[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pokoleniem Polaków od pięciuset lat. I chyba to pokolenie nadal chodziło do tego kościoła,
bo z drzwi kościelnych zwisały strzępiaste warstwy ulotek zapraszających na bagna. Na
bagna, czyli na mszę za przyszłość Rzeczypospolitej. To
msza, która miała zainaugurować działalność zbudowanego przeze mnie na bagnach kościoła.
To msza dla zdolnych, aktywnych, pracujących dla kraju, robiących wielkie kariery.
Kiedy ruszyłem osiedlem w stronę Ursynowa, zdałem sobie sprawę, że nadal widzę te ulotki.
Były wszędzie. Na szklanych drzwiach wszystkich bloków.
Zazwyczaj zawiadomienia o jakichś specjalnych mszach, o ile dobrze pamiętam, wieszano
tylko na drzwiach kościoła albo w gablocie przy drzwiach kościelnych. Tak było od zawsze i
kiedy Marcin Luter przybijał swoje tezy do drzwi katedry, na pewno sąsiadowały one tam z
setką postrzępionych, zwisających i powiewających zawiadomień o specjalnych mszach oraz
o możliwości zakupu śpiewników z pieśniami religijnymi, "dla rozkoszy Twoich uszu i dla
zbawienia Twojej duszy", jak mówił tekst reklamy takiego śpiewnika. Reklamy z połowy
piętnastego wieku, wywieszonej właśnie na drzwiach kościelnych.
Msza za przyszłość Rzeczypospolitej musiała jednak być czymś tak ważnym, że najwyrazniej
postanowiono zaprosić na nią także tych, którzy normalnie do kościoła nie chodzą i drzwi
kościelnych nie oglądają. Tym samym wszystkie drzwi wszystkich budynków dostąpiły
niejako uświęcenia, zostały podniesione do rangi drzwi kościelnych.
Zacząłem sobie wyobrażać, co by było, gdyby tak było zawsze. Gdyby wszystkie drzwi
wszystkich domów nie należały do tych domów, tylko do miejscowego kościoła parafialnego.
Gdyby były święte, w przeciwieństwie do samych domów. I prędko wyszło mi, że w takim
razie same domy też szybko stałyby się święte. Wchodząc do domu przez kościelne drzwi,
człowiek musiałby czuć się
tak, jakby wchodził do kościoła. No bo drzwi kościelne zasadniczo służą do wchodzenia do
kościoła.
Potem pomyślałem, że dobry uczynek zrobiłby dla ludzkości ktoś, kto wszystkie domy
mieszkalne zacząłby budować w kształcie kościołów. Ludzie w swoim życiu codziennym
zaczęliby się zupełnie inaczej zachowywać.
Pewnie lepiej. A na pewno inaczej.
Oczywiście, takie rozwiązanie musiało się wydawać niewygodne z punktu widzenia tak
zwanej architektury wnętrz. Stół musiałby stać nie na środku pokoju, tylko w głębi, pod
ścianą. Krzesła stałyby rzędem, ustawione w stronę stołu jak widownia. Nigdy nie mogłoby
być tak, że wszyscy siedzieliby razem przy stole, ktoś musiałby siedzieć na krzesłach tak, aby
była widownia. Dlatego podczas obiadu członkowie rodziny musieliby się wymieniać. Część
by jadła, a część obserwowałaby akt spożywania darów. A potem następowałaby zamiana.
Ale jadłoby się szybko, bo jadłoby się na stojąco.
Największa, najwyższa przestrzeń zwykle znajduje się nad ołtarzem. Tutaj też by tak było. W
nowoczesnych blokach największa, najwyższa porcja skierowanej w górę pustej przestrzeni to
szyb windy. Dlatego winda zjeżdżałaby zawsze na stół.
Dopiero po jakiejś chwili zdałem sobie sprawę z tego, że według całej tej logiki, nad stołem
zamiast szybu windy, mógłby być zsyp na śmieci.
Kiedy wróciłem do domu, zadzwonił telefon. Zdziwiło mnie to bardzo, ponieważ nie była to
komórka, ale telefon stacjonarny, który już od dawna milczał i długo to trwało, zanim go
zlokalizowałem, bo już kompletnie zapomniałem, gdzie on jest. Wreszcie zorientowałem się,
że kupa starych gazet i folderów reklamowych na dawnym moim biurku odrobinę się trzęsie,
a dzwięk dzwonka brzmi przy niej najgłośniej. Telefon spoczywał pod spodem, a jego
dzwonek nie przestawał dzwonić.
- Halo? Dzień dobry - mówił głos starszej kobiety. - Ja do ciebie wysłałam list, taki list, że
naprawdę powinieneś był odpowiedzieć. Dlaczego nie odpowiedziałeś? Mamusiu kochana,
nie odpowiedziałem ci, bo ty sama sobie w tym liście odpowiadałaś. Ale ja robiłam to, żebyś
ty zobaczył, jak ja cię kocham, a jak ty mnie nienawidzisz albo raczej masz za nic. Ale
mamusiu droga, ja się tego listu przestraszyłem i w ogóle nie rozpoznałem, że to ty, bo pismo
było jak nie twoje i list taki dziwny. Synku mój jedyny, kochany, bo jak ktoś tak zachoruje
jak ja, to mu się charakter pisma nieraz zmienia i dziwne listy pisze. A to przez ciebie ja tak
zachorowałam, że muszę teraz siedzieć w zamknięciu z tymi siostrami i tylko raz na tydzień
mogę do ciebie zadzwonić, a one są niedobre i tak naprawdę pozwalają mi tylko raz na
miesiąc, bo mówią, że szpital jest biedny. O moja mamusiu, tak się tam męczysz, to ja cię
natychmiast z tej poniewierki strasznej zabieram do mnie, zamieszkamy razem w mojej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]