[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ukształtowała ten świat sama, choć może bezwiednie. Z niej jednak wyrósł, niech więc nie
wchłonie nikogo innego.
Nie mogła przepędzić mroku ze swego umysłu, ale niejasno czuła ożywcze ciepło.
Tirtho! Usłyszała inny znajomy głos, nie tak cichy jak pierwszy; silniejszy,
głębszy, bardziej natarczywy. Chciała się odwrócić, uciec, przegonić natręta.
Nie mogła tego zrobić. Jej ciało leżało przytulone do innego ciała, unieruchomione.
Przez sekundę lub dwie, może przez jedno uderzenie serca, dotarło do niej to odczucie
poprzez wszechogarniającą ciemność zrodzoną w najtajniejszych zakątkach jej istoty.
Próbowała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle, błagać o uwolnienie, gdyż inaczej
ten ktoś drugi zostanie splugawiony, skalany, ucierpi z jej powodu.
Nie! To zaprzeczenie było tak stanowcze, że je usłyszała. Nie, to nie
powstało w tobie, ty nie jesteś taka& Wydało się jej, że jęknęła, tracąc siły. Wewnętrzny
mrok zwyciężał, pochłaniał resztki jej osobowości, pożerał wszystko, czym była lub mogła
być. Przecież wyrósł na zgniliznie przepajającej jej duszę.
Tirtho! znów dobiegło ją tamto wołanie.
A pózniej, jak słońce wschodzące na bezchmurnym niebie w piękny wiosenny dzień,
kiedy można uwierzyć w odrodzenie życia, a serce przepełnia radość, promień światła
przedarł się przez otaczającą ją czarną chmurę Zła. Stawał się coraz większy i silniejszy.
Czuła, że jakaś siła rozrywa mroki jej najintymniejszych klęsk.
Zwietlisty miecz przedzierał się powoli, lecz nieustępliwie. Aż wreszcie ostre
pchnięcie dotarło do serca tego, czym się stała. Czy była to śmierć? Jeśli tak, powita ją z
radością.
Jeszcze raz przemknęły jej przez myśl wszystkie uczynki, wszystko, co z siebie
zrobiła aż do tej chwili. Lecz zbawczy promień światła podjął walkę z pogardą, którą do
siebie czuła, z upodleniem ducha. Zwyciężona, wdeptana w ziemię pewność siebie drgnęła.
Powoli, bardzo powoli, jakaś część jej istoty zareagowała na światło i ciepło, jęła czerpać z
nich siły. Przestała wspominać dawne niepowodzenia a przynajmniej te, które obciążały
jej sumienie.
Tirtha ponownie zawołała o pomoc, ale tym razem prosiła o pomoc przeciw sobie
samej, aby mogła stawić czoło temu, czym była, i zaakceptować wszystkie swoje wady.
Ciepło i światło dodały jej sił, wzmocniły wolę.
Westchnęła i mroczne brzemię zelżało. To prawda, że zrobiła to i tamto, była obojętna
i oschła, i egoistyczna, lecz nie czuła się już tak osamotniona. Ktoś pomagał się jej uwolnić,
unosił ją do góry, wyzwalał&
Niejasno zobaczyła nad sobą jakąś twarz, a za nią drugą. Leżała w czyichś ramionach,
a ktoś inny ściskał jej dłonie tak mocno, że zdrętwiały i bolały. Ciemność otaczała ich troje.
Nie była to jednak straszliwa wewnętrzna ciemność, która zaatakowała ją niespodziewanie,
ale naturalny nocny mrok. Sokolnik obejmował ją i podtrzymywał, jak wtedy, gdy
przebudziła się z transu, Alon zaś klęczał, trzymając za ręce. Ja& usiłowała
przemówić, powiedzieć im o wszystkim. Lecz Sokolnik położył jej rękę na ustach.
W metalowych szponach, które teraz podniósł na wysokość jej barku, tkwił zaklęty
miecz. Bił od niego blask nie niebieski, lecz złocistobiały, oświetlający ich twarze. Nirel
zdjął był henn i kiedy Tirtha podniosła na niego oczy, spostrzegła dziwny wyraz jego twarzy.
Nie wiedziała, co to za uczucie, ale nigdy dotąd nie widziała go tak poruszonego. W jego
oczach paliły się żółte ogniki. Obserwował ją uważnie, jakby była krainą a może bramą
której trzeba było strzec ze wszystkich stron.
Jego sokół, który nigdy go dotąd nie opuszczał, siedział teraz na ramieniu Alona. Oczy
ptaka płonęły; zatopił w niej nieruchomy wzrok drapieżnika.
Twarz chłopca była niemal szara mimo ciepłego blasku miecza. Zagryzł wargi i
wyglądał na tak zmęczonego, jakby znów bronił się przed ludzmi Gerika.
Ja& Tirtha uchyliła twarz przed ręką Nirela. Ja byłam& własny głos
zabrzmiał jej w uszach jak krakanie.
W jądrze Ciemności odpowiedział jej ponuro Sokolnik. Ten atak&
Alon przerwał mu:
Zaatakowała cię moc, którą może przywołać tylko bardzo potężny sługa
Ciemności.
Nie od środka. Zaprotestowała żywo. Z trudem znajdowała odpowiednie słowa.
Jej umysł był odrętwiały i obolały. Mogłoby jej tak dokuczać całe ciało, gdyby o włos
uniknęła śmierci w walce. To było wewnątrz. Wewnątrz mnie.
Alon poruszył się i znów przykucnął.
Próbowałaś nawet użyć swego miecza& przeciw sobie samej. Puścił jej ręce i
wskazał na to, co leżał o między nimi: stary, zniszczony brzeszczot, który był jejtalizmanem.
Siła, która cię opętała, chciała cię zmusić do samobójstwa.
Opętała& powtórzyła. Słyszała i czytała o opętaniu. Była to najgrozniejsza broń
Kolderczyków. Czy w taki właśnie sposób opanowywali ludzkie ciała zamieniali ludzi w
żywe trupy, które im służyły? Nie, robili to za pomocą maszyn, które zwycięzcy zniszczyli na
Gormie, udziałem. Ale ty, pani. Mistrz Miecza i Podniebny Wojownik przywróciliście mi
życie i obudziliście we mnie moce, których nigdy nie rozumiałem i dlatego żyłem jak we śnie.
Czy możesz powiedzieć, że to wszystko jest tylko dziełem przypadku?
Tirtha zwilżyła wargi; spojrzała najpierw na Sokolnika, w którego ramionach nadal
leżała, pózniej na chłopca będącego kimś innym, niż się mogło wydawać, a wreszcie na ptaka
siedzącego mu na ramieniu. Mur, który budowała wokół siebie latami, pękł.
Nie mam pojęcia, co muszę odszukać w Sokolim Rogu wyznała ale to nie
tylko mnie dotyczy. Przypuszczam, że ludzie z mojego klanu byli strażnikami czegoś bardzo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]