[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zastawił nawet pistolet. Tutaj już prawie nie zagląda. yle skończy wieszczył Igor. Ale
powiedz, chłopcze, o co ci właściwie chodzi? Staremu, jak rozumiem, zwrócili kasę. Dziewczyna ma
się dobrze. Więc w czym problem? Odpuść sobie.
Pewnego sobotniego przedpołudnia otrzymawszy hojny napiwek od grupki nastolatków, którzy
niemal nie potrzebowali wskazówek, jak trzymać broń, celować i strzelać Cayetano poszedł na
piechotę do Zwiateł Wschodu, gdzie wreszcie natknął się na byłego ochroniarza Javiera. Facet,
zgodnie z oceną Igora, był skończony. A może tylko udawał, dla zmyłki? Ubranie miał zakurzone
choć eleganckie, owszem włosy brudne, spojrzenie szkliste.
Wymienili spojrzenia, krótkie powitanie.
Drinka? zaproponował pózniej Cayetano, nie ruszając się od stolika w głębi.
Camilo spuścił głowę, a potem ją podniósł, jak gdyby szukając mętnym (ale czy rzeczywiście?)
spojrzeniem tego, kto go zaprosił.
Taaa... rzucił.
Cayetano wskazał mu krzesło bliżej siebie i sięgnął po swoje pół butelki rumu. Tamten zbliżył się
chwiejnie.
Początkowo rozmowa się nie kleiła. Cayetano, przekonany już teraz, że Camilo wielu rzeczy nie
będzie pamiętał, odważył się na bezpośredniość. Pod wpływem alkoholu trochę sobie jednak
pogadali. O Chepem który Camila wykiwał; o Javierze który zrobił to samo; i o Clarze która,
tak jak myślał Cayetano, wyjechała tamtej nocy z mecenasem. On sam, oświadczył z dumą Camilo,
pomógł im się wydostać z budynku, wykorzystując swoje podobieństwo do don Javiera. Posłużyli się
perukami i maskami. Ba, jak dodał, kręcąc głową:
Nawet lusterkami, stary, z uwagi na te durne kamery.
4
Wujek już wcześniej przestał wysyłać comiesięczną pomoc pieniężną swojej siostrze
Encarnación i troska o matkę dała Cayetanowi świetny pretekst, by zacząć go szukać. Pewnego dnia
Igor dał znać, że kolega policjant widział Chepego w departamencie El Progreso, w okolicach El
Rancho. Cayetano wybrał się tam jeepem i szybko ustalił, że jego wujek nabył ziemię niedaleko
wioski zwanej La Pepesca, za rzeką Hondo. W tej sytuacji wystarczyło jeszcze tylko trochę się
rozpytać. Don José Alamar jak wyjaÅ›niono Cayetanowi byÅ‚ nowym wÅ‚aÅ›cicielem maÅ‚ej farmy nad
brzegiem wyschłego strumyka. Dojeżdżało się tam białą jak mąka gruntową drogą obrośniętą
krzakami, nad którymi górowały kaktusy kandelabrowe, jedne zwęglone, inne spowite w płachty
pajęczyn. Stary jeep toczył się teraz między nimi, wznosząc gęstą kolumnę kurzu. Cayetano nie
wątpił, że Chepe już wie o przedsięwziętych przez siostrzeńca poszukiwaniach. W miejscach takich
jak to ludzie mieli długie języki, myślał, szczególnie jak szło o obcych.
Czego chcesz, dzieciaku? wrzasnął Chepe ze znajdującego się na drugim krańcu jego parceli,
ozłoconego słońcem zbocza, na którym pasło się kilka chudych krów i dwa czy trzy konie
pociągowe. Zostaw mnie w spokoju! Nie zbliżaj się!
Omijając rozsiane po łące kamienie, Cayetano maszerował dalej w stronę wujka, który bardziej
utył i miał na sobie dżinsy, białą koszulę oraz meksykański kapelusz. Jego nogi ginęły wśród
pożółkłej trawy.
Stój, powiedziałem! krzyknął i odrzucił do tyłu kapelusz. Nie chcę z tobą rozmawiać!
Zjeżdżaj stąd, mówię!
Wyjął broń, uniósł ją. Rozległ się wystrzał, potem drugi, i kule zaświstały ponad głową Cayetana,
który mechanicznym, pojedynczym ruchem sięgnął po swój stary pistolet i wypalił. Wujek osunął się
na ziemiÄ™.
Z czaszką roztrzaskaną przez niewielki pocisk dum-dum, który zrobił mu dziurę w czole,
wyciągnięty na ziemi Chepe wydawał się jeszcze większy niż zwykle, pomyślał Cayetano, znalazłszy
się u jego boku. Powstrzymał szloch. Wujek nie dał mu wyboru.
W domu Casaresów zjawił się parę dni pózniej, otrzezwiawszy po swoim pierwszym
prawdziwym pijaństwie, które pozwoliło mu wyrzucić z pamięci niektóre groteskowe szczegóły
dotyczące pozbywania się ciała. (Zaciągnął je, używając do tego jednego z koni wujka, nad pusty
i bardzo głęboki wąwóz tak głęboki, że nie widać było dna. Popychając zwłoki, stoczył je po
zboczu. Sam mnie wujek do tego zmusił , rozmyślał przy tym, aż natrafił na rodzaj niszy w skale,
gdzie panowało straszliwe gorąco bez żadnego przewiewu. Tam, nic o tym nie wiedząc, w dużej
mierze powtórzył to, co Chepe zrobił z Indianinem, który pomógł mu odebrać okup w związku ze
sfingowanym porwaniem. Potem płakał, niedługo, ale gwałtownie, z uczuciem, trochę jakby wył
w tym głębokim, pustym wąwozie, w którym nikt go nie mógł usłyszeć ani jego, ani setek tysięcy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]