[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pieniądze te wpłacałbym razem z milionami ludzi na rzeczywiście publiczną telewizję,
a nie na wspieranie tej czy innej partii, na rzeczywiście ambitne programy, a nie na.
Randki w ciemno, na drogie i superambitne programy dokumentalne, a nie na Dramat
w trzech aktach, wymyślony jako młot na braci Kaczyńskich. Dziś takich gwarancji nie
ma, a stopień deprawacji, z jakim mamy do czynienia w TVP, zwalnia, jak sądzę, oby-
wateli z obowiązku wpłacania na nią choćby złotówki. No taxation without representa-
tion, żadnych podatków, jeśli nie jest się reprezentowanym, głosi amerykańska zasada
konstytucyjna. Zwięte słowa. Dlaczego mamy płacić, skoro to nie nasza telewizja, tylko
ich. Będzie znowu nasza, to zapłacimy.
Ta misja TVP nie jest żadnym balastem, który wrogowie Telewizji Polskiej chcą jej
wsadzić na barki, by ugięła się pod jej ciężarem i w efekcie przegrała z konkurencją. Ta
243
misja to święty obowiązek TVP i jedyna racja jej istnienia. Jeżeli programy informacyj-
ne są lepsze gdzie indziej, a wielu mądrych ludzi mówi, że są, jeżeli kanał informacyjny
jest lepszy gdzie indziej, a jeśli wierzyć gazetom jest to opinia powszechna, krót-
ko mówiąc, jeżeli misję lepiej wypełniają inni, i to za darmo, to za co i po co płacić?
Wypełnianie misji jest świętym obowiązkiem TVP w kraju, w którym średni poziom
wykształcenia jest wciąż bardzo niski. W kraju, w którym książki są relatywnie bardzo
drogie. W kraju, w którym miliony młodych ludzi nie mogą pójść do teatru czy opery.
W Polsce musi istnieć choć jeden kanał telewizji publicznej, który ambitne programy
daje od rana do wieczora. I ma to być Jedynka albo Dwójka. Misja ma być na sztan-
darze, a nie w kieszeni. Ma być eksponowana, a nie chowana po nocy albo w kanałach
tematycznych. Jasne, że można zrobić w TVP kanał Klasyka, gdzie od rana do wieczora
będzie się dawało koncerty muzyki klasycznej. Statystyka się poprawi, a w tym samym
czasie w Jedynce czy w Dwójce będzie jeszcze więcej śmieci. Jakość publicznej tele-
wizji mierzona tym, co pokazują jej główne kanały, jest kluczowa i dla telewizji, i dla
kraju. Ta sprawa zasługuje na wielką debatę. Na wielką debatę, a nie na wielką biesiadę.
244
A gdy publiczna z nazwy telewizja będzie już należała do publiczności, trzeba się
będzie zastanowić, co zrobić, by to jej upublicznienie zagwarantować. Należy wtedy do-
prowadzić do stuprocentowej dyscypliny w płaceniu abonamentu i jednocześnie ogra-
niczyć czas nadawania w telewizji reklam. Można to zrobić tak jak w Niemczech, gdzie
publiczna telewizja nie może ich nadawać w weekendy i dni wolne od pracy, a w in-
ne dni także po dwudziestej. W pozostałym czasie antenowym dzienna porcja reklamy
nie może przekroczyć dwudziestu minut. Można to zrobić jak w publicznej duńskiej
TV2, gdzie reklamy można nadawać tylko w przerwach między programami i w ściśle
ograniczonym zakresie. Telewizja publiczna musi mieć zagwarantowany dzięki abona-
mentowi absolutny spokój ekonomiczny. Właśnie po to, by nie panowała w niej obsesja
na punkcie zarabiania pieniędzy i by wszyscy mogli się skoncentrować na robieniu do-
brego programu.
