[ Pobierz całość w formacie PDF ]
144
nim mój list do niego dotrze. Podróżują z mamą po Italii
i nie ustalili sztywnej trasy, więc mogą być w różnych miej
scach. Tak czy inaczej, w tej chwili nie ma to już większe
go znaczenia. Muszę zebrać potrzebną sumę do końca te
go miesiÄ…ca.
Dla Annis zabrzmiało to tak, jakby dostał ultimatum już
po przyjezdzie do Manor. Zasępiła się.
- U kogo masz długi, Tom?
- U Charlesa Fanhope'a.
- Przecież on nie mieszka już w Oksfordzie, prawda?
- Wyjechał ze dwa lata temu, ale nadal ma tam dom...
To znaczy na spółkę z przyjacielem, który rezyduje w nim
ze swojÄ… matkÄ…. Na zewnÄ…trz wszystko wyglÄ…da bardzo
przyzwoicie, ot, małe karciane przyjęcia dla wybrańców,
ale pozostałe pokoje służą całkiem innym celom. - Oblał
się rumieńcem.
Annis przypomniała sobie opowieści dziadka, w mło
dości hulaki i szaławiły, dżentelmena o wielkim życiowym
doświadczeniu, który zwykł pogadywać z nią bardziej
szczerze, niż było to przyjęte, szczególnie gdy rozmówczy
nią była młoda niewinna panienka.
- Aha, teraz już rozumiem - mruknęła. - Nielegalny
dom gier. - I zapewne schadzek, dodała w duchu. - Słysza
łam o takich miejscach. - Usadowiła się wygodniej w ele
ganckim skórzanym fotelu, rada, że udało jej się zaspokoić
ciekawość. - No, no, no! A więc to stąd Charles Fanhope
czerpie środki na swoje kosztowne zachcianki. Muszę wy
znać, że często się nad tym zastanawiałam.
- Wprost trudno uwierzyć, jakie ma szczęście w kar-
145
tach. Zupełnie jakby diabła miał na usługi! - rzucił ze złoś
cią Tom. - Nie mogę jednak winić nikogo oprócz siebie
za swoje kłopoty. Wygrywałem zawsze tylko drobne sumy,
a przegrywałem wielkie, aż nagle okazało się, że po uszy
tkwię w długach...
Gdy zawstydzony niepewnym głosem wymienił kon
kretną sumę, Annis osłupiała, zrobiła jednak wszystko, by
nie okazać nie tylko przerażenia czy konsternacji, ale nawet
cienia dezaprobaty. W końcu jako osoba prawie obca nie
miała żadnego tytułu do prawienia mu kazań. Biedak dość
się ich jeszcze nasłucha od rodziców, gdy prędzej czy póz
niej prawda wyjdzie na jaw.
- Co więc zamierzasz, Tom? Masz jakiś pomysł, jak ze
brać te pieniądze?
- Jest tylko jedna taka osoba w mojej rodzinie, do której
mógłbym się zwrócić. To mój stryjeczny dziadek, Cedric. Na
zwałby mnie pewnie patentowanym osłem, ale nie ciosałby
kołków na głowie. Kłopot polega na tym, że bawi obecnie
w Irlandii z wizytą u przyjaciół, więc to jeszcze musi trochę
potrwać, zanim uda mi się z nim skontaktować, a Fanhope,
jak już mówiłem, chce spłaty długu do końca miesiąca. Nie
mogę zresztą mieć o to do niego pretensji, już i tak dał mi
aż nazbyt wiele czasu na zebranie gotówki... Dlatego przy
szedłem tu, by powiedzieć Greythorpeowi, że pilne intere
sy wzywają mnie do miasta i muszę niezwłocznie wyjechać
do stolicy Wiem, że Louise będzie strasznie rozczarowana,
bo obiecałem jej być na jutrzejszym przyjęciu u Fanhope'ów,
ale czy mam inne wyjście, Annis? Muszę zebrać te pieniądze
i jest tylko jeden sposób, by to osiągnąć.
146
Aż pobladła ze zdenerwowania, wiedziała bowiem, co
to za sposób.
- Zamierzasz oddać się w łapy jakiegoś pokątnego li
chwiarza?! - Nie czekając na odpowiedz, wykrzyknęła: -
Och nie, Tom! Nie! Nie wolno ci tego zrobić! Nigdy! Jeśli
raz wpadniesz w ich sidła, nigdy cię nie wypuszczą ze swo
ich szponów!
- Wiem... - Ukrył twarz w dłoniach. - Nie mam jednak
wyboru. Nie będę chodził i błagał mojej rodziny oraz przy
jaciół. Po prostu nie będę! Skoro sam nawarzyłem sobie pi
wa, muszę je teraz wypić.
W jednej chwili podjęła decyzję.
- No cóż, skoro absolutnie nie chcesz poprosić lorda
o pomoc, choć uważam, że powinieneś, pozostaje ci jesz
cze jedno wyjście... Ja pożyczę ci te pieniądze.
Tom w pierwszej chwili nie zareagował na tę wielko
duszną ofertę, a potem uniósł wolno głowę.
-Ty, Annis... ale...? - Sprawiał wrażenie, jakby miał
trudności ze zrozumieniem jej słów. - Dysponujesz taki
mi pieniędzmi?
- Oczywiście, że tak! - odparła. - Przecież gdyby tak nie
było, nie proponowałabym ci pożyczki.
- Wielkie nieba! Nigdy bym nie pomyślał... to znaczy...
ani przez chwilę nie przypuszczałem, że ty... Dobry Boże!
- No właśnie! - odparła szybko, licząc na to, że Tom od
zyska przytomność umysłu i będzie znów w stanie wypo
wiadać się w sposób bardziej zrozumiały.
Choć tak się rzeczywiście stało, okazało się jednak, że
siedzący naprzeciw niej młody dżentelmen, którego mina
147
w ciągu kilku sekund ze zrozpaczonej zmieniła się w roz
radowaną, ma nadmierne poczucie niezależności oraz fał
szywie pojmuje rycerski honor.
Popatrzył na nią z żalem, potrząsnął głową.
- To miło z twojej strony, Annis. Szczerze mówiąc, nawet
bardzo miło! Nie mogę jednak w tak skandaliczny sposób
wykorzystywać kogoś, kogo znam tak krótko. A zwłaszcza
kobiety!
- Mój drogi Thomasie, jeżeli sobie choć przez chwilę
wyobrażałeś, że zamierzam zwrócić się do swoich bankie
rów, by wystawili ci weksel, to jesteś w błędzie. - Widząc,
że zaczyna jej słuchać uważniej, uśmiechnęła się, po czym
mówiła dalej: - Nigdy w życiu. Proponuję ci pożyczkę na
umiarkowany procent oraz ściśle określony czas. Załatwię
to przez mojego finansistÄ™ w Leicestershire. Skontaktu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]