[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podtrzymującej niewielką skrzynkę. Potem zawiesił jeszcze na ramieniu pistolet strzałkowy.
Sądząc po ożywionych gestach, pozostali spierali się z nim o coś, ale on tylko potrząsnął
głową i ruszył przed siebie, szybko stając się cieniem, skradającym się wśród innych cieni
Jeden z jego towarzyszy poszedł w ślad za nim, ale kiedy dotarli do filaru, wbitego w ziemię
w niewielkiej odległości od namiotów, zatrzymał się, pozwalając temu pierwszemu odejść
samotnie w ciemność,
Rynch ukrył się za krzakiem. Mężczyzna najwyrazniej szedł w stronę rzeki. Czy to
możliwe, że dowiedzieli się o jego obecności i teraz go szukają? Sądząc po przygotowaniach,
które poczynił wysoki mężczyzna, najpewniej po prostu wyszedł na patrol. Obserwatorzy!
Czy ten człowiek miał zamiar ich śledzić? Pomysł wydawał się sensowny. Tymczasem
pozwoli temu drugiemu iść za sobą tak długo, aż odejdą wystarczająco daleko od obozu i
pozostałych. Wtedy się gdzieś potajemnie spotkają!
Rynch zacisnął pięści. Musi sprawdzić, co jest prawdą, a co snem w jego oszalałym,
pomieszanym umyśle! Ten człowiek to wie i może powiedzieć mu prawdę!
Mimo że Rynch bardzo się starał, obcy wkrótce roztopił się w mglistej plątaninie
cieni. Potem jednak usłyszał cichy plusk wody. Mężczyzna z obozowiska szedł środkiem
strumienia. Choć starał się podążać za nim bardzo ostrożnie, omal nie zdradził swej
obecności, kiedy obchodził kępę krzaków wrastających częściowo do strumienia. Z cichego
szmeru wywnioskował, że mężczyzna usiadł na zanurzonym w wodzie pniu drzewa.
Czyżby czekał na niego? Rynch zamarł w pół kroku, tak zaskoczony, że przez sekundę
nie potrafił myśleć jasno. Potem dostrzegł sylwetkę obcego, otoczoną jaskrawą poświatą.
Wokół mężczyzny gromadziły się gęsto mikroskopijne cząsteczki światła, promieniując
zielono niebieską barwą. Siedzący machnął ramieniem, łuna zawirowała i rozdzieliła się na
pojedyncze iskierki wielkości łebków od szpilki.
Rynch spojrzał na własne ciało - te same iskierki unosiły się także wokół niego,
otaczając jego ręce, uda, pierś. Wszedł głębiej w zarośla, ale iskierki wciąż fruwały, choć już
nie w takiej ilości, by zdradzić jego obecność. Patrzył, jak unoszą się nad zaroślami, przy
kłodzie, na której siedział mężczyzna, wokół kamieni i sitowia. Przy obcym zgromadziło się
ich najwięcej, jakby jego ciało było namagnesowane. Mężczyzna nadal próbował się od nich
opędzić; w ich świetle Rynch zauważył, jak palcami dłoni manipuluje na panelu zawieszonej
na szyi skrzynki.
Na moment palce znieruchomiały. Rynch uniósł głowę, usłyszawszy jakiś daleki
dzwięk. Krzyk którejś z bestii?
Palce ponownie zawirowały na tablicy. Czyżby nadawał wiadomość? Rynch
obserwował, jak sprawdza uprząż i sprzęt zawieszony u pasa, chowa pistolet strzałkowy pod
pachą. Po chwili odszedł od strumienia, kierując się w stronę lasu.
Rynch zerwał się na nogi, w ostatniej chwili tłumiąc ostrzegawczy okrzyk. Starając się
iść jak najciszej, ruszył śladem obcego. Ma mnóstwo czasu, zanim mężczyzna dotrze do
miejsca, w którym trzeba go będzie ostrzec przed ewentualnym niebezpieczeństwem,
czającym się za drzewami.
Tamten jednakże zachował czujność, jakby się spodziewał tego, co może na niego
czyhać w tych ciemnościach. Skręcił na północ i unikając kęp potarganych krzaków trzymał
się otwartej przestrzeni. Rynch nie mógł iść tuż za nim.
Ich trasa, biegnąca równolegle do lasu, wiodła do drugiej rzeki, do której wpadała ta
pierwsza. Tutaj mężczyzna przysiadł na chwilę między dwoma kamieniami. Zupełnie nie dbał
o ukrycie swej obecności.
Rynch szczęśliwie znalazł dogodne miejsce, z którego mógł go obserwować nie
zauważony. Zwietlne punkciki skupiły się w jednym miejscu i wisiały teraz w postaci jasnego
obłoku nad skałami. Rynch wycofał się pod osłonę krzaka, którego aromatyczne liście
musiały wydzielać jakąś odstraszającą aurę, ponieważ iskierki nie zbierały się w tym miejscu.
Otępiały ze zmęczenia, chłopiec zasnął, a kiedy się obudził, oszołomiony i
zdezorientowany, był już dzień. Coś było nie tak. Zamiast czterech brudnych ścian widział
wokół siebie niebiesko zieloną kopułę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]