245
ESTETYKA
To smutne, ale patrząc na obecny stan TVP, z nostalgią myśli człowiek o TVP z cza-
sów zamierzchłego PRL-u. I to nawet o niektórych ludziach, których można było zo-
baczyć, tak, tak, w Dzienniku Telewizyjnym. Karol Małcużyński, Bartosz Janiszewski,
Henryk Kollat, Maciej Słotwiński, Jacek Kalabiński, Jerzy Ambroziewicz. Może nie
byli to w komplecie ludzie ze spiżu. Ale mieli wielką wiedzę, znajomość języków, eru-
dycję, a niektórzy tak jak Małcużyński kartę stałego wstępu do europejskich elit
towarzyskich. Jasne, że wśród nich i obok nich byli współpracownicy służb oraz par-
tyjni funkcjonariusze, ale tych kilku wspomnianych wyżej dziennikarzy TVP potrafiło
mnie i bardzo wielu innych zafascynować dziennikarstwem, obudzić w nas zaintere-
sowanie polityką światową i marzenia o tym, by kiedyś się nią zająć. Przez litość dla
współczesnych nie będę porównywał personalnie tamtej przeszłości z terazniejszością.
Jeśli program naukowy, to słynni Kurek i Kamiński, jeśli sport, to charyzmatyczni
Hopfer i Ciszewski, jeśli rozrywka, to Wasowski i Przybora, jeśli widowiska, to Walter
i Marzyński. Do wyboru, do koloru. Jak w zestawieniu z tym, co pokazywano w PRL-
246
-owskiej TVP, wygląda dzisiejsza jarmarczno-biesiadna rzeczywistość? Nawet słowo
gala pożeniono z boksem. Kiedyś znana pani z telewizji prowadziła program XYZ.
Dziś prowadzi Bezludną wyspę. Niestety, są na niej telewizory. Znak czasu.
Na kim mają się wzorować, oglądając TVP, dorastający dziś młodzi ludzie, skoro
tandeta jest wszechobecna? Przecież płacimy abonament właśnie po to, by nie oglą-
dać w niej ogłupiających ludzi reality shows. Płacimy za to, by oglądać rzeczy, które
nigdy nie schodzą poniżej pewnego estetycznego standardu. A w TVP z tymi estetycz-
nymi standardami jest niemal taki kłopot jak z etycznymi. Zamiast wyrafinowanych
argumentów cepy, zamiast oryginalności banał. Wszystko sprowadzone do ta-
niej anegdoty. Jak Papież, to nieustannie kremówki, jak Europa i Unia Europejska, to
wtłaczany na okrągło do głowy Beethoven. Jak akcja charytatywna, to wrzask i róbta,
co chceta . Jak muzyka, to Sopot albo Enrique z playbacku. Zęby bolą. Kwintesencją
tego był prezes Kwiatkowski wręczający Papieżowi nagrodę dla największej gwiazdy
TVP . Najwidoczniej pretensjonalność, brak gustu, brak taktu i brak wyczucia sąsiadują
z nadzwyczajnym wyczuciem politycznym .
247
To wszystko dałoby się szybko zmienić. Są ludzie, którzy potrafią to zrobić. Bardzo
wielu z nich chodzi nawet po korytarzach na Woronicza. Tylko tak trochę pod ścianami
chodzą.
KTO JEST WINNY?
Politruków jest w TVP tylu, że ten i ów nie ma problemów z rozgrzeszeniem się.
Robię, co mi każą, bo jakbym przestał robić, co mi każą, to w ogóle przestałbym robić.
Takie rozumowanie pomnożone przez iks gwarantuje, że wszystko tonie w cynizmie,
w strachu, w dyspozycyjności. Lepiej nie dawać sobie tak łatwo rozgrzeszenia. Bo być
dziennikarzem telewizji publicznej, być dziennikarzem w ogóle, to zobowiązanie. Trze-
ba się zdecydować, kto jest naszym panem. Miliony bezimiennych ludzi, którzy może
czasem wyrażą nam podziękowanie za pracę, a może i nie, czy ludzie, którzy chcą
w mediach załatwić jakieś interesy, takie, owakie, w każdym razie swoje? To jest decy-
zja fundamentalna. Wszystko inne jest jej konsekwencją. Czy jesteśmy wierni ludziom
248
i zasadom, czy politycznym dysponentom? Albo albo. Czy mówimy prawdę i tylko
prawdę? A może prawdę i nie tylko prawdę. Czy służymy pluralizmowi polityczne-
mu, czy politykom jednej partii? Czy służymy informowaniu ludzi o tym, co się dzieje
w gospodarce, czy służymy oligarsze, który część tej gospodarki próbuje ustawić pod
siebie? Niezależność nie jest czymś, co dostaje się w prezencie. Jest czymś, co trzeba
codziennie zdobywać. I czasem to zdobywanie jest bolesne. Ale bez owej niezależności
dziennikarstwo nie ma sensu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]