[ Pobierz całość w formacie PDF ]

¿Ã³w prac¹, która przetrwa na wieki, poSlij go &
 Geoffrey of Monmouth  przerwał Indy.  Historia Regum
Britanniae.
 Bardzo dobrze  powiedziaÅ‚ Milford.  Znasz literaturê Sred-
niowiecza.
 Trochê.
Dzieje królów Brytanii stanowiÅ‚y obowi¹zkow¹ lekturê, gdy Indy
byÅ‚ dzieckiem. Ksi¹¿kê tê traktowano jako istotne xródÅ‚o legend o kró-
lu Arturze i, pomimo archaicznego jêzyka, ojciec Indy ego nalegaÅ‚,
by chłopiec przeczytał dzieło i je zrozumiał.
Milford odÅ‚o¿yÅ‚ miecz.
 A znasz to?  chrz¹kn¹Å‚ i zacz¹Å‚ mówiæ:
On bowiem s³owem swym ma moc, by z nieba
Odwo³aæ S³oñce i Ksiê¿yc, czyni¹c je sobie pos³usznymi,
Równinê w morze, morze zaS w krainê suszy,
I ciemnoSæ nocy bez trudu zmienia on w dzieñ.
Indy potrz¹sn¹Å‚ przecz¹co gÅ‚ow¹.
 Chyba nie.
Milford uSmiechn¹Å‚ siê.
 Edmund Spenser, szesnasty wiek.
 MySli pan, ¿e Merlin rzeczywiScie istniaÅ‚, doktorze Milford?
 JeSli tak, to jako boga czciÅ‚ on SÅ‚oñce, a nie Syna Bo¿ego,
i oczywiScie do szóstego wieku nie byÅ‚o to przyjête w Anglii. Poga-
nie stanowili umieraj¹c¹ siÅ‚ê. Ich czas dobiegÅ‚ koñca. Niezale¿nie od
tego czy była to legenda, czy prawda, chrzeScijanie nazywali Merli-
na synem diabła.
Powoli schodzili po kamiennych schodach i głos Indy ego
brzmiaÅ‚ niesamowicie, odbijaj¹c siê od Scian.
 S¹dzi pan, ¿e mo¿liwe jest udowodnienie, i¿ Merlin byÅ‚ posta-
ci¹ historyczn¹?
 Indy, wielu naukowców spêdziÅ‚o caÅ‚e swoje ¿ycie, próbuj¹c
wÅ‚aSnie to udowodniæ. Ale nie udaÅ‚o im siê przedstawiæ ¿adnego
przekonywaj¹cego argumentu. Obawiam siê, ¿e zawsze byÅ‚yby to
spekulacje.
 Mo¿e archeologowie zdoÅ‚aliby znalexæ ten dowód.
Wydostali siê na zewn¹trz BiaÅ‚ej Wie¿y. Milford odchyliÅ‚ do
tyÅ‚u gÅ‚owê i wpatrzyÅ‚ siê w sam czubek budowli.
 Je¿eliby siê to kiedykolwiek zdarzyÅ‚o, musiaÅ‚bym przeformu-
Å‚owaæ swoje pogl¹dy na temat archeologii, a tak¿e te dotycz¹ce po-
staci Merlina. Prawdopodobnie musiaÅ‚bym równie¿ zacz¹æ wierzyæ
w smoki.
Indy rozeSmiaÅ‚ siê. ByÅ‚ zadowolony, ¿e zgodziÅ‚ siê na to spotka-
nie z Milfordem. Gdy stary profesor byÅ‚ wypoczêty, stawaÅ‚ siê tak
samo czaruj¹cy i dowcipny jak w czasach, w których Indy go zapa-
miêtaÅ‚. WróciÅ‚ mySl¹ do pewnego wieczoru kilka lat temu, wieczoru
spêdzonego w towarzystwie ojca, Milforda i Marcusa Brody ego, gdy
podczas ferii bo¿onarodzeniowych odwiedziÅ‚ Nowy Jork. Rwiêto-
wali wówczas nominacjê Brody ego na stanowisko dyrektora mu-
zeum oraz jego przeprowadzkê z Chicago do Nowego Jorku.
Milford zaproponowaÅ‚, by Brody rozpocz¹Å‚ swoje urzêdowanie
od wystawienia na widok publiczny szkieletów pierwszych amerykañ-
skich prezydentów. DodaÅ‚ przyciszonym gÅ‚osem, ¿e kilku z nich nie
spoczywa w grobach, a on wie, gdzie siê znajduj¹. Brody dziwnie po-
patrzył na Milforda, jak gdyby nie miał pewnoSci, czy tamten mówi
powa¿nie, czy te¿ nie. Po chwili wymamrotaÅ‚ coS na temat tego, i¿
publicznoSæ amerykañska nie zaakceptowaÅ‚aby takiej wystawy.
 OczywiScie byłoby zupełnie inaczej, gdyby to byli wodzowie
indiañscy  dodaÅ‚ ojciec Indy ego, ironicznie prychaj¹c  prawda,
Marcus?
Brody nie odpowiedziaÅ‚. Wci¹¿ zastanawiaÅ‚ siê nad tym, co po-
wiedział Milford, po chwili zaS trzexwym głosem zapytał, gdzie owe
szkielety mogÅ‚y zostaæ ukryte. Milford pochyliÅ‚ siê na swym krzeSle
do przodu, jedn¹ zÅ‚o¿on¹ dÅ‚oñ przytkn¹Å‚ do ust i wyszeptaÅ‚:
 W szafach w BiaÅ‚ym Domu. S¹ tam szkielety wszystkich pre-
zydentów.
Nagle Indy został wyrwany ze swego zamySlenia na widok ja-
kiejS mÅ‚odej kobiety, która przypatrywaÅ‚a siê im uwa¿nie z Alei Ksiê¿-
niczki El¿biety. MiaÅ‚a na sobie dÅ‚ug¹ sukniê, a wÅ‚osy opadaÅ‚y jej na
ramiona. Z daleka mogÅ‚a wydawaæ siê sam¹ ksiê¿niczk¹, widmow¹
postaci¹, która powróciÅ‚a, by odwiedziæ miejsce swojego odosob-
nienia. Gdy podeszli bli¿ej, kobieta usunêÅ‚a siê w cieñ i wydawaÅ‚o
siê, ¿e dosÅ‚ownie wSlizguje siê przez otwarte drzwi wie¿y.
 WidziaÅ‚eS j¹, Indy?
 Tak.
 Mówi siê, ¿e s¹ tutaj duchy  powiedziaÅ‚ Milford przyciszo-
nym gÅ‚osem  chocia¿ jest to pierwszy, którego sam widziaÅ‚em.
Indy skin¹Å‚ potakuj¹co gÅ‚ow¹. Mo¿e w wie¿y rzeczywiScie po-
kazuj¹ siê duchy, ale ten w ¿adnym razie nie byÅ‚ jednym z nich. Roz-
poznaÅ‚ tê sukniê i kobietê, która j¹ nosiÅ‚a. Nie miaÅ‚ najmniejszych
w¹tpliwoSci, kim byÅ‚a ta postaæ. Deirdre SledziÅ‚a go i zachodziÅ‚ w gÅ‚o-
wê dlaczego.
6. Pomyłka Deirdre
Deirdre weszÅ‚a na znajome schody prowadz¹ce od ulicy, otwo-
rzyÅ‚a ¿elazn¹ furtkê i zaczêÅ‚a iSæ wzdÅ‚u¿ alejki w stronê domu swej
matki w Notting Hill. Ten stary, rodzinny dom kojarzyÅ‚ siê jej za-
wsze z osob¹ matki, mimo i¿ mieszkaÅ‚a tu od urodzenia. DziaÅ‚o siê
tak po prostu dlatego, ¿e obecnoSæ jej matki byÅ‚a tak wszechpotê¿na,
i¿ Deirdre czuÅ‚a siê czasami raczej jak goSæ ni¿ czÅ‚onek rodziny.
Dom byÅ‚ peÅ‚en orientalnych przedmiotów, z których wiêkszoSæ
kupił dziadek Deirdre, kiedyS ambasador angielski w Chinach. Niskie
stoliki, smukłe wazony, mahoniowe krzesła o wysokich oparciach,
harmonijkowe parawany, ogromne papierowe wachlarze. Wszystko
było czerwone lub czarne, pokryte jedwabiem lub połyskliwie wypo-
lerowane. Deirdre nienawidziÅ‚a tego, Joanna jednak spêdziÅ‚a w Chi-
nach pierwsze dwanaScie lat swego ¿ycia i te sprzêty stanowiÅ‚y jej prze-
szÅ‚oSæ. Dla Deirdre byÅ‚o w Oriecie coS tajemniczego. Tajemniczego
i odpychaj¹cego. I chocia¿ Deirdre kochaÅ‚a swoj¹ matkê, wyczuwaÅ‚a
w niej coS równie zagadkowego, jak w tych wszystkich meblach.
Pokój Deirdre byÅ‚ jej jedynym azylem i urz¹dziÅ‚a go zgodnie
z własnymi upodobaniami. Na Scianach wisiały jej obrazy przedsta-
wiaj¹ce spokojne sceny z ¿ycia angielskiej wsi, akwarele ukazuj¹ce
martw¹ naturê oraz staro¿ytne zabytki. ¯aden z nich nie znalazÅ‚ dla
siebie miejsca poza Scianami tego pokoju. Były zbyt nowoczesne,
twierdziła Joanna. Nie pasowałyby do orientalnego wystroju.
 To ty, Deirdre?  zawołała Joanna ze swojego gabinetu.
 OczywiScie, ¿e ja!  Deirdre skierowaÅ‚a siê na piêtro. Pewnego
dnia bêdzie miaÅ‚a swoje wÅ‚asne mieszkanie i ustawi wszystkie rzeczy
wedÅ‚ug wÅ‚asnych upodobañ, i je¿eli bêdzie miaÅ‚a ochotê zostawiæ swój [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl