[ Pobierz całość w formacie PDF ]

strzęp człowieka. Nie ma na świecie chyba nic bardziej przera\ającego, jak człowiek
doprowadzony do takiego stanu. Ale jeszcze bardziej przera\ający był stan tego człowieka znikąd,
który ujrzawszy nas, usiadł w hamaku; on te\ zdawał się być przykryty warstwą kurzu, która
zakrywała wszystkie przedmioty w pokoju. Twarz miał koloru stali, a twarde, \ółte oczy nadal
zdradzały tę władczą siłę wewnętrzną, którą poznałem w moim domu. Miałem wra\enie, \e
gdybyśmy go lekko dotknęli paznokciem, ciało rozsypałoby się, zmieniając się w stertę ludzkich
trocin. Nie miał ju\ wąsów, ale zarostu nie golił, tylko strzygł no\yczkami tak, i\ zdawało się, \e
twarz zarasta mu nie twardą, mocną szczeciną, ale delikatnym białym puszkiem. Patrząc na niego
myślałem:  Teraz nie wygląda jak człowiek. Teraz wygląda jak trup, któremu jeszcze nie zgasły
oczy .
Kiedy odezwał się, usłyszałem ten sam, co wtedy, kiedy zjawił się u nas, ospały głos
prze\uwającego zwierzęcia. Powiedział, \e nie ma nic do powiedzenia. Powiedział, jak gdyby
sądził, \e nic nie wiemy o tym, \e policja włamała się i przekopała ogródek bez jego zgody. Ale nie
była to skarga. Było to zaledwie utyskujące i smutne wyznanie.
Zaś co do Meme - zło\ył wyjaśnienie, które mogło wydać się dziecinne, ale powiedział to
takim tonem, jakby wyznawał szczerą prawdę. Powiedział, \e Meme odeszła, to wszystko. Kiedy
zamknęła sklepik, zaczęło ją męczyć siedzenie w domu. Z nikim nie rozmawiała, nie miała
\adnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Mówił, \e zobaczył ją pewnego dnia, jak zaczęła
szykować walizkę i nic jej nie powiedział. Mówił, \e nie odezwał się równie\ w chwili, gdy
zobaczył ją ju\ ubraną, z walizką w ręku, jak milcząc stała w drzwiach i to te\ tak, jakby zaledwie
chciała mu uświadomić, gotowa ju\ do wyjścia, \e odchodzi.  Wtedy - powiedział - wstałem i
dałem jej pieniądze, które zostały jeszcze w szufladzie .
Zapytałem: -  Jak dawno temu to było, doktorze?
A on odpowiedział: -  Proszę ocenić po moich włosach. To ona mi je obcinała .
63
KRAINA LOGOS www.logos.astral-life.pl
Szczeniak podczas tej wizyty niewiele powiedział. Od chwili gdy wszedł do tego pokoju,
zdawał się być pod wra\eniem spotkania z jedyną osoba, której nie poznał w czasie swego
piętnastoletniego pobytu w Macondo. I tym razem zdałem sobie, wyrazniej ni\ kiedykolwiek,
sprawę (być mo\e dlatego, \e doktor nie miał wąsów) z niezwykłego podobieństwa tych obu
mę\czyzn. Nie byli tacy sami, ale zdawali się być braćmi. Jeden z nich o wiele starszy, chudszy i
mizerny. Ale łączyły ich wspólne cechy, zawsze istniejące między braćmi, choćby jeden był
podobny do ojca, a drugi do matki. Wtedy przypomniałem sobie o ostatniej nocy na werandzie.
Powiedziałem:
- To jest Szczeniak, doktorze. Kiedyś przyrzekł mi pan, \e go odwiedzi.
Uśmiechnął się. Popatrzył na księdza i powiedział:
- Rzeczywiście, pułkowniku. Nie wiem, dlaczego tego nie zrobiłem.
I nie przestał przyglądać się badawczo, póki Szczeniak nie odezwał się:
- Dla chcącego nigdy nie jest za pózno - powiedział. - Chciałbym, byśmy zostali
przyjaciółmi.
Szybko zauwa\yłem, \e przy nieznajomym Szczeniak stracił swą normalną moc. Mówił
nieśmiało, bez tej nieugiętej pewności, z jaką jego głos grzmiał z ambony, gdy złowró\bnym tonem
nawiedzonego odczytywał prognozy meteorologiczne z kalendarza Bristol.
Wtedy spotkali się po raz pierwszy. I równie\ po raz ostatni. Mimo to \ycie doktora zostało
przedłu\one a\ do dzisiejszego ranka, gdy Szczeniak raz jeszcze stanął w jego obronie - tej nocy,
kiedy błagano doktora, by zaopiekował się rannymi, a on nawet nie otworzył drzwi i wykrzyknięto
mu ten przera\ający wyrok, którego wykonaniu spróbuję się teraz przeciwstawić.
Mieliśmy ju\ wychodzić, gdy przypomniałem sobie coś, o co chciałem go zapytać ju\ od
wielu lat. Powiedziałem Szczeniakowi, \e gdy on będzie interweniował u władz, ja jeszcze
posiedzę chwilę z doktorem. Gdy zostaliśmy sami, zapytałem:
- Proszę powiedzieć, doktorze, co się stało z dzieckiem?
Jego twarz nadal pozostała obojętna.
- Z jakim dzieckiem, pułkowniku? - odrzekł. A ja spytałem:
- Z waszym, Meme była w cią\y, kiedy opuściła mój dom.
A on, spokojny, nieporuszony:
- Rzeczywiście, pułkowniku. Nawet i o tym zapomniałem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl