[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciemność...
Krople potu ściekały mu z czoła. Kiedy wyjął chusteczkę, aby je otrzeć, Geza powiedział:
Myślę, że to pana zainteresuje. Maria Wasilewska wspomina kilkakrotnie o panu w tym pamiętni-
ku. Sięgnął ręką po brulion, ale w tym samym momencie Wytycz przysunął go szybkim ruchem ku sobie.
Chce pan ten pamiętnik pożyczyć?
Tak. To właśnie chciałem wyrazić. Będę bardzo wdzięczny. Wiedziałem, że Marylka coś takiego
pisze, Pokazywała mi czasem to swoje pisanie.
Geza pomyślał, że jego rozmówca bezwstydnie łże. Na pokazywanie intymnego pamiętnika może się
zdobyć tylko ekshibicjonista psychiczny, a model stosunku Wasilewskiej do świata był zgoła przeciwny.
Znów wyciągnął rękę i niemal siłą odebrał zeszyt Wytyczowi.
Przykro mi powiedział że muszę pana prośbę potraktować odmownie. Chyba pan rozumie,
dlaczego. Jedynie pod warunkiem, że będzie pan ze mną absolutnie szczery, mogę pójść na pewien kom-
promis. Oryginału nie dam, ale kazałem zrobić fotokopię. Z niej udostępnię, ewentualnie fragmenty; te, któ-
re dotyczą pana. Zaspokoję też wstępnie pana ciekawość. Marylka określała pana kryptonimom Boj" co
wzięło się prawdopodobnie stąd, że uważała pana za bojącego się; za takiego, który ma nadmiernego boja".
Stąd wniosek, że nie żywiła do pana specjalnej sympatii. A pan mówi, że pokazywała panu, człowiekowi
niezbyt lubianemu, trzymany w tajemnicy pamiętnik. Dziwne.
Czy ja wiem. Zdawało mi się, że ufała mi. A ja chętnie dzieliłem się z nią moim doświadczeniem
życiowym.
Pochwały godne. Czy to pan doradził jej, aby zaszła w ciążę? Czy też może pan sam to sprawił?
Wytycz, jeśli nawet zaskoczyło go pytanie, nie dał tego po sobie poznać. Wstał, podszedł do drzwi łą-
czących zapewne gabinet z resztą pokoi, otworzył je gwałtownie. Wyjaśniwszy, że gosposia lubi podsłuchi-
wać, odezwał się z nikłym uśmiechem:
Pozwolę sobie wyrazić opinię, że rzeczywiście powiem to wprost jak mężczyzna mężczyznie
mogłem jej zrobić to dziecko. Początek zdania, pełen swoistej elegancji, groteskowo kłócił się z zakoń-
czeniem. I pozwolę sobie jeszcze podkreślić ciągnął że byłem pod tym względem w stosunku do
niej w zupełnym porządku. Pretensji żadnych nie zgłaszała. Chciałbym jednak zwrócić panu przy okazji
uwagę na pewien ważny element. Marylka nie była taka święta. Potrafiła też być bardzo, ale to bardzo nie-
miła. Niewłaściwie oceniała ludzi, ich bezinteresowność. Powiem zwyczajnie. Histeryczka z niej była 1
naciągaczka. Tyle, że o dyskrecję dbała. %7łeby nikt nie zobaczył. Nikt się nie domyślał. I kto na tym osta-
tecznie ucierpiał? Ja, tylko ja, redaktorze!
Geza z niesmakiem obserwował przemianę bezinteresownego doradcy, serdecznego przyjaciela
krzywdzonej przez los dziewczyny, w bezlitosnego prokuratora. Wytycz ucierpiał? Ciekawe.
Głowę dam, że panu bardziej niż Wasilewskiej, zależało na dyskrecji. Gdyby się wieść o was roze-
szła, straciłby pan większość swojej kobiecej klienteli, Ale chyba nie to miały znaczyć słowa o tym, że pan
ucierpiał?
Powiedziałem tak?
Geza w milczeniu skinął głową, ostentacyjnie obracając trzymany w rękach pamiętnik. Wytycz nie
spuszczając wzroku z czarnej okładki też milczał. Wreszcie pierwszy przerwał milczenie:
Może pan wierzyć albo nie, ale ten związek kosztował mnie mnóstwo nerwów. A także pieniędzy.
%7ływej gotówki.
Gotówki? Zabrała panu jakieś pieniądze? Pożyczyła?
To było w czasie mojego ostatniego spotkania z Marylką. Ona nie przyszła wtedy ot tak, ze zwykłą
wizytą. Przyszła, żeby pożyczyć pieniędzy.
O jaką sumę jej chodziło?
Pięćdziesiąt tysięcy. Potem zjechała' do trzydziestu, potem do dwudziestu.
Pan się upierał, że nie pożyczy?
Tak. Ale wreszcie musiałem skapitulować.
Ile jej pan pożyczył?
Piętnaście tysięcy. Nie pożyczyłem, dałem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]