[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uskakujący.
Onnestad, być może Halmstad... Czy długo miały trwać poszukiwania? Jak daleko musi
jechać?
Dokuczał mu głód. Kwestia pożywienia okazała się dla Heikego największym utrapieniem w
podróży. Pieniędzy nie miał, a ludzie niechętnie przyjmowali go do siebie na służbę. Na razie
pora roku mu sprzyjała, pozwalając przynajmniej, by koń pasł się wolno, ale teraz zbliżała
się zima, w dodatku zmierzał coraz bardziej na północ. Wkrótce będzie musiał zacząć
kupować siano. W tych nielicznych wypadkach, kiedy udało mu się znalezć pracę w
gospodarstwie albo w porcie, zawsze prosił o zapłatę w postaci żywności. %7ływność mógł
zabrać ze sobą w dalszą drogę, czasami wystarczała mu na tydzień.
Nie zdobył się na to, by jak żebrak poprosić o posiłek w Bosjokloster. Zostało mu przecież
trochę dumy, i to wcale niemało. Nie mógł przynieść wstydu swym krewnym, występując
jako żebrak u ich byłych pracodawców! A za nic w świecie nie dopuściłby się kradzieży, nie
zdarzyło mu się to ani razu podczas długiej podróży.
Zaczynało się jednak robić coraz zimniej. Jak najprędzej musi odnalezć Arva!
Jechał więc dalej, wygłodniały, zmęczony i przygnębiony. Kulił ramiona, nienawykłe do
chłodu, znał przecież jedynie ciepło krajów śródziemnomorskich.
Heike, najbardziej samotny ze wszystkich. Stworzony, by nieść pomoc innym, altruista o
czułym sercu. Bez ojczyzny, bez domu, bez bliskich. Zawieszony w próżni, albowiem nikt z
jego rodziny nie wiedział nawet o jego istnieniu.
Być może dawno temu, gdzieś między dzieciństwem a młodością, marzył o kimś, z kim
mógłby porozmawiać, odczuć wspólnotę, z kimś, kto zrozumiałby delikatny, czuły uśmiech
bez zbędnych słów. Teraz nie miał już żadnych złudzeń.
Dla Heikego, wyklętego, budzącego grozę, nie było partnera.
Przyjął z pokorą swój los.
Czasami tylko uczucie pustki tak mocno dławiło go w piersi, że w bezsilnym gniewie walił
zaciśniętymi w pięść dłońmi o ziemię lub o siodło konia.
Ujmował wtedy w ręce mandragorę i w niej szukał siły i pociechy, aż wreszcie znów stawał
się sobą.
W okolicach Onnestad długo błądził, zanim znalazł kogoś, kto znał poszukiwane przez niego
osoby. Po Salomonie von Otterze było jeszcze dwóch innych asesorów. Heike doszedł w
końcu do wniosku, że najwięcej informacji może mu udzielić asesor, który zastąpił von
Ottera, nie pełniący już swojej funkcji Bengt Johan Edberger.
48
Na początku był podwładnym Salomona von Ottera i wielokrotnie musiał go zastępować,
von Otter bowiem miał rozliczne inne zajęcia. Między innymi studiował na uniwersytecie w
Lund, jednocześnie piastując urząd asesora.
Edberger nadal mieszkał w parafii: Heike oporządził się więc jak umiał, uczesał swe czarne,
szczeciniaste włosy, ostrym nożem obciął grzywkę, umył się w rzece i dokładnie oczyścił z
kurzu ubranie.
Ach, jakże niewiele to pomogło. Jeśli się już miało wszystkie najgorsze cechy dotkniętych z
Ludzi Lodu, ni aksamity, ni jedwabie nie wpłynęłyby na poprawę wyglądu. A Heike był
bardzo prosto ubrany, nosił resztki słoweńskiego stroju i skórzaną kurtkę narzuconą na
ramiona dla ochrony przed zimnem.
Z sercem w gardle udał się w odwiedziny do wysokiego urzędnika.
Spotkanie z Beck-Frusem w Bosjokloster przeraziło Heikego. Przytłoczył go ogromny dwór,
stanowczo za wielki, oszałamiające bogactwem wnętrze, pogarda, z jaką potraktował go
właściciel; zbyt wiele na raz dla tak prostego człowieka, jakim był Heike. Teraz musiał
rozmawiać z kolejną osobą tego samego rodzaju.
Tu jednak dwór okazał się mniej imponujący, przynajmniej w porównaniu ze zbytkiem
Bosjokloster. Po długich pertraktacjach ze służbą pozwolono mu spotkać się z Edbergerem
w sieni dworu.
Bengt Johan Edberger, sześćdziesięciosześcioletni surowy pan, z wyraznym zaskoczeniem
wpatrywał się w niecodziennego gościa, groznie marszcząc przy tym brwi.
Heike, najuprzejmiej jak umiał, przedstawił mu sprawę, z którą przybył.
- Arv Grip z Ludzi Lodu? - powtórzył były asesor. - Naturalnie, pamiętam go, tak często
zdarzało mi się zastępować von Otteta. Pan Grip był jego notariuszem czy pisarzem, jeśli
ktoś woli to określenie, sporo więc pracowaliśmy razem. Chociaż on był tutaj zaledwie przez
kilka lat...
Och, nie, litości, pomyślał. Heike. Znów trzeba jechać dalej i szukać!
- Czy przeniósł się do... Halmstad? - zapytał ostrożnie.
- Wraz z von Otterami? Tak miało być, ale... Cóż za tragiczna historia!
- Tragiczna? - nagły niepokój omal nie powalił Heikego. A jeśli Arv już nie żyje?
- Tak, naprawdę tragiczna. Ale proszę wejść do środka, nie możemy przecież rozmawiać w
sieni.
49
Jak większość ludzi Edberger oswoił się z dzikim wyglądem Heikego, usłyszawszy jego
łagodny, miły głos i ujrzawszy bijącą z żółtych oczu serdeczność. Poza tym urzędnik był zbyt
wykształconym człowiekiem, by wierzyć w przesądne bajdurzenia o demonach z
podziemnego świata. Widział przed sobą jedynie obdarzoną wielce nieszczęsnym wyglądem
istotę.
Heike postąpił za nim z wahaniem, mocno speszony swą niezgrabnością, brudem i, co tu
dużo mówić, nędzą. Nie zdawał sobie sprawy, jak niezwykłą godność nosi w sobie, jak
prześwieca ona poprzez brud i łachmany, widoczna dla tych, którzy potrafią dostrzec w
człowieku więcej nizli odstraszającą powierzchowność.
- Proszę zdjąć kurtkę i iść ze mną - rzekł asesor, prowadząc go do niewielkiej biblioteki, w
której stały krzesła obite skórą. - Chyba jedziecie z daleka? Skąd przybywacie?
- Ze Słowenii - odparł Heike zgodnie z prawdą.
- Co takiego? Jedziecie bezpośrednio stamtąd?
- Tak. Wyruszyłem jeszcze wiosną. Musiałem dotrzeć tu, do Skandynawii, by odnalezć
moich krewniaków, Ludzi Lodu. I zająć się swoim dziedzictwem, dworem, który
prawdopodobnie stoi teraz pusty i niszczeje.
Edberger nic na to nie powiedział. Starał się umieścić Heikego we właściwym miejscu
drabiny społecznej, a to nie było łatwe.
Na stoliku stała taca z podwieczorkiem, do którego asesor właśnie miał zasiąść. Wysoko
urodzony szlachcic rzucił okiem na twarz Heikego i zrozumiał.
- Z pewnością po tak długiej podróży musi wam doskwierać głód - rzekł. Po czym zapytał
uprzejmie i nie była to czcza kurtuazja: - Czy zechcecie uczynić mi ten honor i wypić ze mną
filiżankę herbaty? Miałem właśnie zamiar coś przekąsić.
Heike podniósł wzrok i popatrzył na niego uważnie. Asesor dostrzegł, że uśmiech, błąkający
się na strasznym obliczu, miał skryć wzruszenie, lecz w żółtych oczach już lśniły
napływające łzy.
- Czy zechcę uczynić wam ten honor? Jaśnie panie, takich słów nikt nigdy do mnie nie
wyrzekł. Człowiek, który to powiedział, naprawdę musi mieć szlachetną duszę.
Edberger uśmiechnął się.
- Jesteście głodny, prawda?
- Tak głodny, że muszę uważać na to, co jem. Niełatwo przychodziło mi zdobycie pożywienia
w drodze.
50
Asesor pokiwał głową. Zwietnie rozumiał powody, ale nic nie powiedział.
Polecił wyraznie przerażonej służącej przynieść dodatkowe nakrycie i więcej jedzenia.
Przez pewien czas posilali się w milczeniu. Edberger widział, jak Heike powoli żuje każdy
kęs i delektuje się każdym łykiem, przynoszącym mu niesamowitą wręcz rozkosz. Cieszyło
go niezmiernie, że może zaspokoić czyjś tak wielki głód i pragnienie, i z każdą chwilą rósł
jego szacunek dla niezwykłego gościa.
Heike, choć nie miał wcale ochoty przerywać tej błogosławionej chwili, musiał wreszcie
zapytać:
- Wspomnieliście, panie, o tragedii?
Asesor sposępniał.
- Tak.
Heike odczekał chwilę i zaczął od innej strony:
- Jaki był mój krewniak, Arv Grip?
Gospodarz od razu się ożywił.
- O, to był dobry chłopak. Skromny, może nawet za skromny. Gdyby tylko chciał, mógł zajść [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl