[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyzwoitego systemu alarmowego. Mało skomplikowanego i odpornego na
przypadkowe włączenia. W Dallas dziewięćdziesiąt osiem procent wszystkich
alarmów stanowiły fałszywe. Tutaj było mniej tych urządzeń, ale także mniej
gliniarzy.
Słuchaj, Sophie... zamierzał podjąć ten temat.
Joe, muszę wracać na salę.
Może uda mi się potem spokojnie z nią porozmawiać, pomyślał, patrząc,
jak Sophie podnosi siÄ™ z miejsca i zbiera opakowania po przyniesionym przez
niego jedzeniu. Obdarzyła go lekkim uśmiechem. Nawet w pogniecionej,
bezkształtnej sukience, z potarganymi włosami i odrobiną musztardy na
brodzie, dla Joego była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek oglądał. Znał
się na kobietach. Swego czasu uchodził nawet za eksperta. Cieszył się u pań
ogromnym powodzeniem.
Czuję się zupełnie otępiała dodała po chwili. Nawet nie wiem, czy
to pora śniadania, czy kolacji.
88
RS
Mężczyzna, który przed chwilą stanął w drzwiach, odchrząknął głośno,
żeby zwrócić na siebie uwagę. Spojrzał na Joego.
Czy mam przyjemność rozmawiać z sierżantem Daną? zapytał.
89
RS
ROZDZIAA SIÓDMY
Jego siostra Daisy miała zwyczaj powtarzać, że jest dla niej rzeczą
niepojętą, w jaki sposób policjant w mundurze nawet podczas największych
upałów potrafi wyglądać nienagannie i świeżo. Przedstawiciel prawa i
publicznego porządku, który zjawił się w szpitalu, starał się dobrze
prezentować, ale już na pierwszy rzut oka było widać, jak bardzo jest
zmęczony.
Z kroplami potu na czole stał teraz w drzwiach solarium.
Tak odparł Joe. %7łałował, że nie opuścił szpitala parę minut wcześniej.
Spojrzał spod oka na Sophie. W pośpiechu zastanawiał się, co mówić
policjantowi. Udzielanie jakichkolwiek odpowiedzi w jej obecności było mu
zupełnie nie na rękę. Zdziwiło go, że na widok policjanta na twarzy Sophie
odmalował się strach.
Bała się? Lękała się przedstawiciela wymiaru sprawiedliwości?
Och, do diabła mruknął pod nosem Joe. Wracaj do dziecka
zwrócił się do Sophie. Chciał jak najszybciej się jej pozbyć. Chyba chodzi o
moje tablice rejestracyjne.
W tak krótkim czasie tylko to potrafił wymyślić. Gestem poprosił
policjanta, żeby wszedł do środka pokoju i z rozpoczęciem rozmowy czekał, aż
Sophie wyjdzie. Obejrzała się przez ramię. Rzucił jej pokrzepiające spojrzenie.
Nie spełniło ono jednak swego zadania. Sophie nadal wyglądała na
przestraszonÄ… i zaniepokojonÄ….
O jakie tablice? zapytał młody policjant.
Przepraszam. Nie chodzi o żadne tablice. Było to tylko taktyczne
zagranie. Pani Bayard jeszcze nie wie, co stało się w jej domu. I chcę, żeby
pozostawała w nieświadomości, dopóki nie znajdę czasu, żeby zrobić tam
90
RS
porządek. Ta kobieta ma teraz na głowie inne zmartwienia. Ledwie urodziła
dziecko, a już się znalazło na oddziale pediatrii. Czego się pan dowiedział?
Ona jeszcze w ogóle nie wie o włamaniu?
Dziś rano przywiozłem panią Bayard tutaj, do szpitala. Włamania
dokonano jakiś czas pózniej.
Znalezliśmy ślady opon nieznanego pojazdu. Czy pani Bayard nosi
obuwie o rozmiarze siedem i pół?
Sophie, siorbiąc, wypiła przez słomkę resztkę czekoladowego napoju i
nachyliła się nad łóżeczkiem. Chciała się przekonać, czy hałas, który
spowodowała, nie obudził Iris. Dotknęła czółka, a potem przyłożyła dłoń do
fałdki na szyjce Iris. Dziecko było ciepłe, ale nie gorące.
Tablice rejestracyjne Joego? O co chodziło temu policjantowi? Przecież
najwyżej mogły być brudne i mało czytelne. To wszystko.
W pierwszej chwili pomyślała, że policjant przyszedł do niej w sprawie
chińskiej wazy. Zaraz potem jej myśli wróciły do Joego. Zamiast oddać mu
resztę kolekcji, a potem rozejrzeć się za jakąś pracą, aby móc związać koniec z
końcem, ona martwiła się tylko jednym. %7łe Joe ją opuści.
To oczywiste, że odda mu te chińskie nefrytowe przedmioty i że on
potem stąd wyjedzie. Nie będzie miał przecież żadnego powodu, aby pozostać,
gdy tylko dostanie to, po co przyjechał.
Ze zmarszczonym czołem Sophie wróciła myślami do przeszłych
zdarzeń. Pewnego dnia zupełnie przypadkiem weszła do pokoju i nakryła
Rafe'a na tym, jak oglądał rozłożoną na stole kolekcję. A kiedy zapytała, co to
jest, odpowiedział, że ma przed sobą zaręczynowy prezent. Wtedy nawet nie
zdziwiło jej to, że zamiast pierścionka dostanie od Rafe'a te dziwaczne
przedmioty. Wiedziała, że handluje on antykwarycznymi dziełami sztuki.
Czuła się szczęśliwa. Był taki mądry... A kiedy obrabował ją i uciekł i gdy
91
RS
potem dowiedziała się, jak niezwykle cenna jest chińska kolekcja, usiłowała
przekonać samą siebie, że uczciwą drogą stała się jej właścicielką. W głębi
serca wcale w to nie wierzyła.
A więc czy stała się współwinna przestępstwa po jego dokonaniu? A
może jeszcze przed? Sophie nie znała terminologii prawniczej, ale w tej chwili
nie miało to dla niej żadnego znaczenia.
%7łałowała, że w ogóle poznała Rafe'a. Gdyby nie wkroczył w jej życie,
nadal pracowałaby w banku, mieszkała w nowoczesnym, wygodnym
apartamencie z klimatyzacją, chodziła na lunch z Terri i Jeanne, a także raz w
tygodniu do kina z Edde'em Dinsmore'em z wydziału finansowego.
Gdyby tamtego pamiętnego dnia nie zaniosła kolekcji do banku, Rafe
zabrałby ją wraz z innymi cennymi przedmiotami, a ona już teraz nie miałaby
za co żyć. Musiałaby nadal mieszkać w mieście, a nie na wsi. A w ogóle to
wraz z dzieckiem znajdowałaby się pewnie w jakimś domu opieki społecznej...
Iris zakwiliła przez sen. Sophie dotknęła z czułością małego, tłustego
kolanka. Zdeprymowana obecnością groznie wyglądającej pielęgniarki o
twarzy przypominającej buldoga nie śmiała wziąć córeczki na ręce.
Gdyby nie poznała Rafe'a, nie byłoby małej Iris, uprzytomniła sobie nie
po raz pierwszy. A gdyby Rafe nie okradł tych wszystkich nieszczęsnych
kobiet, nie poznałaby Joego.
Taki był ten świat.
Opadając ciężko na kanapę pozbawioną poduszek, Joe zaklął pod nosem.
Nie odrywał wzroku od przedmiotu, który przed chwilę wydobył spod masy
potłuczonego szkła i ociekających wodą gazet. A więc przez cały czas
znajdowała się w tym piekielnym akwarium rzecz warta trzydzieści sześć
tysięcy dolarów! Leżała w wodzie obok wraku statku i kuferka, typowych
92
RS
rekwizytów tanich szklanych skrzynek, pokryta wodorostami. Gdyby ktoś
zaczął się jej przyglądać, a nie Darrylowi, zauważyłby coś w rodzaju groty.
Brudną i mokrą wazę położył na stoliku od kawy. Uznał, że musi zabrać
się do dalszej pracy. Podnoszenie się z kanapy okazało się jednak czynnością
znacznie trudniejszą niż siadanie. Joe skrzywił się z bólu, ale jakoś wstał,
trzymajÄ…c za udo.
Dzisiejszego wieczoru czekało go trudne zadanie. Musiał doprowadzić do
porządku resztę domu. W tego rodzaju pracach miał małe doświadczenie.
Sprowadzało się tylko do drobnych napraw mebli.
Mógł zabrać wazę Ch'ien Lung i natychmiast opuścić ten dom. Mógł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]