[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Bzdura! - oświadczyła. - Wcale nie biegam i nie potrzebuję odpoczynku.
Niemniej jednak - popatrzyła na jego rozczarowaną buzię - może masz rację.
Leć do nich i dopilnuj prac.
Wynajęci ogrodnicy czekali na dole, przytrzymując dwa ogromne krzewy.
Philip dołączył do nich i po chwili zniknęli w głębi ogrodu. Sophie patrzyła za
nimi z uśmiechem. Wszystko szło zgodnie z planem. Na Wielkanoc Pip został
wypisany ze szkoły z internatem i teraz uczęszczał do innej, bliżej domu, z
czego był niezmiernie zadowolony.
- Widzę, że twój mały pomocnik dzielnie sobie radzi - powiedział
Matthew, stając za Sophie i obejmując ją ramieniem. - Ale, jeśli wolno mi
prosić, nie kupuj więcej krzewów. Wykopanie tych dołów niemal mnie zabiło.
Uśmiechnęła się pod nosem. Tutejszy stary ogrodnik stanowczo
zaprotestował. Oświadczył, że wykopanie dołów pod tak ogromne krzewy - to
za duży wysiłek jak na jego wiek. Ostatecznie pod jej bacznym okiem wykopał
je Matthew. W ogóle robił wszystko, o co go poprosiła. Nie zgodził się tylko
nazywać Philipa - Pipem.
- Nie czujesz się zmęczona? - spytał, delikatnie kładąc dłoń na jej lekko
powiększonym brzuchu.
- Ani trochę - zapewniła go. - Czwarty miesiąc ciąży to nie choroba. -
Raptem zmarszczyła brwi na widok Pipa, który biegł ku nim z zaaferowaną
twarzą.
- 135 -
S
R
- Sophie, oni są wściekli! - zawołał. - Mówią, że doły zostały wykopane w
złym miejscu. Powinny znajdować się dwa metry od żywopłotu, ponieważ
krzewy bardzo się rozrosną. O, już idą z tobą porozmawiać! - dodał, oglądając
się za siebie.
- Zabierz ich do kuchni na herbatę i bułeczki - oświadczyła Sophie,
wyzwalając się z objęć Matthew i znikając w środku domu.
Jak wybrnąć z tej sytuacji? - rozmyślała w sypialni. Matthew nawet się
nie uśmiechnął... Musiał być naprawdę zły... Trudno się zresztą dziwić, skoro
tak długo go nagabywała, aż wreszcie przerwał pisanie i poszedł wykopać doły.
Zupełnie nie pomyślała, że odległość od żywopłotu może być naprawdę istotna.
W tej dziedzinie była przecież amatorką.
Matthew wszedł do sypialni, gdy z niepokojem wyglądała przez okno.
- Jestem pewna, że nie popełniłam aż tak wielkiego błędu - powiedziała,
odwracając się do niego.
- Rzeczywiście, tylko półtora metra! - rzekł z wyrzutem.
- Och, Sophie, zupełnie oszalałem, skoro jestem dla ciebie taki miękki.
- Tak mi przykro... Ale co teraz zrobimy?
- Ogrodnicy naprawią twoje błędy i wykopią następne doły. Będzie to
trochę kosztować, ale czego się nie robi dla tak uroczej pani domu, nieprawdaż?
Sophie była tak zakłopotana, że w końcu zaczął się głośno śmiać, przytulił
ją do siebie i musnął wargami jej usta.
- Co ja bym zrobił, gdybyś była całkiem odpowiedzialna? - powiedział
łagodnie. - Wszystko, co ciebie dotyczy jest takie rozbrajające i zachwycające...
Nie zmieniaj się, kochanie. Obiecuję, że będę z anielską cierpliwością naprawiał
twoje błędy.
Przytuliła się do niego, wzdychając ze szczęścia. Matthew także był
zachwycający; z każdym dniem bardziej go kochała.
- Tak się cieszę, że będziemy mieli dziecko - szepnął prosto do jej ucha.
- Teraz jesteś szczęśliwy w Trembath, prawda?
- 136 -
S
R
Ujął jej twarz w dłonie i popatrzył jej prosto w oczy.
- Szczęśliwszy niż kiedykolwiek w życiu. Ale miejsce zamieszkania nie
ma znaczenia. Jestem szczęśliwy, ponieważ ty tu jesteś. - Uniósł ją w ramionach
i delikatnie położył na łóżku. - Odpocznij teraz, Sophie Trevelyan.
Uśmiechnęła się słodko i zarzuciła mu ręce na szyję. Sophie Trevelyan...
To brzmiało cudownie. A gdy spojrzała na portret babki wiszący na ścianie,
odniosła wrażenie, że kobieta z portretu odwzajemnia jej uśmiech. Wszystko się
dobrze skończyło. W murach Trembath znowu rozbrzmiewał śmiech. Matthew
odnalazł spokój i szczęście, Sophie zaś odnalazła swój dom.
- 137 -
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]