[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Harry też tam będzie? - spytała.
- Nie wiem - odpowiedziała Zada. - Być może.
- W ogóle jeszcze się spotykacie?
- Czasami.
No dobrze, skoro nie ma ochoty nic mówić, to nie. Jeśli Zada nie chciała czegoś
powiedzieć dobrowolnie, to nie można było z niej nic wyciągnąć. Kilimandżaro znajdowało
się w piwnicy starej kamienicy. Angel rozejrzała się dookoła. Na ścianach wymalowano
afrykańskie krajobrazy i dzikie zwierzęta: zebry, antylopy gnu, a za ladą baru - parę lwów
wśród traw sawanny. Z głośników płynęła muzyka, niewyobrażalnie głośna, ale dobra. Angel
od pierwszej chwili dobrze się tu poczuła. Zada szturchnęła ją w żebro.
- Fajnie, co nie? Mówiłam, że ci się spodoba. Znała co najmniej połowę towarzystwa,
co chwila witała się z kimś pocałunkiem w policzek, przytulaniem, poklepywaniem.
- Cześć, Driver. Też dziś przyszedłeś, Jackoo? Angel absolutnie nie mogła zapamiętać
imion i twarzy wszystkich znajomych Zady, chociaż ta zapoznawała ją z nimi. Czasami
dorzucała krótki opis.
- Tam po drugiej stronie stoi Zombi, mój stary znajomy. Zawsze dostaniesz u niego
narkotyki, dobre i tanie.
- Widzisz tego pod ścianą? To Bomber. Parę lat siedział w pace, bo komuś kompletnie
zniszczył samochód, podłożył jakiś ładunek wybuchowy. Fajnie wygląda, co nie? Ale nie
nadaje się, to stuprocentowy pedał.
Powietrze było gęste od dymu. Angel i Zada przecisnęły się do baru. Angel zamówiła
drinka z colą. Kiedy rozglądała się za Zada, nagle tuż obok niej pojawił się jakiś gość. - Hej.
- Hej - przypomniała sobie, że Zada go przedstawiała. Nazywał się Dennis czy Driver,
albo jakoś tak podobnie.
- Pierwszy raz tutaj? - uśmiechnął się ironicznie.
- Kiedyś trzeba zacząć, prawda? - odparła Angel i dalej sączyła drinka przez słomkę.
Właściwie nie miała ochoty na żadne flirty. Ale ten się od razu rozgadał, opowiadał o
motorze, o koleżkach, o pracy, którą właśnie rzucił. Potem dopytywał się, jaką lubi muzykę,
gdzie mieszka i co robi. Angel odpowiadała raczej oszczędnie.
- Masz chłopaka? - zapytał nagle.
- Akurat teraz nie mam, a to dlatego, że chwilowo żadnego nie potrzebuję -
odpowiedziała. Chłopak zdecydował się na odwrót i wzruszył tylko ramionami.
- Nie to nie. To była tylko luzna propozycja.
Cała ta jego paplanina grała jej na nerwach. Odwróciła się. Alkohol szybko uderzył jej
do głowy, może dlatego, że od paru godzin nic nie jadła. Nie czuła zresztą głodu, jej organizm
zdążył już przywyknąć do nieregularnych posiłków. Teraz ogarnęło ją wrażenie lekkości.
Muzyka przegoniła wszystkie nieprzyjemne myśli, zapomniała o Mieście Demonów i
ohydnym kontenerze, o braku pieniędzy, presji l5E0 V jego bandy. Poruszała się w rytm
muzyki. Czuła, jak całe ciało odnajduje się w tańcu. Taniec uwalniał ją był prawdziwym
życiem. Zada przesunęła się w tłumie, zarzuciła ręce na ramiona jakiegoś blondyna. Angel
zobaczyła, że jego ręce wędrują wzdłuż jej pleców i czule ją obejmują. Ten nieznaczny ruch
wywołał w Angel mieszane uczucia. Z jednej strony miała silną potrzebę samodzielnego
decydowania o sobie, o swoim życiu, chciała robić to, na co akurat miała ochotę i nie zależeć
od nikogo. Ale głęboko w sercu odczuwała potrzebę bliskości kogoś, z kim mogłaby
porozmawiać, do kogo mogłaby się przytulić. Kto by jej wysłuchał i dla kogo byłaby
najważniejsza na świecie... Zatrzymała ten natłok myśli. To przecież było to samo kiczowate
patrzenie na świat przez różowe okulary, które znała z marzeń Zady o jej ukochanym Harrym.
