[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lodówka, stół, łóżko i komoda.
- Wydaje się zbyt duży dla jednej osoby.
- Teraz jest nas dwoje - poprawiła go, patrząc na tylne siedzenie,
gdzie drzemał jej synek.
Chciała już wejść do środka. Nie mogła się doczekać, żeby
ułożyć dziecko w ozdobionej licznymi falbankami kołysce, którą
obdarowała ją matka. Sięgnęła do klamki, ale J.T. przytrzymał jej
dłoń.
- Poczekaj momencik - poprosił. - Nie powinnaś sama wysiadać -
wyjaśnił, widząc jej zdziwione spojrzenie. - Jesteś jeszcze
osłabiona.
Nie przypuszczała, że potrafi grać rolę rycerza.
- Chyba za mało mnie znasz. - Najwyrazniej zamierzała
sprostować jego błędną opinię na swój temat.
Zgoda, nie znał jej. Ale też wcale nie chciał jej poznawać.
Obiecał odwiezć ją do domu i na tym kończyła się jego rola.
Potem każde z nich pójdzie swoją drogą. Tak będzie, bo właśnie
tego chciał.
- Może i jesteś silna, ale nienawidzę niepotrzebnego ryzyka.
Siedz tutaj. - Zabrzmiało to jak rozkaz, nie prośba. Okrążył
samochód i energicznie otworzył drzwiczki. - No, teraz możesz
wysiadać.
Uśmiechnęła się szeroko.
- Tak jest!
Jej uśmiech zbladł trochę, kiedy się podniosła i nagle świat wokół
niej zawirował. Oszołomiona chwyciła J.T. za ramię. Poczuła,
jak ją obejmuje i przyciąga do siebie, pomagając zachować
równowagę.
Wiedziała, że przyczyną fali ciepła, która ją ogarnęła, nie było
grożące jej omdlenie, lecz mężczyzna, który mu zapobiegł.
Zaczerpnęła powietrza i uniosła głowę.
- Zdaje się, że miałeś rację.
- Rzadko się mylę - odparł ze stoickim spokojem i bardzo
poważnie.
Znów się uśmiechnęła.
- Spróbuję to zapamiętać.
Nie powinien jej tak obejmować, bez względu na okoliczności.
Nie podobała mu się taka poufałość ani fakt, że czuł się w tej
chwili po prostu cudownie.
- Możesz już stać o własnych siłach^ Nogi przestały się pod nią
uginać.
- Tak.
Naprawdę nie chciał trzymać jej w ramionach. Nie miał pojęcia,
co go opętało. Może to jej bliskość, a może niezwykłe
podobieństwo do Lorny.
Może też zbyt długo był samotny. Jedno nie ulegało wątpliwości:
Maddy nie miała na to żadnego wpływu, nie o nią tu chodziło.
I choć z pewnością nie potrafiłby podać ani jednego rozsądnego
powodu, zrobił to.
Pochylił głowę i delikatnie musnął wargami jej piękne usta.
ROZDZIAA SIÓDMY
Przez chwilę toczył wewnętrzną walkę. Instynkt
samozachowawczy kazał mu się wycofać, pożądanie popychało
go do działania. Nim zdążył się opamiętać, pocałunek rozkwitł,
pogłębił się. J.T. poczuł w piersi ucisk, który odbierał mu oddech.
Jej usta były takie słodkie, tak łatwo było się zapomnieć. Kusiło
go, żeby się temu poddać. Tak długo nic nie czuł, od tak dawna
jego życie wypełniały tylko cienie.
Pogłaskał jej twarz, gładził dłonią jej gorącą skórę. Pamiętał, że
kiedyś, w innym życiu, wszystko było inaczej.
Do diabła, co ja wyprawiam! - opamiętał się. Rzeczywistość
podziałała na niego jak zimny prysznic. Jeszcze nigdy w życiu
nie postąpił pochopnie, nie pozwalał, by kierowały nim uczucia.
Na Boga, przecież dawno wyzbył się
wszelkich podobnych emocji! I nigdy, przenigdy, im nie ulegał!
A jednak... Wystarczył moment, żeby zaprzeczyć tym wszystkim
twierdzeniom.
Wstrząśnięty i wściekły na siebie, opuścił rękę i cofnął się o krok.
- Maddy, przepraszam cię bardzo... - Nie miał pojęcia, jak się
tłumaczyć.
Poruszył w niej jakąś strunę, przypomniał, że nie zawsze była
wdową i nie tak dawno jeszcze wzbudzała pożądanie. Zauważyła
jego zażenowanie. Zawstydził się jak dziecko przyłapane na
potajemnym wyjadaniu ciasteczek.
W jej oczach pojawił się uśmiech.
- Dlaczego? Czyżbym zionęła cebulą? Patrzył na nią bez słowa.
Dopiero po chwili
zrozumiał, że próbuje żartem pokryć ich obopólne zmieszanie.
- Nie, to znaczy... Nie chciałem, żeby to się zdarzyło.
Chyba słusznie podejrzewała, że John Thomas Walker nigdy nie
zrobiłby czegoś wbrew sobie. W tej chwili na pewno był zły,
ponieważ miał ochotę ją pocałować. Uważał to za karygodny
błąd. Była w stanie go zrozumieć, bo sama przez to przeszła.
Wiedziała, że tak wygląda pierwszy krok, który prowadzi do
pogodzenia się z faktem, że nadal żyjesz, choć osoba, którą
kochałeś, odeszła.
- Czasami dobrze jest postępować spontanicznie. - Nie chciała,
żeby czuł się niezręcznie. - Nie masz za co przepraszać. Przecież
do niczego mnie nie zmuszałeś. - Patrzyła mu prosto w oczy. -
Nie pocałowałbyś mnie, gdybym i ja tego nie chciała.
Zaśmiał się sucho. %7łarty sobie z niego stroi?- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl