[ Pobierz całość w formacie PDF ]
coś takiego mogło się przytrafić właśnie jej. Zaokrągliła
wargi i zaczęła cicho gwizdać pod nosem.
Cierpliwie czekała na Amelię, lecz ciało, którego do
świadczona kobieta dotykała, obmacywała, obracała i na
ciskała, jakby przestało należeć do niej.
- W połowie kwietnia, tak mi się przynajmniej wyda
je, w jakimÅ› momencie na wiosnÄ™... Prawdopodobnie
dziecko urodzi się zimą, Heleno. Równie dobrze może to
być grudzień, jak i luty. Tak czy inaczej będzie to zimo
we dziecko, Heleno, a takie uchodzÄ… za silne i zdrowe.
160
- To świetnie!
Słaby głos wydobył się jakby nie z ust Heleny, lecz
Amelia z wyrozumiałością pokiwała głową.
- JesteÅ› wzburzona, to bardzo naturalne. Nie jest to Å‚a
twe dla nikogo, ale masz szczęście, Heleno. Podczas tam
tego upadku mogłaś pożegnać się z życiem, a prawdziwym
cudem boskim jest to, że od razu nie straciłaś dziecka!
- O, tak, na pewno.
- Powinnaś się z tego cieszyć. Przekonasz się, to
dziecko będzie prawdziwym błogosławieństwem dla nas
wszystkich.
- Mnim.
- Powiem o tym Johannie, tak chyba będzie najlepiej,
ale musisz być szczera. Czy jesteś pewna, że to Ravi jest
ojcem?
- Między Bożym Narodzeniem a czeladną nie mia
łam żadnego innego.
- Ach, tak. Wobec tego nie ma żadnych wątpliwości.
To dobrze, Heleno. Aatwiej jest powiedzieć dziecku, że
ojciec nie żyje, niż że gdzieś sobie poszedł.
-Tak.
Palce Heleny nerwowo bębniły o wysoką krawędz
łóżka. Dziewczyna z powrotem usiadła, a Amelia przy
kładnie zakryła jej nogi spódnicą.
- Idz teraz trochę odpocząć. Czy czegoś ci potrzeba?
Musisz mi obiecać, że będziesz na siebie uważać. I na
miłość boską, nie dzwigaj już kotłów z wodą! Mamy
przecież do tego mężczyzn.
- Oczywiście.
- Czy chciałabyś wiedzieć coś jeszcze? - spytała Ame
lia tak łagodnie, jak tylko umiała.
Wtedy Helena poderwała się i zaciśnięte pięści pod
sunęła pod twarz Amelii.
161
- Tak! Chciałabym wiedzieć, co takiego, u diabła, zro
biłam, że spotyka mnie taka kara! Chciałabym wiedzieć,
jakie to szatańskie siły zesłały na mnie również to prze
kleństwo! Myślałam już, że przynajmniej to będzie mi
oszczędzone, przecież od dzieciństwa dopuszczałam do
siebie każdego mężczyznę, jaki tylko się trafił, i nigdy,
przenigdy żaden nie pozostawił po sobie żadnego śladu!
Nigdy, słyszysz? Tysiąc razy pozwalałam, żeby ta ich zgni
lizna ciekła we mnie, ale zawsze udawało mi się ją wypluć!
Amelia cofnęła się o parę kroków, lecz usiłowała po
chwycić wymachujące ręce Heleny.
- Odejdz, nie dotykaj mnie! Nie chcę, żebyś mnie ru
szała! I nie chcę też mieć dziecka, rzucę się do fiordu,
słyszysz!
Amelia była przerażona, lecz nie tylko dlatego wy
mknęła się przez uchylone drzwi i zatrzasnęła je za so
bą, odgradzając się od Heleny. Potrzebowała odrobiny
oddechu. Helena na pewno, mówiąc o fiordzie, nie trak
towała tego poważnie.
- Skoczę z okna, jeśli zabarykadujesz drzwi!
Amelia nie przypomniała jej, że drzwi nie miały ry
gla od zewnątrz, tylko w środku, tam gdzie Helena sta
ła teraz i pluła.
- Uspokój się, bo inaczej będę się bała z tobą rozma
wiać. Zachowujesz się jak chora na głowę, Heleno!
- Bo jestem chora, jestem szalona. Jestem tylko małą
brudną dziwką, ale i tak mam prawo robić to, co chcę!
- A co byś chciała?
Zapadła cisza. Amelia przyłożyła ucho do drzwi i na
słuchiwała.
Dobrze, cichy szloch.
A z dołu dobiegały znajome głosy.
Amelią tak wstrząsnęło to, co stało się z Heleną, że cał-
162
kiem zapomniała o martwieniu się nowinami, które mógł
przywiezć Bendik. Usłyszała teraz dochodzący z dołu je
go znajomy śmiech i pełen zapału głos Johanny. Brzmia
ło to obiecująco. Widać sędzia stanął po ich stronie.
Amelia ostrożnie uchyliła drzwi. Helena nie próbo
wała nawet w nie walić, nie usiłowała otwierać.
- Heleno, zejdę teraz do nich na dół, ale na razie je
szcze nic im o tym nie powiem. Jeśli chcesz, odpocznij
tu sobie. Możesz się obmyć i wyjąć czyste prześcieradło.
Zejdz na dół, kiedy będziesz chciała. Czekamy na ciebie
w paradnej.
Dziewczyna nie odpowiedziała, Amelia zobaczyła, że
leży na łóżku na brzuchu i cała drży. Najlepiej będzie
zostawić ją w spokoju. Amelia pomodliła się w duchu,
by wszystkie straszne przeżycia tej kobiety nie wyrzą
dziły krzywdy ciału i duszy jej nienarodzonego dziecka.
Twarz Johanny ściągnęła się, gdy matka weszła do po
koju. Amelia zauważyła, że córka i mąż wymienili prze
lotne spojrzenia. Po śmiechu, jaki wcześniej słyszała, nie
pozostał żaden ślad.
Bendik podszedł do niej.
- Będzie sprawa - rzekł krótko.
Amelia oparła się lekko o niego, głowę tak miała wy
pełnioną teraz zmartwieniami, że nie było w niej już
miejsca na więcej.
- Opowiedz wszystko po kolei - poprosiła słabym
głosem.
- Będzie sprawa. Na jesiennym tingu. Sędzia bez
względu na wszystko chce, żeby tam najpierw zapadł
wyrok. Będziemy mogli ewentualnie zaskarżyć go da
lej, jasno jednak dał do zrozumienia, że pragnie, aby
w tej sprawie wypowiedzieli się najpierw mieszkańcy
163
[ Pobierz całość w formacie PDF ]