[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pory nic o tym nie wiem, mo\esz to sobie wyobrazić? Nie opo-
wiadał mi o tym wcześniej, nie chce mówić o tym teraz. Wydaje
mi się, \e wstydzi się wspominać tamte lata.
...Chodził na nocne łowy na gówniarzy. Brał ogień na siebie.
Rzucali się na niego, jak wściekłe psy i jak psy ich zabijał. Czy
stał, zielony jak trup, podobny do wilkołaka, do \ywego trupa, do
mikrozabójcy, i obserwował, rozkoszując się powoli, jak pękają
ich ohydne łby i dymiąca ciecz rozlewa się po chodniku lepkim
półkolem?... Nie wiem. Wątpię. Ale to przecie\ mo\liwe!
.. .A być mo\e... po prostu strasznie pił? W rozpaczy, \e mo\e
zabijać i nic więcej nie umie. Odczuwając swoją niesamowitą
moc i absolutną bezradność jednocześnie... Być mo\e. To te\
jest mo\liwe. Ale nie tylko to.
...Albo spokojnie, bez pośpiechu, z zapałem opracowywał
swoją teorię elity, która pózniej wywołała w tobie - pamiętasz?
- takie dziecinne oburzenie. Ty przecie\ jesteś demokratą. Ale
wielu osobom podobała się ta teoria i teraz te\ się podoba. A jak
Strona 123
Strugaccy A i B - Poszukiwanie przeznaczenia(txt)
to jest w polityce? Niewa\ne, czy mówisz prawdę, wa\ne, \eby
jak najwięcej ludzi zgodziło się uwa\ać to za prawdę... Ludzi
nie interesuje prawda. Oni tylko chcą, \eby im coś ładnego po-
kazać...
A być mo\e, w ogóle niczego takiego nie było? Pracował so-
bie w swoim zawodzie, pisał swoje programy, robił karierę - prze-
cie\ i doktorat napisał w ciągu tych lat i został kierownikiem sek-
cji... Zawsze był pracowity, i zawsze podobała mu się jego praca.
A być mo\e było to wszystko razem i jeszcze wiele innego,
czego nie mogę się nawet domyślić? Nie wiem.
Rozstaliśmy się więc jakby na zawsze i rzeczywiście długo-
śmy się nie widzieli - ponad trzy lata. Do mojego pierwszego urlo-
pu. Pamiętasz, przyjechałem i przywiozłem ci tarczę Masaja i praw-
dziwą afrykańską dzidę? To był mój pierwszy przyjazd i wreszcie
znowu się z nim zobaczyłem. Przedtem nawet nie pisaliśmy do
siebie. Nie chciałem ryzykować, nie chciałem ściągać na siebie
niepotrzebnej uwagi, nie chciałem na niego ściągać nadmiernej
uwagi, chocia\ zawsze mogłem się powołać na słu\bową koniecz-
ność utrzymywania kontaktu z potencjalnym cennym nabytkiem.
Ale nie chciałem, \eby jeszcze ktoś o nim wiedział, przyglądał mu
się, brał go pod lupę. W nocnych koszmarach wystarczał mi Wied-
mak. Nawiasem mówiąc, akurat z Wiedmakiem próbowałem na-
wiązać korespondencję, ale bez sukcesu: wysłałem do niego trzy
listy, odpowiedział mi jednym jedynym, z okazji, liścik okazał się
niepowa\ny, jakieś głupie prośby odnośnie pamiątek, potem, kie-
dy dostał te pamiątki, w ogóle przestał się odzywać.
Do Gospodarza zadzwoniłem ju\ pierwszego dnia. Nie mo-
głem się powstrzymać. Jakby sam diabeł oliwił mechanizm mo-
jej niecierpliwości (twoja mama zaczęła nawet wtedy podejrze-
wać coś niedobrego, pojawiła się masa dodatkowych komplika-
cji, ale to inna historia i nie ma tu dla niej miejsca).
Wydało mi się, \e przytył i stał się rozlazły. Poczęstował mnie
nie herbatą, jak kiedyś, a wódeczką (pod wczorajsze gotowane ziem-
niaki z solą). Mówił mało, bardziej słuchał, ale jego małomówność
wynikała wyraznie nie z niechęci do mnie albo, broń Bo\e, podej-
rzeń, a z jakiejś dobrodusznej obojętności, no i jego zainteresowa-
nie moimi opowiadaniami płynęła chyba z tego samego zródła. Wy-
raznie popijał, i to ju\ zaczęło wyciskać piętno na jego osobowości.
Chocia\ przy dobrej woli mo\na było wyczuć w tej dobrodusznej
obojętności coś majestatycznego. Przede mną siedział człowiek, który
dobrze znał swoją cenę i dlatego był obojętny na resztę.
Kiedy zaczynała się rozmowa o polityce, trochę się o\ywiał.
