[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyznała ponuro.
- Wpadnę na oddział i jeśli nie ma jakiejś poważnej katastrofy, z ochotą
pojadÄ™.
- 87 -
S
R
Odsunąwszy krzesło, wstała, zadowolona z pretekstu do ucieczki przed
człowiekiem, który wprowadził do jej życia tyle zamieszania.
- Zabierz torbę lekarską - uprzedził ją. - Zwykle jest tam mnóstwo
drobnych zranień i innych, niezbyt poważnych problemów. Uważają, że miasto
jest za daleko, żeby warto było wybierać się w tak długą podróż z powodu
drobiazgów. Jeśli kiedyś będzie tu na stałe dwóch lekarzy - kontynuował tonem
zabarwionym zwątpieniem - można by odwiedzać ich regularnie, na zmianę z
Alison.
Jo słuchała jego słów, zwłaszcza jeśli", z zamierającym sercem. Nie
chciał, by tu została! Nie uważał, że się nadaje!
- Zajrzę do Josha i wychodzę - dodał, nieświadom jej myśli. - Zadzwoń,
jeśli będę tu potrzebny - powiedział do Rosie i skierował się do drzwi.
Walcząc z rozczarowaniem, Jo poszła jego śladem.
Patrząc na płaską, czarną równinę, Jo czuła się zdecydowanie lepiej.
Helen opowiedziała jej trochę o terenie zakupionym przed paru laty przez
społeczność autochtonów, ale nie uprzedziła, że Araloonga to malutkie,
samowystarczalne osiedle o niezwykłym uroku, ze świeżo pomalowanymi
domami stojącymi wśród bujnych ogrodów.
- To dzięki artezyjskiej wodzie - wyjaśnił jej jeden z mieszkańców, kiedy
dziwiła się obfitości kwiatów i warzyw. - Wodzie i kobietom, które zajmują się
ogrodami, gdy ich mężczyzni są w pracy. Są z nich dumne - zakończył stary
człowiek z satysfakcją w głosie.
Kolejną niespodzianką był widoczny wszędzie dobrobyt. Musiała to być
świetnie prosperująca spółdzielnia.
Zgodnie z przewidywaniami Stevena przez cały czas, gdy Alison
szczepiła niemowlęta, Jo była zajęta pracą.
Pierwszym zadaniem było usunięcie obcego ciała z oka pasterza wołów,
potem przyszła kolei na wrzód na pośladku małej dziewczynki, a następnie
musiała zająć się oczyszczeniem mocno zainfekowanej rany na nodze.
- 88 -
S
R
- To tylko godzina drogi do miasta - powiedziała do Alison, gdy już
wracały - a mimo to nikt z nich nie uznał za stosowne pojechać do lekarza.
Sądzisz, że odstrasza ich fakt, że jestem kobietą?
- Wykluczone! - padła natychmiastowa odpowiedz. - Większość z nich
prawdopodobnie wolałaby pójść do kobiety, to bardziej zgodne z ich tradycją.
- Więc dlaczego znoszą ból i ryzykują infekcję? Alison, obawiając się
spotkania ze zbłąkaną owcą czy kangurem, nie spuszczała oczu z drogi.
- To jest chyba związane z ich pracą - spróbowała po chwili wyjaśnić ich
zachowanie. - DÅ‚ugo pracowali dla innych, a teraz wszystko, co robiÄ…, robiÄ… dla
siebie, swoich rodzin i plemienia. Niechętnie opuszczają to miejsce, niechętnie
opuszczają pracę choćby na kilka godzin.
- Steven sugerował, żeby co drugi twój dyżur tutaj zamienić na lekarski,
ale to i tak nie zapewni systematycznej opieki. Czy wieczorne przyjęcia pa-
cjentów w przychodni nie rozwiązałyby problemu? Mogliby przyjeżdżać do
miasta po pracy - rzuciła pomysł Jo.
- Musiałabyś zapytać o to Stevena - odparła Alison, kręcąc z
powątpiewaniem głową.
Rozdrażniła ją ta odpowiedz i nagle stwierdziła, że fotel w samochodzie
jest niewygodny. Spędziła wspaniale ten dzień i towarzystwo Alison było przy-
jemne, nie mogła jednak pozostawić jej uwagi bez komentarza.
- Dlaczego? - Głos Jo zabrzmiał szorstko. - Dlaczego pytać Stevena? -
Zdumiona Alison przeniosła wzrok z drogi na Jo.
- Ponieważ to on będzie musiał to robić - wyjaśniła bez ogródek. - Tym,
którzy przyjeżdżają tu na parę miesięcy, jak ty, takie pomysły wydają się
świetne, ale ostatecznie wszystko spada na jego barki. Jeśli się tego podejmie, to
się wykończy, jeśli zaś nie - będzie wściekły, bo będzie musiał przyznać, że jest
tylko człowiekiem i nie może podołać wszystkiemu.
- Co skłania cię do przypuszczenia, że po moim wyjezdzie będzie tu
jedynym lekarzem? Wydział zdrowia przyznał stały etat dla lekarza w Warilli.
- 89 -
S
R
- Etat to jedna sprawa, a znalezienie chętnego do stałej pracy tutaj to
zupełnie inna kwestia - zauważyła z przekąsem Alison. - Pamiętaj, że borykamy
siÄ™ z tym od lat.
- Mówisz, jakby jakikolwiek lekarz był lepszy niż żaden. - Promyk
nadziei zaświtał Jo.
- Na ile niedobry może być w pełni wykwalifikowany lekarz?
Jo westchnęła.
- Jak długo jeszcze będziesz tu pracowała? - Pytanie Alison wyrwało ją z
zamyślenia.
- Sześć tygodni - odparła i znowu westchnęła.
- No to posłuchaj mojej rady i nie zajmuj się zbytnio innowacjami. Jeśli
tym razem Stevenowi nie uda się namówić Hilary, żeby za niego wyszła, nie ma
wielkiej szansy na innego lekarza po twoim wyjezdzie, chociaż... - przerwała i
ostrożnie wyminęła szczególnie nierówne przejście dla bydła - może przyślą
nam znowu kogoś na krótki okres. Gdybyśmy mieli wystarczająco dużo lekarzy
pracujących tu czasowo, być może znalazłby się wśród nich ktoś na tyle lubiący
busz, żeby tu zostać na stałe.
- Lubię busz - oświadczyła szybko Jo, zaniepokojona tonem głosu Alison
i nie mogąc otrząsnąć się z szoku, w jaki wprawiły ją pierwsze słowa dzie-
wczyny.
- Słyszałam co innego - padła lakoniczna odpowiedz.
- A co takiego słyszałaś?
Chłód w głosie Jo zaskoczył Alison na tyle, że po raz wtóry przestała
patrzeć na drogę i spojrzała na swoją pasażerkę takim wzrokiem, jakby widziała
ją po raz pierwszy w życiu.
- Słyszałam, że Warilla cię nudzi - wyznała pojednawczym tonem. -
Hilary mi powiedziała! Nie plotkowałyśmy, po prostu rozmawiałyśmy o tym,
jak bardzo przydałby się tutaj drugi lekarz.
- 90 -
S
R
- Nic dziwnego, że ludzie nie chcą tu zostać - zauważyła Jo z goryczą. -
Każde wypowiedziane słowo rozchodzi się po mieście w ciągu pięciu minut -
ciągnęła wojowniczo, popuszczając cugle gniewowi. - Sądziłam, że w tym
względzie okropne są szpitale, ale to miasto bije je na głowę.
Zapadła cisza, ale Jo nie była w stanie uporządkować kłębiących się
myśli. Kochała tę pracę i nie miała wątpliwości, że chce pracować na wsi.
Lubiła Warillę i jej mieszkańców. Bardzo chciałaby tu zostać, gdyby...
Gdybanie" zaprowadzi donikąd, a póki tu jest... W tym miejscu zawsze
urywały się jej myśli. Niezaprzeczalnie Steven ją pociąga. Czy jest to po prostu
pociąg fizyczny? Przecież ledwo go zna! Czy on coś do niej czuje? I co z
Hilary? Czy mogłaby tu pracować, gdyby Hilary została jego żoną?
Potrząsnęła głową i kolejny raz westchnęła. Ze wszystkich pytań
przelatujących jej przez głowę jedynie na to ostatnie miała gotową odpowiedz -
zdecydowanie nie!
- 91 -
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
- Widziałaś Josha?
Powinnam przywyknąć do tego, jak mnie traktuje, pomyślała Jo. Rzut oka
na jego zachmurzoną twarz powiedział jej, że coś jest nie w porządku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]