. - Może rzeczywiście zasługuję na mężczyznę,
który będzie mnie kochał i zechce być najlepszym na świecie
ojcem, na takiego, który co wieczór będzie wracał do domu
i bawił się z Sandy, kiedy ja będę gotować obiad, mężczyznę,
który będzie tylko mój i który usatysfakcjonuje mnie pod
każdym względem.
Wreszcie podniosła głowę. Twarz Craiga wyrażała rozpacz
i tęsknotę. Szybko się jednak pozbierał i przybrał obojętną
minÄ™.
- Właśnie tego ci trzeba - powiedział prawie szeptem.
Musisz mieć mężczyznę, który cię pokocha i którego ty
będziesz mogła kochać bez zastrzeżeń.
- Wobec tego jeszcze się rozejrzę - powiedziała, zastana
wiając się jednocześnie, dlaczego Craig uważa, że ona nie
mogłaby go pokochać. - Ale zanim kogoś znajdę, prawdopo
dobnie zdążą mi już zabrać Sandy.
Musiała wyjść. Gdyby została, mogłaby zacząć krzyczeć
i jeszcze bardziej by się ośmieszyła. Zbiegła ze schodów,
mając nadzieję, że za chwilę usłyszy za sobą kroki Craiga.
Niestety, wciąż była sama.
Isabel poszła na odludną część plaży. Zdjęła sandały i bro
dziła w wodzie, pozwalając wiatrowi, aby osuszył jej łzy.
Dopiero po kilku minutach uzdrawiającej samotności mogła
obiektywnie przyjrzeć się temu, co przed chwilą zaszło po
między nią i Craigiem.
Była wobec niego uczciwa. Przynajmniej o to nie musiała
mieć do siebie pretensji. Gorzej przedstawiała się sprawa całej
reszty. Isabel zrozumiała, że usiłowała wmanipulowac Craiga
w małżeństwo, wzbudzając w nim poczucie winy. No cóż,
naprawdę nic miała wyjścia. Zrobiłaby wszystko, żeby tylko
zatrzymać Sandy, co oczywiście w niczym nie usprawiedli
wiało jej postępowania.
k.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]