[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyspie. Jakaż była moja radość, kiedy naprzód spotkałem Hiszpana, wyratowanego przeze
mnie.
Trudno opisać, z jakim wzruszeniem witał mnie ten zacny człowiek. Przez długi czas ści-
skaliśmy się ze łzami, nie mogąc przemówić słowa. Gdy inni dowiedzieli się o moim przyby-
ciu, natychmiast powitali mnie ogniem całej artylerii, na co okręt i szalupa odpowiedziały. Na
głos wystrzałów nadbiegł ojciec Piętaszka. Powitanie ich było rozrzewniające. Posadziwszy
ojca na wzgórku, syn wpatrywał się w niego jak w obraz, a co chwila odbiegał po jakiś przy-
smaczek do szalupy i wracał znów okrywać pieszczotami starca. Przy tym wciąż mówił po
karaibsku, a usta nie zamknęły mu się na chwilę.
Nadbiegli Hiszpanie w liczbie szesnastu, poprowadzili nas w triumfie do zamku. Na
szczycie strażnicy zatknięto sztandar z moim nazwiskiem. Nie mogłem poznać fortyfikacji,
bo je znacznie podniesiono, tak że wał dochodził do siedmiu metrów wysokości, a rów do-
okoła, szeroki na pięć metrów, napełniała woda strumienia. W trzech narożnikach pięciokąta
stały nabite falkonety, tuż zaś przy drzwiach groty znajdowało się dziesięć muszkietów i dwie
strzelby. Pózniej dopiero dowiedziałem się o przyczynach tych ostrożności.
Nastąpiły wzajemne opowiadania. Hiszpanie nie spodziewali się więcej mnie oglądać, są-
dząc, że okręt na którym odpłynąłem zatonął, albo też, że przybywszy do Anglii, wkrótce
zakończyłem życie. Poczciwi ludzie nie przypuszczali, ażebym mógł o nich zapomnieć.
Prosiłem Hiszpanów, ażeby mi opowiedzieli wszystkie wypadki, zaszłe na wyspie od cza-
su mego odjazdu. Powtarzam je w krótkości.
Wszyscy siedemnastu, zaprzysiągłszy przysłaną przeze mnie umowę, postanowili od razu
puścić się na wyspę. Ojciec Piętaszka zgodził się im towarzyszyć. Dzicy wcale o odjezdzie
nie wiedzieli, gdyż uciekający opuścili ich siedziby pod pozorem rybołówstwa parodniowego.
115
Za przybyciem na wyspę zasmucili się niezmiernie, nie zastawszy mnie. Z listu dowie-
dzieli się, co zaszło. Zarazem zawiadomiłem ich o trzech Anglikach pozostawionych i o spo-
sobie, w jaki z nimi postępować mają. W tydzień dopiero trzech Hiszpanów uzbrojonych
udało się na folwark, gdzie tamci przebywali, nie śmiejąc się wychylić z doliny, stosownie do
moich rozkazów. Dobrzy Hiszpanie, mając ich za porządnych ludzi, już w parę tygodni potem
zwolnili rygor, pozwalając im po całej przechadzać się wyspie.
Nadana swoboda, zamiast ująć trzech łotrów, posłużyła im tylko do popełnienia nowych
niegodziwości. Przybrawszy postawy pokorne, potrafili tak sobie zjednać Hiszpanów, że ci,
wbrew moim poleceniom, powierzyli Anglikom broń palną. Odtąd Atkins i jego towarzysze,
zuchwali posiadaniem broni, przekonawszy się, że historia o gubernatorze była zmyśleniem,
nie tylko wymówili Hiszpanom posłuszeństwo, lecz rozpoczęli z nimi kłótnie, domagając się
żywności i udziału we wszystkich zapasach przeze mnie pozostawionych. Kiedy zaś Hiszpa-
nie żądań tych zaspokoić nie chcieli, Anglicy zagrozili, że ich wymordują.
