[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głą skórą. Włosy jak zwykle ściągnięte na karku w kucyk. Pistolet Ranger wyjął w chwili,
kiedy jego stopa dotknęła chodnika. Gdyby to mnie ścigał, padłabym trupem na miej-
scu na sam jego widok.
 Wejdę od tyłu  rzucił w przelocie.  Ty zabezpieczaj przód.
To mi bardzo odpowiadało. Z największą radością godziłam się grać drugie skrzyp-
ce.
Stanęłam przy frontowych drzwiach, przyciśnięta do ściany. Przez szybę miałam
znakomity widok do wnętrza sklepu i byłam świetnie przygotowana do aresztowania
wujka Mo, gdyby przyszło mu do głowy uciekać na Ferris Street.
Gdzieś daleko zaszczekał pies. Jedyny dzwięk, mącący ciszę śpiącego osiedla. Ranger
bez wątpienia znalazł się już przy tylnych drzwiach, ale nie słyszałam nic wskazujące-
92
go na to, że dokonał wejścia lub aresztowania. %7łołądek skurczył mi się ze strachu. Przy-
gryzłam dolną wargę. Mijały kolejne minuty. Raptem w całym sklepie zabłysło światło.
Zbliżyłam się do wystawy i zajrzałam do środka. Bardzo wyraznie zobaczyłam Rangera
w korytarzu na zapleczu. Nikogo innego nie było widać.
Ranger otwierał kolejne drzwi, zupełnie tak jak ja parę dni temu. Szukał Mo, a in-
stynkt podpowiadał mi, że go nie znajdzie. Przeze mnie. Powinnam wejść wcześniej. Nie
trzeba było czekać.
Odwróciłam się na dzwięk przyspieszonego oddechu i prawie wpadłam na wujka
Mo. Jego twarz tonęła w mroku, ale i tak widziałam, że jest wkurzony.
 Zablokowałaś mi wyjazd  powiedział.  A teraz ten osiłek łazi mi po sklepie.
Rób tak dalej, a wszystko zepsujesz!
 Nie zjawił się pan na rozprawie. Nie wiem, dlaczego postanowił pan uciec, ale to
nie był dobry pomysł. Proszę pojechać ze mną na posterunek, gdzie ustalimy następną
datę rozprawy.
 Nie jestem jeszcze gotowy. Jeszcze nie. Skontaktuj się z moim adwokatem.
 Ma pan adwokata?
 Tak.  Spojrzeniem zlokalizował samochód Rangera, z otwartymi drzwiczkami
i kluczykami zwisającymi ze stacyjki.  Oooo  powiedział zupełnie innym tonem.
 Ten się bardzo dobrze nada.
 O, nie. Lepiej nie.
Kąciki ust drgnęły w ironicznym uśmiechu.
 Wygląda jak Batmobil.
 To nie Batmobil. Batman nie jezdzi BMW. Nie mogę pozwolić, żeby pan odjechał.
Musi pan pójść ze mną.
Mo miał w jednej ręce plastikową torbę, a w drugiej największą puszkę pieprzu w ae-
rozolu, jaką kiedykolwiek widziałam. Wycelował ją we mnie.
 Nie prowokuj mnie.
Widziałam, jak wyglądają ludzie potraktowani takim sprayem. Nieładnie.
 To Bond jezdzi BMW  powiedziałam.  Szerokiej drogi.
 Bond  powtórzył wujek Mo.  Oczywiście.
I odjechał.
Ranger wypadł biegiem zza rogu i zatrzymał się na środku chodnika, wpatrzony
w znikające tylne światła BMW.
 Mo?
Skinęłam głową i postawiłam kołnierz.
 Na pewno puściłaś go wolno z jakiegoś ważnego powodu.
 Miał większą puszkę z pieprzem niż ja.
Postaliśmy trochę w milczeniu, wpatrzeni we mgłę, ale samochód Rangera już się nie
pojawił.
93
 Będę musiał go zabić  powiedział Ranger rzeczowo.
Miałam nadzieję, że żartuje, ale... chyba nie żartował.
Kiedyś spytałam go, jak to możliwe, że stać go na takie drogie samochody, a on po-
wiedział, że poczynił dobre inwestycje. Nie wiem, co miał na myśli. Giełda wydaje mi
się zbyt nudna dla kogoś takiego jak on. Gdybym miała zaryzykować domysły odno-
śnie jego zródeł zarobków, stawiałabym raczej na kontakty z ustosunkowanymi zagra-
nicznymi handlarzami broni.
 Znalazłeś w sklepie coś niezwykłego?  spytałam.  Na przykład czyjeś zwłoki?
 Nie. Pewnie zobaczył cię z ulicy. Nie tracił czasu nawet na sprawdzenie, czy tylne
drzwi są zamknięte. Po prostu wyszedł.
W drodze do mojego samochodu opowiedziałam Rangerowi o Cameronie Brownie
i śmietniku w River Edge. Potem o tym, jak Jackie zauważyła wujka Mo na Montgome-
ry Street. I jak sama obserwowałam budynek, z którego wyszedł, ale niczego się nie do-
wiedziałam.
Ranger rzucił okiem na moje potargane włosy i czerwoną flanelową koszulę, majta-
jącą się mi między nogami.
 Za kogo jesteś przebrana?
 Spieszyłam się.
 Postawisz poszukiwaczy nagród w złym świetle, jeśli będziesz się tak ubierać.
Otworzyłam drzwi, zajęłam miejsce za kierownicą i uruchomiłam samochód.
 Dokąd?
 Na Montgomery Street.
Też tak myślałam. Nasłuchiwałam, dokąd odjechało BMW. Kierowało się na połu-
dniowy wschód, w stronę Montgomery.
 Nie ma go  oznajmił Ranger po powrocie z podziemnego parkingu.
 Możemy poczekać.
 Słuchaj, mała, nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale nie jesteśmy całkiem niezauwa-
żalni. Obserwacja w tym samochodzie to to samo, co chowanie wieloryba w słoiku.
No i dobrze. Było mi zimno, mokro i ohydnie. Chciałam wrócić do domu, zakopać
się w moim kochanym ciepłym łóżeczku i spać aż do czerwca.
 I co teraz?  spytałam.
 Podrzuć mnie na róg Dwunastej i Major.
Nikt nie wie, gdzie mieszka Ranger. Kiedyś poprosiłam Normę, żeby sprawdziła w je-
go dokumentach i okazało się, że podany adres jest pustą działką.
 Chyba go nie zabijesz, co?  spytałam, kiedy buick sunął w kierunku Dwuna-
stej.
 Kradniesz BMW 850Ci, dostajesz w czapę.
94
 To wujek Mo!
 Wujek Mo to świrus.
 Tak, ale to mój świrus. Będę ci bardzo wdzięczna, jeśli nie zabijesz go, dopóki go
nie dopadnę i nie dowiem się paru rzeczy. Na przykład, kto zabił Ronalda Andersa.
 Zrobię to dla ciebie po znajomości.
 Dzięki.
 Masz jakiś trop?
 Nie.
 Zajmiemy się tym razem  oznajmił.  Wpadnę do ciebie jutro o piątej.
 Rano?
 Jakiś problem?
 Skąd!
O trzeciej rano Trenton jest naprawdę ohydne. Nawet ludzie nocy, pijacy i młodzie-
żowe bandy, chowają się w jakichś dziurach, a w plamach lodowatego jarzeniowego
światła spacerują jedynie gołębie, dziobiące porzucone hot dogi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl