[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wiemy o tobie niemal wszystko. Liczył się każdy drobiazg. Kiedy przyjęłaś Jerry'ego
pod swój dach i dałaś mu pracę, jeszcze bardziej utwierdziliśmy się w swoim
przekonaniu. On uważał inaczej, ale nie współpracowaliśmy z nim dla jego opinii.
- Współpracowaliście z nim? - spytał zaszokowany Jonas.
- Skontaktowałem się z Jerrym w Nowym Orleanie. O nim także wiedzieliśmy niemal
wszystko. Był drobnym oszustem i kombinatorem, ale miał swój styl -wyjaśnił Donald
Scott i przyjrzał się uważnie Jonasowi. - Zawarliśmy z nim pewien układ. Jeśli udałoby
148
mu się przeniknąć do szajki i przekazywać nam informacje, bylibyśmy skłonni zapomnieć
o pewnych jego... wybrykach. Lubiłem twojego brata - powiedział. - Naprawdę go
lubiłem. Gdyby ustatkował się choć trochę, mógł być wspaniałym agentem.
- Chcesz powiedzieć, że Jerry dla was pracował? - upewnił się Jonas i poczuł, że jego
wspomnienia o bracie przestają być tak bardzo bolesne.
- Tak. - Agent skinął głową i sięgnął po papierosa.
- Ale co się w takim razie naprawdę wydarzyło?
- Jerry umiał sprawić, że nawet najpaskudniejsze rzeczy stawały się znośne. Nie umiał
jednak słuchać rozkazów. Chciał błyskawicznie osiągnąć sukces i naciskał zbyt mocno.
Kiedyś powiedział mi, że chce udowodnić coś sobie i swojej lepszej połowie...
- Mów dalej - zachęcił go Jonas, choć bolała go ta rozmowa.
- Postanowił zabrać pieniądze z jednej z dostaw. Był pewien, że to zmusi szefa do
ujawnienia się. Gdy zadzwonił do mnie z Acapulco i powiedział, co zrobił, kazałem mu
się przyczaić na jakiś czas - wyjaśnił. - Ale on mnie nie posłuchał. Wrócił na Cozumel i
skontaktował się z Manchezem. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, już było za pózno. Ale
nie wiem, czy dałbym radę go powstrzymać, nawet gdybym wiedział, co zamierza. Nie
lubimy tracić współpracowników, panie Sharpe. A ja nie lubię tracić przyjaciół.
Gniew powoli opuszczał Jonasa. To wszystko rzeczywiście było w stylu Jerry'ego,
pomyślał. Impulsywność, przygoda i niebezpieczeństwo.
- Mów dalej.
- Przyszły rozkazy, aby przycisnąć Liz. - Scott uśmiechnął się smutno. - I to rozkazy z
obu stron. Dopiero po waszym powrocie z Acapulco zrozumieliśmy, że Liz nie jest
zamieszana w przemyt. Wtedy przestała być podejrzana, a stała się przynętą...
- Zgłosiłam się na policję. Przyszłam prosto do pana - powiedziała oburzona Liz i
popatrzyła na Moralasa. - A pan mi nic nie powiedział!
- Do wczoraj nie miałem pojęcia o specjalnej misji agenta Scotta. Wiedziałem tylko, że
nasz człowiek wniknął do szajki i że mamy posłużyć się panną Palmer.
- Byłaś chroniona - Donald Scott zwrócił się do Liz. - Każdego dnia byłaś pod obserwacją
Moralasa lub moich ludzi. Dopiero przybycie Jonasa skomplikowało sprawę. Narzucił
ostre tempo i za mocno naciskał. Sądzę, że ty i Jerry mieliście ze sobą więcej
wspólnego, niż ktokolwiek mógł przypuszczać - powiedział, patrząc Jonasowi w oczy.
- Możliwe - zgodził się Jonas, bawiąc się monetą.
149
- Cóż, doszło do tego, że musieliśmy zadowolić się Manchezem albo pójść na całość.
Zdecydowaliśmy się na to drugie rozwiązanie.
- Czyli nasze nurkowanie było pułapką?
- Manchez otrzymał rozkaz, aby za wszelką cenę odzyskać pieniądze, które zabrał Jerry.
Nie mieli pojęcia o skrytce bankowej. Policja też nie. Dopiero wy nas o tym
poinformowaliście. Ambuckle był przekonany, że ukryliście gotówkę i zamierzał ją
odzyskać. Chciał sprawić, aby wasza wyprawa wyglądała tak, jakbyście to wy prowadzili
przemyt. Znaleziono by was martwych, a on odczekałby chwilę i przeniósł interes gdzieś
indziej. Tyle powiedział mi Manchez - wyznał Scott. - A co do waszego pytania, to macie
rację. To była pułapka. Ale dużo bardziej skomplikowana, niż myślicie. Manchez miał
odzyskać pieniądze, więc zjawił się na waszej łodzi. Ale ja już wcześniej skontaktowałem
się z Merriworthem i narobiłem szumu, że Manchez zamierza zdradzić organizację. Gdy
wy nurkowaliście, ja rozmawiałem z Clancym. Dostałem awans, a on zaniepokojony
informacjami, sam się ujawnił, aby odzyskać swoje pieniądze.
Liz starała się spojrzeć na sprawę z jego punktu widzenia. Ale nie potrafiła. Dla niej było
to igranie ze śmiercią, a nie partia szachów.
- Już wczoraj wiedziałeś, kim jest ten człowiek i mimo to pozwoliłeś mu się do mnie
zbliżyć!
- Kilku snajperów czekało w ukryciu. Ja miałem broń, a Ambuckle nie. Chcieliśmy, aby
wyraznie zlecił zamordowanie Liz i by powiedział najwięcej, jak się da. %7łeby posadzić go
na dłużej, potrzeba było mocnych dowodów - oznajmił agent Scott i spojrzał na Jonasa. -
Jesteś prawnikiem, Sharpe. Wiesz, jak jest. Często zdarza się, że znamy prawdę, mamy
przestępcę, a sąd uniewinnia go, bo dowody nie są w pełni przekonujące. Ale ten długo
nie wyjdzie na wolność. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl