[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prysnęła. Nagle stały się obce i Julia nie miała pojęcia, jaka
przeszkoda została umieszczona pomiędzy nimi ani dlaczego.
W końcu po prostu wyczerpały tematy do rozmowy i
Sirhane powiedziała, że musi iść.
Kiedy wychodziła, Julia wzięła ją za ramię.
- Nadal nie powiedziałaś mi, jaki był prawdziwy powód
twego przybycia do Stambułu - rzekła.
- Następnym razem - powiedziała Sirhane. Odsunęła się i
założyła swą ferijde.
- To będzie następny raz, Sirhane?
- Wyślę wiadomość. - Pocałowała ją lekko w usta i
założyła kazetę, by ukryć twarz. - %7łegnaj, Julio - powiedziała,
a w jej głosie zabrzmiała przerażająca ostateczność.
Anatolia
Sulejman dołączył do armii na równinach Aktepe.
Janczarowie milczeli, gdy jechał wśród nich, ich twarze
były albo odwrócone, albo wyrażały posępny szacunek.
Wystawił sztandar z siedmioma końskimi ogonami przed
królewskim namiotem i wezwał swego posłańca. Wysłał go do
Amasyi z dokumentem opatrzonym królewską tugrą,
wzywającym Mustafę pilnie przed swoje oblicze.
Potem czekał.
92.
Amasya
Na litość boską, nie możesz jechać! Mustafa pogładził
dłoń matki. Cofnęła ją, zła na jego protekcjonalność, ale on
tylko się uśmiechnął.
- Sułtan to nakazuje. Jeśli odmówię, będę oskarżony o
nielojalność.
- A jeśli pojedziesz, może oskarżyć cię i tak. Kto
wówczas będzie cię chronił?
- Już szepczą przeciwko mnie w pałacu. To jest moja
szansa, by odpowiedzieć na te kłamstwa.
- Jeśli chciał twoich odpowiedzi, dlaczego nie przyjechał
tutaj? Dlaczego pojechał do Konia?
- Może obawia się przyjechać tutaj.
Gulbehar wstała i odwróciła się, by ukryć łzy udręki, które
wezbrały w jej oczach.
- Niech cię oskarżają o co chcą! Niczego nie mogą
udowodnić!
Mustafa zastanawiał się, czy powiedzieć jej o liście i
swojej rozmowie z Rustemem. Postanowił tego nie robić.
- Janczarowie już okrzykują mnie przywódcą. Gdzie
mogę być bezpieczniejszy niż między nimi?
- Tutaj! Tu będziesz bezpieczniejszy, w twojej fortecy, z
daleka od Sulejmana i Rustema!
- Przede wszystkim muszę słuchać się ojca. On mnie
wezwał. Pojadę.
- A jeśli bostandżi czekają?
- On dał mi życie. On też ma prawo je odebrać.
Gulbehar odwróciła się, w jej oczach błyszczała nienawiść
i strach.
- Nie! On nie ma prawa! Ja również dałam ci życie! Ja
karmiłam cię piersią i wychowałam od dziecka! On nie ma
prawa odbierać mi ciebie!
Nagle Gulbehar poczuła, jak gdyby otrzymała cios w
żołądek. Zgięła się wpół, łkając i z trudem łapiąc oddech.
Mustafa wyciągnął ręce, wziął ją w ramiona i zaprowadził do
otomanki.
Trzymał ją długi czas. W końcu szepnął:
- Muszę jechać.
- Wez tron. Czekałeś już dość długo. Musisz tylko
powiedzieć słowo i janczarowie powstaną z tobą. Nie ma
potrzeby rozlewu krwi. Twój własny dziadek usunął z tronu
Bajazyta i wygnał go. To nie jest sprzeczne z prawem.
- To jest sprzeczne z prawem niebios. Ojciec nauczył
mnie tego.
- Oczywiście, że tak!
- Nie mogę tego zrobić. To jest niemożliwe. Raczej bym
umarł, niż zhańbił swoje imię wobec innych książąt świata i
splamił swą duszę wobec Boga.
- Mustafa...
Nic go nie poruszy, wiedziała. Wydra wygrała. Widziała
teraz jej obraz, rozciągniętej na otomance, z głową odrzuconą
do tyłu, roześmianej. %7łycie było takie proste, jeśli nie
wierzyło się w nic oprócz zachowania samego siebie.
- Mój honor wart jest więcej niż jakiekolwiek imperium,
jakie ten świat może mi dać. Jakim będę królem, jeśli
wyrzeknę się swej duszy, by zdobyć tron? Będę rządził bez
hańby albo nie będę rządził wcale.
- Jesteś głupcem - wymamrotała Gulbehar.
- Wiesz, że wcale tak nie uważasz - uśmiechnął się
Mustafa. - Gdybym miał się ugiąć, byłabyś zawstydzona i ja
także.
- Dajesz jej wygrać tak łatwo - mruknęła Gulbehar, ale
Mustafa nie usłyszał.
- W każdym razie - dodał - jeżeli nie pojadę, to będzie
przyznanie się do winy. On mnie nie skrzywdzi, mamo. Dał
swoje słowo. Jest człowiekiem honoru, jak ja.
Nie - pomyślała Gulbehar. On jest człowiekiem
obowiązku. Tobie może się zdawać, że to to samo, ale to
ostrogi z całkiem innego metalu.
- Wyruszę o świcie - powiedział.
- Jedz z Bogiem - szepnęła Gulbehar i pozwoliła mu
pocałować swoją dłoń i odejść. Kiedy odszedł, nie było już łez
do wylewania. Siedziała przy oknie, obserwując gwiazdy
wędrujące po nieboskłonie, ogarnięta rozpaczą, bezradna w
swoim więzieniu.
Aktepe
Dym z wilgotnego drewna świerkowego wisiał w
powietrzu. Obóz był pogrążony w ciszy. Wozy z wodą
turkotały pomiędzy rzędami namiotów, owce pędzono w
duszących tumanach kurzu do namiotów rzezników. Grupa
janczarów w niebieskich kurtkach grała w kości obok
żarzącego się piecyka na węgiel drzewny, skulona wokół
niego dla ochrony przed chłodem wieczoru.
Kiedy zobaczyli Mustafę, zerwali się na nogi i skupili
wokół jego konia, jak to zrobili w Amasyi. Słowo szybko
rozeszło się po obozie - szehzade przybył poprowadzić ich
przeciwko Persom! Kilku nawet nazwało go padyszachem i
ich okrzyki niosły się przez obóz do miejsca, gdzie Sulejman
siedział na tronie i naradzał z Rustemem. Umilkli, słuchając
tych głosów, i Rustem zobaczył, jak rysy starego człowieka
twardnieją postanowieniem.
Padyszach! Cesarz!
- Oto nadchodzi duch mego ojca - mruknął Sulejman.
Wiwaty trwały przez długi czas, po tym, jak Mustafa wzniósł
swój pawilon obok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]