[ Pobierz całość w formacie PDF ]
krzeseł wyplatanych stało tam i sam. Na ziemi poniewierały się jakieś stargane papiery.
Szczepan, którego siłą do tych izb wprowadzono i wypchnięto naprzód, ażeby świecił,
drżał na całym ciele, żegnał się rzucając oczyma po kątach. Zbadawszy szczegółowo podłogę,
ściany, okna i drzwi, po stwierdzeniu, że nie ma stamtąd wyjścia ani drzwi ukrytych,
oficerowie zabrali się do odwrotu. Te pokoje sprawiły na nich niemiłe wrażenie. Zimny
dreszcz wszystkich obleciał. Nie można powiedzieć, żeby się czegokolwiek lękali, lecz
poczuli szczególniejszy, odrażający niepokój. Zdawało się w istocie, że w tych dwu salonach,
które od całego szeregu lat były na głucho zamknięte, ktoś stoi naprzeciwko przybywających
gości i ze straszliwie szyderczą wyniosłością przyjmuje ich w tych ścianach. Oficerowie z
wolna, żeby trwogi nie okazywać, opuszczali duży salon latarnie wyniesiono drzwi
znowu na klucz zamknięto. Wtedy dopiero wszyscy uczuli, że "tamta strona" jest to w istocie
miejsce obrzydłe, i zrozumieli, że tam mieszkać nie sposób.
Tym pilniej zaczęto rewidować pokoje zamieszkane, aczkolwiek w danej chwili zupełnie
puste. Przetrząśnięto wszystko, przewrócono na nice i nie trafiono na nic podejrzanego.
Szczególnie badawczo oglądano pokój panny Salomei. Mebli tam było niewiele, więc ze
zdwojoną uwagą ręce żołnierskie rozbierały łóżko i wywracały sofkę. Miano już w braku
jakichkolwiek danych przejść do kuchni, spiżarni, a także do przyległych bokówek aliści
jeden z rewidujących spostrzegł na odwrocie materaca ślady krwi. Dał o tym znać dowódcy i
jego podwładnym. Starszyzna zeszła do sypialni i oglądała z uwagą ów materac. Panna
Bryicka stała w sąsiedztwie swej pościeli, otoczona przez oficerów, którzy jej się przyglądali
ze śmiechem i brutalną bezwzględnością. Na zapytanie majora, co znaczy ta krew na
materacu milczała. Twarz jej była blada, oczy spuszczone na ziemię. W zaciśnięciu jej ust,
w rozpostarciu się królewskich brwi, w opadłych na oczy powiekach było tyle odpychającej
dumy i obojętności, że to wojskowych podburzało do zemsty.
Co znaczą te ślady krwi? nastawał major.
Milczała.
Skąd się tu wzięła krew na tym materacu?
Milczała.
Czy pani powiesz, co to znaczy?
Milczała.
Co to jest? krzyknął jeden z oficerów podsuwając jej pod oczy zakrwawiony
materac.
31
To jest ślad krwi odpowiedziała spokojnie.
Czyjej?
Mojej.
Powiedziawszy to słowo męczeńskie i bohaterskie zdobywszy się wobec tych
wszystkich mężczyzn noszących oręż na najwyższe dziewicze poświęcenie spłonęła nagle od
pożaru wszystkiej krwi, która w jej żyłach pędzała. Zdawało się, że ją krew ta zaleje i że ją
wstyd udusi. Oficerowie pomrukiwali z chichotem szturchając się i szepcąc pomiędzy sobą
dowcipne komentarze. Panna Salomea uspokoiła się. Cierpliwie słuchała przyciszonych
szyderstw, drwin i kpiarskrich pokasływań. W pewnej chwili podniosła oczy i objęła ich
wszystkich jednym spojrzeniem bezgranicznej wzgardy. W spojrzeniu tym błysnęła sobie
samej wiadoma, zamknięta w milczeniu myśl, że wśród nich wszystkich ona jedna, wyśmiana
kobieta, jest w istocie oficerem. Stary major, ojciec licznej rodziny, dorosłych córek, od
dawien dawna w Polsce mieszkający, począł się drapać po bokobrodach i coś zagadał do
swych subalternów[12]. Rewidującemu podoficerowi rozkazał:
No, szukać tam dalej! Marsz! Tu nic ciekawego nie ma.
Sam wyszedł do sąsiedniego pokoju. Tam oficerowie jedni na kanapie, inni na sofie, a
reszta wprost na dywanie podłogi rozciągnięci w ubraniach pociągali z manierek.
W drugim skrzydle dworu, w kuchni i spiżarni, w składach i drwalniach odbywała się
rewizja. Nadszedł podoficer i zameldował, że we dworze nic podejrzanego nie znaleziono. W
spiżarni nie ma ani kawałka chleba, ani szczypty mąki. Oficerowie klęli i stękali.
Panna Salomea pozostała w pokoiku sama, w głębokim pogrążona zamyśleniu. Obok niej
na stole płonęła latarnia, oświetlająca twarz i postać. Wojownicy zgromadzeni w salonie
patrzyli ze swych miejsc na pannę Miję i nie mogli oderwać od niej oczu. Pewien chudy,
kościsty blondyn z długimi wąsami, leżąc na dywanie, potrącił nogą towarzysza i szepnął z
westchnieniem:
Ależ dziewka!
Krasawica... zgodził się tamten.
Raskrasawica! dorzucił trzeci, nie pytany.
Po chwili znów rozszerzył się między nimi szept:
Ależ dziewczyna!
Major stękający na najszerszej sofie mruknął do zachwyconych:
No, panowie, dajcie no pokój tym szeptom. Spać trzeba, nie szeptać...
Spać tu trudno...
32
Zamknąć oczy i spać...
I oczy zamknąć trudno.
No, nic z tego, nic z tego.
My też tylko platonicznie wzdychamy.
A platonicznie wzdychać można, byle po cichu i każdy na swym posłaniu... Ja bym się
choć z kwadrans rad zdrzemnąć.
Oficer jazdy, dragon jak topola, nazwiskiem Wiesnicyn, wszedł ze dworu z doniesieniem,
że polecił pilnie zrewidować stodołę, gdzie jest zapole pełne siana oraz że tam
wprowadzone zostały wszystkie konie jego oddziału. Raportował nadto, że żołnierze
półszwadronu dragońskiego ułożyli się do snu pokotem na sianie że warty są daleko
porozstawiane i wszystko w porządku. Major podziękował jezdzcowi za wypełnienie ścisłe
rozporządzeń tudzież za raport przekręcał się na bok i zabrał do snu. Panna Salomea
słyszała ów raport i rozważała w myślach jego sens i znaczenie. Serce w niej zadrżało i
obumarło.
W ciemnym rogu salonu przysiadł na wolnym stołku wysoki dragoński oficer, Wiesnicyn.
Patrzał w oświetlone drzwi pokoju i na stojącą w głębi dziewczynę. Doświadczał zarazem
szczęścia i męczarni! O takiej chwili widzenia tej istoty marzył w szarugi, podczas zimnych
pochodów, po lasach i ciągnąc zapadłymi drożynami. Była w nim ta twarz, ta postać jak
czarodziejskie widziadło, nieprawda marzeń, żądza i zemdlenie rozkosz pasja
tęsknota...
Raz ją był ujrzał, krasawicę, gdy tymi stronami ciągnął jednego z pierwszych dni po
wybuchu powstania. Zapamiętał od pierwszego spojrzenia, zachwycił się raz na zawsze. Coś
w nim rozegrało się, jakoby głos niewiadomej, niesłychanej muzyki, od wspomnienia tej
twarzy.
Tęsknił za nią dzień i noc. Och, jakże straszliwie pragnął, żeby rozkazy pognały go w tę
stronę, żeby jeszcze choć raz jeden w życiu iść na ten dwór! Zobaczyć, popatrzeć... Tylko
popatrzeć!.. I oto los dał mu chwilę. Szczęście nie tylko pozwoliło tu przyjść, lecz nadto
otwarło drzwi. Stała tam sama jedna, od wszystkich opuszczona. Burza wściekła huczała w
duszy jezdzca, gdy podparty na ręku patrzał...
Przy drzwiach prowadzących do sionki stał żołnierz z karabinem. Panna Salomea nie
mogła iść do kuchni, żeby się ze Szczepanem naradzić. Usiadła tedy na łóżku i podparłszy
głowę na rękach czekała. Serce jej targało się w piersiach jak dzwon. Zdawało się, że bicie
usłyszą śpiący i że ten alarm serca wszystko wyda. Każdy odgłos i każdy szelest był
zwiastunem nieszczęścia. Jakże nieskończenie długo trwały minuty tej nocy!
Tymczasem Szczepan, którego pociągnięto, żeby pokazywał zabudowania, piwnicę w
ogrodzie, ruiny gorzelni i doły po kopcach kartoflanych, asystował po zbadaniu całego
33
obszaru przy czynnościach przygotowawczych do noclegu żołnierskiego w stodole. Patrzał,
jak wprowadzano tam konie, jak wydzierano dla nich z zapola wielkie półkopy siana.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]