[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nego dnia zjawił się w domu z ręką na temblaku lub świeżą raną
po kuli. - Wychowywałem się w bazie wojskowej - dodał. -
Mój ojciec byÅ‚ zapalonym kolekcjonerem broni. Nie byÅ‚o rze­
czy, którą przedkładałby nad polowanie, no, może z wyjątkiem
wojska.
Rebeka, pozbawiona jakichkolwiek wspomnień o własnej
rodzinie, słuchała Angusa z wielkim zainteresowaniem.
- Zabierał pana na polowania? - spytała.
- Nie. - Ojciec o niczym innym nie marzył, ale on stawiał
zacięty opór. I był z tego bardzo dumny. - Nie mogłem patrzeć,
jak zabija siÄ™ bezbronne zwierzÄ™ta, nazywajÄ…c to sportem. Gdy­
by one również były uzbrojone, to co innego. - Uśmiechnął się
figlarnie. - Ojciec wcale nie był zachwycony moją niechęcią do
polowań. Myślę, że o wiele lepiej porozumiałby się z Vikki. Ona
ma bardziej krwiożercze instynkty niż ja. - ZastanowiÅ‚ siÄ™ chwi­
lę. - Pewno odziedziczyła je po nim.
Rebeka popatrzyła na talerz, który przed nią postawił.
- Nie zjem dwóch kawałków - powiedziała.
Miał wrażenie, że zjadłaby nie tylko dwa, ale całą pizzę.
- Droga pani - zaczÄ…Å‚. - Nie chciaÅ‚em nic mówić, ale sÅ‚y­
szałem, jak pani burczało w brzuchu. Proszę mi wierzyć, że
pani żołądek z łatwością poradzi sobie z dwoma kawałkami
pizzy.
Skwapliwie mu uwierzyła. I wcale zle na tym nie wyszła.
Poczuła, że znów zaczynają boleć głowa.
Jeszcze raz spojrzała na talerz. Angus wyrzucał do kubła
puste pudełko.
- A co pan zje? - zainteresowała się.
Ponownie zajrzał do lodówki. Pełny sukces. Wyjął niewielki
plastikowy pojemnik.
- Resztkę chińskiego dania - powiedział.
- Nie ma pan nic świeżego? - zdziwiła się.
- Owszem, puszkę tuńczyka - odparł. W każdym razie miał
nadzieję, że jeszcze ją ma. - Nie wiem, jak długo już leży
w lodówce, ale nie była otwierana.
Rebeka potrzÄ…snęła gÅ‚owÄ… z rozbawieniem i niedowierza­
niem.
- Miałam na myśli warzywa, owoce, coś w tym rodzaju.
- Dlaczego? - zainteresowaÅ‚ siÄ™. UsiadÅ‚ naprzeciw niej i za­
czął jeść prosto z pojemnika. - Czy może przypomniała pani
sobie, że jest wegetarianką?
- Nie. Choć może i jestem - wzruszyła ramionami. - Nie
wiem.
Czoło przecięła jej głęboka zmarszczka. Angus pochylił się
i delikatnie pogładził ją po włosach. Zobaczył jakieś błyski w jej
oczach, ale nie potrafił odkryć ich znaczenia. Opuścił rękę
i uśmiechnął się.
- ProszÄ™ siÄ™ nie martwić - powiedziaÅ‚, chcÄ…c jej dodać otu­
chy. - Powoli wszystko sobie pani przypomni. To tylko kwestia
czasu. A teraz powinna pani wreszcie odpocząć. Porządnie się
wyspać. Wszystko wskazuje na to, że ma pani za sobą piekielnie
trudny dzień.
Przypomniał sobie, że nie podał szklanek. Wstał od stołu
i podszedÅ‚ do szafki, zastanawiajÄ…c siÄ™, czy Jenny i Vikki zdąży­
Å‚y wypić caÅ‚y sok, jaki byÅ‚ w lodówce, czy po prostu nie zauwa­
żył kartonu.
- Mogłoby być gorzej - stwierdziła.
Odwrócił ku niej głowę.
- Nie rozumiem?
Uśmiech, jaki błąkał się na jej wargach, podziałał na niego
w sposób zupełnie nieoczekiwany. Angus poczuł ucisk w żołądku.
- MogÅ‚am nie mieć w kieszeni paÅ„skiej wizytówki - powie­
działa ze spokojem.
ROZDZIAA 4
Angus powoli siÄ™ odwróciÅ‚ i spojrzaÅ‚ na RebekÄ™. Wciąż jesz­
cze brzmiały mu w uszach jej słowa.
Mimo że sprawiÅ‚y mu one przyjemność, równoczeÅ›nie jed­
nak po raz kolejny uzmysłowiły mu, jakie brzemię wziął na
swoje barki. Nie miaÅ‚ nic przeciwko trudnym sprawom. W zasa­
dzie zaakceptował zaistniałą sytuację w chwili, gdy zdecydował,
że przywiezie Rebekę do swego domu. Ale co będzie, jeśli nie
zdoła odkryć, kim ona jest? Jeśli nie będzie w stanie znalezć jej
domu i rodziny? Co wtedy?
Nagle on, który na ogół umiał przejść do porządku dziennego
nad klÄ™skami i przyjmować ze wzruszeniem ramion to, co przy­
nosiÅ‚ los, bardzo zapragnÄ…Å‚ odnieść sukces. Bardziej niż kiedy­
kolwiek przedtem.
Może dlatego nie chciaÅ‚, by Rebeka wiÄ…zaÅ‚a z nim zbyt wiel­
kie nadzieje, które mogły się okazać płonne.
Postawił na stole pudełko soku i szklanki i usiadł naprzeciw
niej.
- Cóż, na pani miejscu nie przywiązywałbym do tego faktu
tak wielkiej wagi - powiedział ostrożnie.
Czy byÅ‚ taki skromny, czy też nie bardzo wiedziaÅ‚, jak zare­
agować na okazywaną mu wdzięczność? Rebeka zadawała sobie
te pytania, ale nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Jednego była
pewna. Gdyby nie Angus, Bóg jeden wie, co by z nią teraz się
działo.
- Jak może pan tak mówić? - Przełknęła ostatni kawałeczek
pizzy i popatrzyła na niego. - Przecież wziął mnie pan do siebie,
nakarmił i zaofiarował mi nocleg. - W jej oczach pojawił się
figlarny błysk. - I dał mi pan swoje tenisówki, nie mówiąc
o bluzie.
Spojrzała w dół i wsunęła stopę w za duży o kilka numerów
but.
Roześmiał się i również spojrzał na jej stopy.
- WyglÄ…da pani jak kot w butach - zauważyÅ‚. - PrawdÄ™ mó­
wiąc, dotychczas nie miałem pojęcia, że mam takie duże stopy.
W porównaniu z jej stopami byÅ‚y ogromne. Kopciuszek, po­
myślał. Kopciuszek bez pięknego pantofelka. Tyle tylko, że on
chciał znalezć coś więcej niż zgubiony pantofelek.
- Jutro się tym zajmę - obiecał. W pobliżu znajdowało się
niewielkie centrum handlowe. NiewÄ…tpliwie Rebeka poczuje siÄ™
lepiej, jeśli włoży na siebie coś innego.
Zastanawiała się, ile razy już mu dziękowała. Wydawało się,
że Angus myśli o wszystkim i że nic nie stanowi dla niego
problemu. Choć nie pamiÄ™taÅ‚a żadnego faktu ze swojej przeszÅ‚o­
Å›ci, miaÅ‚a niejasne przeÅ›wiadczenie, że ten mężczyzna nie za­
chowuje się jak typowy przedstawiciel swojej płci.
- Oto co myÅ›lÄ™ - zaczęła. - Pan siÄ™ o mnie troszczy, a prze­
cież nie musi pan tego robić. Jestem panu bardzo wdzięczna.
DziÄ™ki panu moja sytuacja wcale nie jest taka straszna. - Przy­
pieczętowała te słowa promiennym uśmiechem.
Angus skończył jeść, odłożył widelec i odsunął pudełko.
Uważnie słuchał tego, co mówiła.
- Ma pani bardzo optymistyczne podejÅ›cie do życia - za­
uważył. Odchylił się na krześle, wziął pudełko po chińskim
daniu, uważnie ocenił odległość i wrzucił je do pojemnika na
śmieci. - Może zarazi pani tym Vikki.
- Jak to? - zdziwiła się. Dziewczynka nie sprawiała wraże-
nia nieszczęśliwej. - Czy ona często bywa w złym nastroju? Jest
przygnębiona? Ma depresję? - pytała.
- Nie, nie aż tak - uściślił. - Jest po prostu za dorosła. Za
bardzo dojrzała jak na swój wiek.
Pomyślał o życiu, jakie wiodła córka, zanim znalazła się
u niego. Jane przenosiła się z miejsca na miejsce, pracując
w różnych kasynach Atlantic City i Las Vegas.
- Niewiele miała z dzieciństwa - powiedział. - Jej matka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl