[ Pobierz całość w formacie PDF ]
których jedna jest genialną córką naukowca.
Zaśmiała się przez łzy.
Trudno im będzie w to uwierzyć. Nie jestem tak inteligentny jak ty,
ale czy wiesz, \e jednym z powodów, dla których wybrano mnie na
kierownika grupy ochotniczego pogotowia narciarskiego, jest moja
intuicja i zdrowy rozsądek?
Ponownie się zaśmiała.
Kocham cię.
Wiem. Ja te\ ciebie kocham. Byłem wściekły, uwa\ałem, \e
powinnaś mi była wcześniej o wszystkim powiedzieć, ale teraz jestem
naprawdę szczęśliwy, \e przywiozłaś tutaj chłopców. Chcę być z wami.
Rozszlochała się na dobre.
Bardzo się bałam, \e tego nie zechcesz. Byłeś tak przeciwny
dzieciom.
Tak się tylko mówi. Nie wiem, skąd się to bierze. Mę\czyzni boją
się, \e jeśli tylko pozwolą na rozmowę o dzieciach, natychmiast zostaną
usidleni. A szczerze mówiąc, to martwiłem się ostatnio, \e w ogóle nie
będę mieć dzieci.
Ach tak! zawołała.
Odpowiedział mocnym pocałunkiem.
Czy po tym wszystkim, co mi powiedziałeś, chcesz mieć dzieci?
zapytała.
Od dzisiaj, Leigh, zmieniamy reguły gry. Nie ma mowy o
mał\eństwie, jeśli nie będziemy ze sobą szczerzy. Ukrywaliśmy swoje
myśli. Byłem zazdrosny o Maxa... i pełen lęku, \e uznasz mnie za
niegodnego miłości.
Uśmiechnęła się zakłopotana.
A ja się bałam, \e uwa\asz mnie za dziwaczkę. Otarł palcem jej
wilgotny policzek.
Jesteś nią. Wyjdziesz za mnie? Tak.
Czy dopełnimy aktu zaręczynowego?
Jeśli mi powiesz, \e wziąłeś ze sobą na ryby środki
antykoncepcyjne, to stanę się podejrzliwa.
Nie wziąłem.
Wobec tego to zbyt du\e ryzyko.
Chocia\ miałaś ju\ raz wspaniałą wpadkę, nie zmartwię się
następną.
Leigh westchnęła i objęła go.
A ja nie będę tego ukrywać powiedziała bardzo powa\nie.
Mimo \e naprawdę nie zamierzali kusić losu ani podejmować
kolejnej próby, spędzili w namiocie Johna całe popołudnie, szepcąc
sobie czułe słówka i śmiejąc się z tego, \e tak niewiele brakowało do
ponownego zerwania.
Leigh pomyślała, \e to przede wszystkim rozstania były powodem ich
nieporozumień. Gdy nie byli razem, zaczynali wszystko analizować i
dochodzili do wniosku, \e ich szaleńcza miłość nie ma najmniejszego
sensu. Zdecydowała, \e najlepiej będzie, jeśli się pobiorą i zamieszkają
razem, zanim od nowa zaczną dzielić włos na czworo.
Jeśli zaś chodzi o Johna, to ciągle jeszcze nie mógł uwierzyć, \e mo\e
być kochany przez taką kobietę. Była nie tylko niezwykle mądra, ale i
miła, uczciwa, dobra i lojalna. Nie krytykowała go. Przeciwnie,
zachwycała się jego stosunkiem do dzieci, miasta, przyrody.
Po kilku godzinach nieprzerwanych rozmów, pocałunków i pieszczot
stało się dla nich jasne, \e tym razem powiedzieli sobie wszystko, \e nie
ma sensu czekać dłu\ej. Wtedy Leigh opowiedziała mu o Jess.
Z tego, co podsłuchałam, zrozumiałam, \e symulowała chorobę.
Razem ze swoją brygadą wdów chciała w ten sposób zmusić nas do
mał\eństwa. Miała nadzieję, \e to planowane garden party zamieni się w
przyjęcie weselne.
Z ulgą przyjęła śmiech Johna.
Tak, to do niej pasuje. Zasługuje na to, \eby dać jej nauczkę, jeśli
jesteś pewna, \e z jej sercem jest wszystko w porządku.
Jestem pewna. Ale mo\e się rozchorować, jeśli zaraz nie wrócę.
Jeszcze sobie pomyśli, \e załamałeś się na wiadomość o czteroletnich
blizniakach, a to mo\e zaszkodzić niejednemu zdrowemu sercu.
Nie wydaje mi się, \eby to była wystarczająca kara, ale na początek
mo\e być powiedział ze śmiechem.
Przeprowadzili zasadniczą rozmowę z brygadą wdów. Wszystkie
szczerze przyznały się do winy, przysięgając, \e chciały jak najlepiej.
Tworzycie taką cudną parę powiedziała Peg. Wydawało nam
się, \e potrzebujecie jakiegoś bodzca.
Chcemy tylko szczęścia waszych dzieci powiedziała Abby.
Chodzi nam o szczęście rodzinne, a nie o ten styl \ycia, jakiemu
hołdują niektórzy młodzi ludzie wyjaśniła Kate.
Wybaczcie nam, \e wtrącałyśmy się w wasze sprawy, ale
myślałyśmy, \e będziecie razem szczęśliwi dodała Jess.
A jednak to nie do was nale\ało załatwianie naszych spraw
powiedział John z naganą w głosie. Macie szczęście, \e nie stało się
nic złego. Macie szczęście, bo Leigh i ja lubimy się bardzo i mamy
zamiar nadal się spotykać. Ale czy zdecydujemy się pobrać, będzie to
wyłącznie nasza decyzja. Zrozumiałyście?
Cztery kobiety jednocześnie skinęły głowami.
A poza tym dorzuciła Leigh wziąwszy pod uwagę, \e w grę
wchodzą równie\ dzieci, nie ma mowy o \adnym flircie.
Dyskutowaliśmy z Johnem o tym, jak powinno wyglądać \ycie rodzinne.
Nie mo\emy zbytnim pośpiechem zagrozić ich dobru i przyszłości.
Musimy się upewnić, \e mamy takie same upodobania, poglądy i cele.
Wiecie przecie\, jak wiele nas ró\ni. Czy to jasne?
Znowu zgodnie kiwnęły głowami.
Od tej pory nie będziecie się zajmować niczyimi problemami
sercowymi prócz własnych.
Cztery pary szeroko otwartych oczu mrugnęły na znak, \e przyjmują
to do wiadomości. A co do ich własnych problemów sercowych... Ba.
Jeśli będziecie chciały się czegoś dowiedzieć, grzecznie zapytajcie i
otrzymacie odpowiedz, być mo\e taką: To nie wasza sprawa .
Zrozumiano?
Tak, kochanie odpowiedziała Jess. Ale wiedz, \e miałyśmy
dobre intencje. I gdyby skończyło się to ślubem, nie posiadałybyśmy się
z radości. Skoro jednak ma być inaczej to trudno. Za nic na świecie nie
chciałabym cię skrzywdzić.
Musisz mi pozwolić \yć własnym \yciem, popełniać błędy i
samodzielnie planować moją przyszłość powiedziała Leigh. Przedtem
potrzebowałam twojej pomocy, ale tym razem posunęłaś się za daleko.
I jeszcze nie wiem, czy zaprosimy was na ślub, jeśli w ogóle do
niego dojdzie ostrzegł je John. Jesteście okropnymi intrygantkami.
Czy będziecie ju\ grzeczne?
Obiecały.
Kiedy ju\ wyszli, John powiedział do Leigh:
Dałbym wiele, \eby być teraz w tamtym pokoju.
Pewnie się nawzajem obwiniają. Sądzisz, \e nasz plan się uda?
Wszystko idzie doskonale. Zaufaj mi.
Ufała mu. Całkowicie.
Rozdział 9
Jess rozesłała zaproszenia na przyjęcie pełna optymizmu. Nie wracały
więcej z Leigh do niemiłego tematu. Brygada wdów była zadowolona, \e
przyczyniła się do zorganizowania tej imprezy, a teren wokół domu
gotów był ju\ od tygodnia. Leigh podsunęła pomysł, \eby wynająć
kwartet smyczkowy, wybrała kolory kwiatów i ozdób na stoły. Razem z
matką odwiedziła dostawcę artykułów \ywnościowych, a potem kupiły
dla Jess śliczną, kwiecistą suknię.
Kiedy upewniła się, \e matka da sobie radę bez niej, wynajęła kobietę
do pilnowania dzieci. Powiedziała, \e na kilka dni musi polecieć do
Denver, \eby w związku ze swoimi badaniami zajrzeć do biblioteki
uniwersyteckiej. Jess obiecała doglądać chłopców.
Okropnie się denerwuję powiedziała Leigh do Johna.
Ja te\. Ale wszystko się dobrze uło\y. Moja matka będzie
zadowolona, a ojciec w głębi duszy będzie nawet dumny.
A mo\e powiedzieć Jess, i\ miała rację, \e to ty jesteś ojcem
chłopców?
Obawiam się, \e poczułaby się wtedy zbyt pewna siebie
zauwa\ył.
Zatrzymali się na chodniku przed skromnym podmiejskim domkiem,
nale\ącym do rodziców Johna. Leigh wyobraziła sobie, ile ruchu i
wrzawy było w tym małym, jednopiętrowym budynku, kiedy pani
McElroy wychowywała czterech synów. Leigh czuła, \e spotka się tu z
miłością i \yczliwością.
Wchodzimy? zapytał John.
Poczekaj chwilę. Co im właściwie powiedziałeś?
śe chcę im przedstawić dziewczynę, którą zamierzam poślubić.
A co na to twoja matka?
Powiedziała: Znowu?
O Bo\e! Nie wiem, czy zdołam zrobić choć jeden krok.
Chodz, maleńka, nie bój się.
Co jeszcze im powiedziałeś?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]