Skutkiem tych pogróżek trzeba było po całych nocach utrzymywać czaty, aby łotrzy nie-
spodzianie śpiących nie napadli i nie wypełnili swej obietnicy. Trzej wygnańcy, nie mogąc
podejść cichaczem Hiszpanów, dopuszczali się wszelkiego rodzaju psot. Zniszczyli zasiewy
na folwarku, poburzyli budynki i kilkadziesiąt palm kokosowych wycięli. Na koniec Atkins,
zaczaiwszy się w lesie, postrzelił przechodzącego Hiszpana. Pochwycili go i skrępowali dru-
dzy, po czym udali się na schwytanie pozostałych Anglików, co powiodło się szczęśliwie.
Natychmiast złożono sąd pod przewodnictwem Don Juana. Atkins tak zuchwale odzywał się
przed sądem i powtarzał pogróżki, że skazano go na karę śmierci przez powieszenie, dwóch
zaś drugich na wygnanie do jednej z wysp na południu leżących. Szlachetny Don Juan nie
chciał tego wyroku potwierdzić przez pamięć na to, że Anglicy byli mymi rodakami, owszem
prosił, ażeby ich zupełnie uwolniono. Sędziowie po długim oporze przystali wreszcie pod
warunkiem, ażeby Atkins pozostał przez parę miesięcy w więzieniu, dopóki stanowczej nie
przyrzecze poprawy.
Poodbierano im broń palną, a nawet siekiery, a dopóki Atkins siedział w więzieniu,
wszystko szło jako tako. Lecz złoczyńca, sprzykrzywszy sobie pobyt w zamknięciu, zdołał się
wyswobodzić, a połączywszy się ze swymi koleżkami, na nowo zaczął dokuczać Hiszpanom.
Tego już było zanadto. Mieszkańcy zamku, chociaż szlachetni i łagodni, nie mogli dłużej
wytrzymać i żyć ciągle pod grozbą stracenia wszystkiego, co posiadali. Raz należało pozbyć
się niegodziwych sąsiadów. Anglicy, widząc, że tym razem nie ujdzie im na sucho, udali się
w pokorę, prosząc Hiszpanów o pozwolenie opuszczenia wyspy na karaibskiej łodzi i uzy-
skali je. Don Juan zaopatrzył łódz we wszystkie potrzeby, a nawet udzielił im dwie strzelby i
kilkadziesiąt ładunków. Do łodzi dorobiono maszt i żagiel.
Tak zaopatrzeni, puścili się na morze. Hiszpanie odprowadzili ich do brzegu, życząc po-
myślnej podróży i ciesząc się, że już raz pozbyli się wichrzycieli, zatruwających im życie.
We dwa tygodnie potem Hiszpan, pracujący w polu, spostrzegł łódz płynącą ku brzegowi,
na której znajdowało się ośmiu ludzi. Przestraszony tym pobiegł do zamku, donosząc o nie-
bezpieczeństwie. Hiszpanie pochwyciwszy strzelby, wyszli na spotkanie mniemanych nie-
przyjaciół i z wielkim zdziwieniem i smutkiem poznali, że to powracają Anglicy w towarzy-
stwie pięciu Karaibów. Oto, co ich spotkało:
Po dwóch dniach żeglugi wylądowali na wyspie leżącej na zachodzie. Mieszkańcy zbiegli
się natychmiast z bronią, dla przeszkodzenia wylądowaniu przybyszów. Zaniechawszy więc
swego zamiaru, popłynęli ku południowi i wysiedli na niewielkiej wysepce, zamieszkanej
przez kilkudziesięciu dzikich. Karaibowie przyjęli ich bardzo dobrze, dostarczając żywności,
złożonej z patatów i ryb suszonych. Mieli oni u siebie pięciu niewolników schwytanych w
ostatniej potyczce i za parę fraszek europejskich odstąpili ich Anglikom. Między jeńcami
znajdowało się dwóch mężczyzn i trzy kobiety.
116
Po czterech dniach Atkins z towarzyszami i niewolnikami wypłynął na morze w zamiarze
osiedlenia się na jakiej pustej wysepce, lecz gdy nie mogli takiej znalezć, jakiej chcieli, posta-
nowili powrócić na moją wyspę.
Mając teraz niewolników, nie potrzebowali pracować około roli i mogli prowadzić wygod-
ne życie. Wylądowali więc, prosząc Hiszpanów, aby im pozwolili osiąść na zachodnim krań-
cu wyspy, gdzie mieli zamiar pobudować chaty i zająć się uprawą roli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl