[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale tak, żeby się nie zorientowała, że mógł być złodziejem. Nie przeżyłaby tego,
przecież, w przeciwieństwie do mnie wyszła za bardzo przyzwoitego człowieka .
Tymczasem bez uprzedzenia wpada Anka. Nadal chodzi w kwiecistych sukniach i
nadal ma na głowie loki prosto od fryzjera. Zapewnia, że tylko na chwilę. Przejeżdżała
obok i postanowiła zadać mi kilka ważnych pytań.
Mogłaś zadzwonić burczę.
Dzwoniłam, ale ty pewnie masz telefon w jakiejś szufladzie albo go zgubiłaś.
Nigdy nie zgu& zaczynam i milknę. Raz tylko wpadł mi do muszli
klozetowej.
No właśnie. Pomyślałam, że wpadł ci do kibla. Czy twój ojciec dobrze zarabiał?
Ona naprawdę ma niebywałą intuicję.
Taaak, baaardzo, bardzo dobrze zarabiał kłamię jak z nut, przestraszona, że
odkryła mroczną tajemnicę mojego taty. Oczywiście żyliśmy skromnie, ponieważ
znaczki były drogie, okropnie drogie, a on nie mógł się powstrzymać, bo prawdziwi
filateliści&
Przerywa mi, jak zwykle, kiedy jej zdaniem zaczynam przynudzać.
Wiem, okropnie drogie, sprawdziłam to. Podobno po śmierci twojego ojca
dzwonili do mamy z propozycją kupna klaserów, ale odpowiadała, że nie są na sprzedaż.
W końcu przestali. Miał Belgijczyka z jakimś defektem, jest ich tylko kilka na świecie, w
Polsce chyba jeden, może to właśnie ten jedyny. I jest wart dzisiaj Anka zawiesza głos,
wpatrujemy się w siebie w napięciu dwieście tysięcy złotych.
Milczymy przerażone. Ja znów widzę przed sobą wyspę, a Anka, być może, swoje
honorarium. Dwieście tysięcy, a przecież w klaserach są też inne znaczki. Pewnie nie tak
cenne jak Belgijczyk, ale także cenne. Wymienię samochód, spłacę kredyt, a może, nie
sprzedając warszawskiego mieszkania, kupię sobie, jak Weronika, mazurską chatę& Nie,
jednak wyspa&
Niestety, ta słodka chwila, która z trudem wytrzymuje ciężar moich rozbuchanych
marzeń i planów, trwa bardzo krótko.
Podobno jednak sprzedał go obwieszcza Anka i widząc moją minę,
nerwowym gestem podaje mi paczkę chusteczek.
Obejdzie się burczę na nią. Płonne nadzieje mam dobrze przetrenowane.
Czyli na listę wrogów albo przynajmniej osób podejrzanych o włamanie do mieszkania
mamy należałoby wpisać wszystkich prawdziwych filatelistów w Polsce, a może nawet
na świecie.
To właściwie nie było włamanie. Zamek nie nosi najmniejszych śladów
uszkodzenia.
No to jak się dostał do środka?
Pokaż mi klucz do mieszkania mamy mówi Anka rozkazującym tonem.
Pełna złych przeczuć ruszam do przedpokoju, gdzie w koszyczku na półce
dębowego secesyjnego wieszaka trzymam klucze zaopatrzone w identyfikatory : swoje,
mamy, Laury, od piwnicy, od skrzynki i kilka innych, chyba niepotrzebnych, których
jednak boję się wyrzucić, bo nigdy nie wiadomo. Gmeram w koszyczku, szukam, ale
bezskutecznie.
Nie ma obwieszczam zdziwiona, odwracając się do Anki.
Tak myślałam.
Czyli podarował mi mysz i róże, a zabrał klucze od mieszkania mamy.
Za wcześnie na takie wnioski.
A teraz: Weronika. Mówiłaś, że jej mąż zginął w górach.
Tak, Bartek się wspinał. Weronika z nim nie jezdziła, bo bała się gór, nie
przekonał jej do nich nawet Pikuś&
Kto to? pyta, chwytając za długopis.
Jej głos wewnętrzny, który&
Proszę cię, do rzeczy.
A poza tym ona uważała, że facet powinien mieć coś własnego, do czego jego
żona się nie wtrąca i w czym nie uczestniczy. Nie bardzo rozumiałam, o co jej chodzi, bo
Marcel miał tylko takie rzeczy i&
O Marcelu innym razem.
Bartek przejął tę pasję po ojcu, który też zginął w górach, chyba w Himalajach.
Ale Bartek w całkiem niewysokich, bo w Karpatach. Jakiś głupi wypadek, błąd, nie wiem
dokładnie. Byli całą ekipą, w kilka osób.
Sprawdziłam to.
I co? pytam nie tylko zdziwiona, ale również zniesmaczona, bo wolałabym,
aby Anka uprzedzała mnie, w życiu którego z moich przyjaciół akurat gmera, żeby mi go
na zawsze odebrać.
To była sześcioosobowa ekipa. Ktoś przez nieostrożność zrzucił kamień. Ten
kamień uderzył Bartka w głowę, zabijając go na miejscu.
Już rozumiem, dlaczego Anka wybiegła tak nagle, kiedy jej powiedziałam o
Ajschylosie i żółwiu, i jestem zgorszona, bo to wszystko zaczyna osuwać się w groteskę.
Tak, tak, twój Ajschylos mnie natchnął. Było tam trzech polskich alpinistów,
dwóch Rumunów oraz jakiś młody Polak z Niemiec, który dołączył do nich w ostatniej
chwili.
Ale właściwie to o co ci chodzi?
Na razie tylko szukam motywu, więc sprawdzam wszystko i wszystkich, nawet
ciebie.
%7łe niby sama siebie prześladuję?
Zdarza się.
I płacę ci za to, żebyś mnie złapała? No dobra, ale co moja sprawa ma
wspólnego z Bartkiem i Weroniką?
Wybierasz się do niej?
Miałam zamiar, ale wiedząc, że o coś ją podejrzewasz, na pewno nie będę
umiała spojrzeć jej w oczy. Zrozum, dom Weroniki jest jedynym miejscem, gdzie
zapominam o kłopotach. A teraz i to przepadnie. Zostanie mi już tylko piwnica Artura,
więc na pewno wpadnę w alkoholizm albo zabiję się, spadając z beczki.
Gdybym była tak wrażliwa jak moi klienci i badała tylko te tropy, które mi
wskażą, nigdy bym nie rozwiązała żadnej sprawy. Nikogo jeszcze nie podejrzewam, ale
wykluczam tylko te osoby, które już sprawdziłam.
I przyszła kolej na Weronikę, tak?
Tak. Ale poza nią jest ich co najmniej dziesięć.
Zdaje się, że po tym wszystkim będę musiała wyemigrować z Polski, bo nie
zostanie mi tutaj żadna bratnia dusza.
Nie będzie tak zle, wierz mi, umiem zadawać pytania w taki sposób, że
niektórzy nie mają pojęcia, o co tak naprawdę pytam. I wiele spraw można wyjaśnić na
drodze dedukcji. Umówiłaś się z Dzięciołami?
Nie. Nie chcą mnie znać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]