W każdym razie nie da się omamić żadnemu z tych nijakich gości, tylko po to, żeby za
wszelką cenę kogoś zarwać!
Angel poddała się rytmowi tańca. Następny kawałek był szybszy, basy zdawały się
wibrować w podłodze. Mijały minuty, a może godziny. Całkiem straciła poczucie czasu.
Zresztą czas był w tej chwili kompletnie nieważny. Liczyła się tylko muzyka, bicie serca,
tempo, rytm... Ktoś uszczypnął ją w ramię. To była Zada.
- Mam dość, Angel. Chodzmy już.
- Już? - spytała Angel zdziwiona.
- Minęła czwarta. Oni tu też chcą kiedyś skończyć pracę - wyjaśniła Zada. Angel
potknęła się. Była na rauszu, nie miała pojęcia, ile rumu z colą wypiła w ciągu tych kilku
godzin. A do tego jeszcze kilka piw...
Wsiadły do pierwszego metra. Wagon był prawie pusty. Zada ściągnęła z jękiem buty
i oparła wysoko nogi.
- Zobacz, ale mam bąble na stopach. - Potem uśmiechnęła się do Angel. - Było super,
co nie? Angel skinęła głową.
- Kim był ten chłopak, z którym tańczyłaś? Zada miała kłopoty z przypomnieniem
sobie, o kogo chodzi.
- Ten, który cały czas głaskał cię czule po plecach - pomogła jej Angel. Zauważyła, że
ciężko jej mówić.
- Aha, ten - odparła Zada. - W zasadzie wcale go nie znam.
- A co właściwie z tobą i z Harrym? - spytała Angel zaciekawiona. Chciała w końcu
poznać prawdę. Zada zacisnęła mocniej wargi.
- Jest tak jak zawsze - rzuciła po chwili.
- To znaczy?
- Spotykamy się od czasu do czasu i idziemy wtedy do łóżka. - Twarz Zady przybrała
smutny wyraz. - Kiedyś zamieszkamy razem, wiem o tym. Chciałabym mieć co najmniej
trójkę dzieci i dom z dużym ogrodem... Moje dzieci oczywiście nie będą wiedziały, że kiedyś
byłam prostytutką. Pewnie myślisz, że teraz się zgrywam. Ale ja kocham Harry'ego i bardzo
bym chciała mieć prawdziwą rodzinę. I będę moim dzieciom poświęcać bardzo dużo czasu,
będę się z nimi bawić, będę gotować dobre obiady, tak kiedyś będzie, zobaczysz...
Nakręciła się z tymi planami. Angel sceptycznie zmarszczyła czoło. Jeśli rzeczywiście
z Harrym wszystko było takie cudowne, to dlaczego ten facet przygląda się z czystym
sumieniem, jak Zada puszcza się za pieniądze?
- To dlaczego właściwie ciągle mieszkasz z nami w Mieście Demonów, zamiast
przeprowadzić się do Harry'ego?
- Jego mieszkanie jest za małe dla nas dwojga.
- Za małe? - powtórzyła Angel, nie dowierzając własnym uszom. Idiotyczna
wymówka. Jeśli chodzi o warunki mieszkaniowe, to przecież Zada w ogóle nie była
wybredna. Zapewne zadowoliłaby ją buda dla psa. Ale Zada nie była gotowa do wałkowania
tego tematu.
- Na następnym przystanku wysiadamy - powiedziała i wstała z miejsca. Kiedy wyszły
z podziemi metra na świeże powietrze, było już jasno. %7łeby skrócić sobie drogę, przeszły
przez tory kolejowe. Obok nich przejechał pociąg towarowy, ciągnąc nieskończoną liczbę
wagonów. Angel poczuła, jak uchodzi z niej energia. Miasto Demonów wyglądało jak
wymarłe. W blasku porannego słońca sprawiało jeszcze bardziej odrażające wrażenie.
Rozległo się ujadanie psa - oczywiście Lucyfer. Ktoś wrzasnął: Stul pysk! . A więc
inni też tu byli, tylko niewidoczni.
- Tę bestię jeszcze kiedyś zabiję - warknęła ze złością Angel. - A z nią tego Jojo.
Zada objęła ją ramieniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]