Wyraznie lubił myśleć i rozmawiać na te tematy. Na policzkach
pojawił się rumieniec, oczy się zapaliły, w mowie pojawiała się
niedbałość i przenikliwość człowieka pewnego siebie i dobrze
wiedzącego, o czym mówi. Uwa\ał, \e tkwimy w ślepym zauł-
ku, w spi\arni historii, zakurzonej i beznadziejnej ("razem ze
zmiotkami i koszami na śmieci..."). Gerontokracja. Zredni wiek
rządzących zbli\a się do siedemdziesiątki -jest to wiek zmęcze-
nia, przesycenia i obojętności. W gruncie rzeczy, wiek śmierci.
Jeszcze rok, dwa i wszystko ostatecznie się posypie: zaczną umie-
rać jeden po drugim, przyjdą czasy zamętu, nawet nie po prostu
czasy, a cię\kie czasy. Kraj stopniowo pogrą\a się w agonii. Ropa
się kończy, a to krew naszej gospodarki, w fabrykach mamy urzą-
dzenia z początku stulecia. I nikt palcem nie ruszy. Po co? Ci,
którzy są zdolni do zmian, w ogóle nie chcą tego robić, a ci, któ-
rzy tych zmian pragną, nic nie mogą zmienić... Zostaje tylko jedna
nadzieja - armia. Jedyna realna siła w kraju, która zachowała
stan mobilności. Nie, oczywiście, nie chodzi o generałów - są
tak samo starzy, syci i nieruchawi jak nasi politycy, przecie\ ju\
są politykami, a nie wojskowymi... ale za to młodzie\, towarzy-
sze pułkownicy - ci tak! Młoda krew wrze, chce się ramiona
wyprostować, a perspektyw \adnych - ślepy zaułek, spi\arnia...
Przepowiadał wojskowy zamach stanu. Przepowiadał puł-
kownika Nasera. Pułkownika Kadaffiego. Majora Castro. W ogó-
le, mówił prawie to samo, co mówili we wszystkich kuchniach
tego kraju -je\eli w ogóle ktoś pozwalał sobie o tym rozma-
wiać. Ró\nica polegała na tym, \e ich rozmowy były po prostu
Strona 124
Strugaccy A i B - Poszukiwanie przeznaczenia(txt)
kuchenną gadaniną, a on wyraznie szlifował fragment przyszłego
modelu własnych działań, swoje przyszłe narzędzie szlifował
i ostrzył...
Przepowiadał wojnę. Młodzie\ nie ma co ze sobą zrobić. Kom-
somoł przekształcił się w suche bagno, ka\dy objaw aktywności
i osobowości karze się natychmiast i okrutnie. Nuda! śycie jest
pozbawione barw i sensu. Dobrze pracować - nie ma sensu. Pra-
cować zle - nudno i jeszcze bardziej bez sensu. Jedyne wyjście -
na Zachód, do pop-muzyki, drobnego biznesu - starannie się zaty-
ka starą śmierdzącą szmatką. Pokolenie ideologicznych komuchów
starannie hoduje pokolenie ideologicznych potworów. Dzisiejszy
młody człowiek od urodzenia ma martwą twarz - kozią mordę
z wyrazem ideologicznej wierności i rześkości...
- Wie pan oczywiście, \e Mirlina wsadzili?
- Nie, jestem przecie\ w innym pionie...
- Dali mu siedem plus dwa, wyobra\a pan sobie? Siedem
lat łagru i dwa lata zesłania. Za jedyny artykuł, w którym było
wprawdzie du\o krytyki, to prawda, ale ani słowa kłamstwa...
To państwo nie ma prawa istnieć...
- Wie pan, państwa nie potrzebują praw. Prawem państwa
jest jego siła.
- O, tak. To prawda. Dziękuję za wyjaśnienie. A wie pan,
dlaczego pan cały czas wpisywał do protokołu "antyradziecki
artykuł Mirlina"? Krzyczałem: "Nie trzeba!", krzyczałem, \e nie
uwa\am artykułu za antyradziecki, a pan cały czas pisał, pisał,
uparcie pisał... i cały czas przenosił z protokołu do protokołu
"wsadzą, cię, Siomka!" Wie pan, po co?
- Nie wiem, tak trzeba było. Pewna forma, o ile rozumiem...
- Nie. Nic pan nie rozumie. Albo pan kłamie, albo pana te\
okłamali. To było im potrzebne, \eby nie udowadniać antyra-
dzieckiego charakteru Mirlina. Rozumie pan? To my, świadko-
wie, udowadnialiśmy, \e Mirlin jest człowiekiem o nastawieniu
antyradzieckim, a sam sąd nawet ust nie otworzył w tej sprawie...
- Nie rozumiem.
- Ja sam zrozumiałem to niedawno. Za pózno. Ale jednak
walczyłem jak mogłem... Mówiłem, \e nie uwa\ani artykułu za
antyradziecki, a prokurator z takim obrzydzeniem na twarzy po- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl