[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nomadowie pustynnych klanów.
Nagle ich szeregi skłębiły się i zwichrzyły. Rydwany zjechały na skrzydło, podczas gdy
główne siły niepewnie posuwały się naprzód. Rycerze Thespidesa skoczyli na koń, a on sam
przygalopował wprost do Conana. Nie raczył nawet zsiąść z wierzchowca, lecz z siodła rzucił
kilka urwanych zdań.
 Opadnięcie mgły zaskoczyło ich! Teraz jest odpowiednia chwila do ataku! Kuszyci nie
mają łuków i tylko zwalniają ich marsz. Szar\a moich rycerzy zepchnie ich na szeregi
Shemitów i pomiesza im szyki. Ruszaj za mną! Wygramy tę bitwę jednym uderzeniem!
Conan potrząsnął głową.
 Zgodziłbym się na to, gdybyśmy walczyli ze zwykłym przeciwnikiem. Jednak to
zamieszanie jest raczej pozorowane, jakby chcieli nas sprowokować do szar\y. Obawiam się
podstępu.
 A więc odmawiasz?  krzyknął Thespides, a jego twarz pociemniała od gniewu.
 Bądz rozsądny  perswadował Cymeryjczyk.  Mamy przewagę pozycyjną&
Jednak Thespides ju\ nie słuchał. Okręcił konia i pognał z powrotem w dolinę, gdzie
czekali jego rycerze. Amalryk pokiwał głową.
 Nie powinieneś był pozwolić mu wrócić, Conanie. Ja& Spójrz tylko!
Conan popatrzył w dół i zaklął. Thespides podjechał do swego oddziału i stanął przed
frontem \ołnierzy. Nie było słychać, co mówił, ale jego gest w kierunku nadciągającej hordy
nie pozostawiał wątpliwości. W następnej chwili pięćset włóczni pochyliło się i zakuty w stal
oddział runął na wroga.
Z namiotu Yasmeli przybiegł młody paz, wołając do Conana dzwięcznym głosem:
 Panie mój, księ\niczka pyta, dlaczego nie wesprzesz hrabiego Thespidesa?
 Poniewa\ nie jestem takim głupcem jak on  mruknął Cymeryjczyk, z powrotem
siadając na głazie i zabierając się za ogryzanie olbrzymiego wołowego udzca.
 Władza wymaga rozsądku  przypomniał znane porzekadło Amalryk.  Dawniej
zdradzałeś szczególne upodobanie do takich szaleństw.
 Tak, ale wtedy chodziło tylko o moje \ycie  odparł Conan  a teraz& Có\ to, do
diabła?
Horda zatrzymała się nagle. Ze skrzydła nadjechał czarny rydwan. Półnagi woznica smagał
konie długim batem, a za nim stała wysoka postać w długiej szacie, upiornie powiewającej na
wietrze. Człowiek ten trzymał w rękach złoty dzban, z którego płynął cienki, skrzący się w
słońcu strumyk. Rydwan przejechał przed frontem wojowników, zostawiając za sobą
wy\łobione kołami koleiny i długą, cienką linię czegoś błyszczącego na piasku, niczym
fosforyzujący ślad \mii.
 To Natohk!  zawołał Amalryk.  Có\ za piekielne ziarno sieje ten łajdak?
Szar\ujący rycerze nie wstrzymali pędzących koni. Jeszcze pięćdziesiąt kroków i
uderzyliby w nierówne szeregi Kuszytów, stojących bez ruchu z nastawionymi dzidami.
Wtedy jednak jadący na czele jezdzcy dotarli do cienkiej, błyszczącej na piasku linii. Stalowe
podkowy rumaków stratowały ją i  tak jak krzemień uderzony \elazem daje iskry, tak złota
linia rozbłysła ogniem. Po pustyni przetoczył się głuchy huk, zdający się przelatywać wzdłu\
szeregu jezdzców razem z kłębem białego dymu.
W jednej chwili pierwsze szeregi rycerzy spowiły płomienie; jezdzcy i ich wierzchowce
stopili się w nich jak ćmy w palenisku. Tylne szeregi wpadły na ich zwęglone ciała,
powiększając zamieszanie. Nie mogąc zatrzymać rozpędzonych koni, uderzyli w piętrzący się
wał trupów. Atak zamienił się w druzgocącą klęskę; zakuci w stal rycerze ginęli ze swymi
wierzchowcami.
Porzucając pozory zamieszania horda wyrównała szyki. Dzicy Kuszyci doskakiwali do
kłębowiska dobijając rannych, rozbijając \elazne hełmy maczugami i toporami. Wszystko
skończyło się tak szybko, \e spoglądający ze stoków \ołnierze khorajscy przecierali oczy ze
zdumienia. Oddziały wroga znów ruszyły naprzód, rozstępując się na boki, aby ominąć sterty
zwęglonych ciał. Wśród patrzących na to ze wzgórz \ołnierzy podniósł się trwo\liwy krzyk:
 To nie ludzie, to demony!
Jeden z górali tocząc pianę z ust rzucił się do ucieczki.
 Uciekajmy, uciekajmy!  jęczał.  Któ\ się oprze czarom Natohka?
Conan warknął coś wściekle i zeskoczywszy z głazu rąbnął go ogryzionym udzcem.
Wojownik padł jak ra\ony gromem i krew pociekła mu z nosa i ust. Cymeryjczyk wydobył
miecz. W oczach zabłysły mu grozne ogniki.
 Na miejsca!  wrzasnął.  Pierwszemu, który opuści szeregi, utnę głowę! Walczcie,
Strona 32
Howard Robert E - Conan pirat
psy!
Panika skończyła się równie szybko, jak się zaczęła. Wybuch Cymeryjczyka był niczym
wiadro zimnej wody wylanej na głowy przera\onych \ołnierzy.
 Zająć stanowiska  rozkazał.  I nie opuszczać ich pod \adnym pozorem! Ani ludzie,
ani demony nie przejdą dziś przez przełęcz Shamla!
W miejscu gdzie krawędz płaskowy\u załamywała się, przechodząc w łagodne zbocze,
najemnicy stanęli murem, ściskając w rękach dzidy. Za ich plecami włócznicy dosiedli
swoich wierzchowców, a na skrzydle stały w odwodzie oddziały khorajskich oszczepników.
Patrzącej na to z namiotu Yasmeli wydali się mizerną garstką w porównaniu z mrowiem
nadciągających hord.
Conan stał wśród oszczepników. Wiedział, \e przeciwnik nie będzie próbował wjechać
rydwanami na przełęcz, wystawiając się tym samym na grad strzał. Zdziwił się, widząc, \e
jezdzcy zsiadają z koni. Ci dzicy ludzie nie wiedli ze sobą taborów. Bukłaki z wodą i sakwy z
po\ywieniem mieli przytroczone do siodeł. Teraz wypili resztę wody i odrzucili puste
bukłaki.
 Wóz albo przewóz  mruknął do siebie barbarzyńca.  Wolałbym raczej konną
szar\ę. Zranione konie ponoszą i plączą szyki.
Horda tymczasem sformowała du\y klin, którego ostrzem byli Stygijczycy, a trzonem
odziani w kolczugi asshuri, osłaniani po bokach przez nomadów. W zwartym szyku, kryjąc
się za tarczami, parli naprzód jak lawina, a za ich plecami stojąca na rydwanie postać w
rozwianej szacie wznosiła ramiona ku niebu gestem upiornego błogosławieństwa.
Gdy pierwsze szeregi dotarły do wylotu doliny, górale na stokach wypuścili strzały. Mimo
osłony tarcz atakujący padali tuzinami. Stygijczycy, zostawiwszy swe łuki przy
wierzchowcach, pochylili pokryte hełmami głowy i ruszyli niepowstrzymaną falą po ciałach
swych zabitych kamratów, błyskając oczyma zza krawędzi tarcz. Shemici odpowiedzieli
gradem strzał, które czarną chmurą przysłoniły słońce. Spoglądając na zbli\ającego się
wroga, Conan zastanawiał się, jaką nową okropność kryje w zanadrzu czarownik. Niejasno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl