[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Perwersynę? Nie słyszałem.
Nasz doskonały preparat ziołowy.
Wasz?! Chcecie powiedzieć, że wy sami. . .
Tak, to nasz własny wynalazek. Działa silnie i skutecznie.
Marek popatrzył na nich nieufnie.
Czy to przypadkiem nie jakaÅ› trawka?
Co ty, chłopie! %7ładna trawka się do niego nie umywa! Syfon rozglą-
dał się ciekawie po mieszkaniu. Nora niczego sobie zauważył niewąski
metraż. Chyba się nada, jak myślisz, Bąbel?
Lepszej nie trzeba mruknÄ…Å‚ BÄ…bel. Kwaterujemy tu!
Co? Co takiego?! Marek przestraszył się.
Nie bój się, nie na stałe przecież uspokoił go Syfon.
Tylko dla dokończenia kuracji tych zdechlaków dodał Bąbel.
%7łeby mogli swobodnie popalić.
Popalić?! wykrzyknął wzburzony Marek.
Oczywiście papierosa odwykowego wyjaśnił Bąbel.
Uważaj! ostrzegł go Syfon, ale było już za pózno. Edzio zgięty dotąd jak
scyzoryk wyprostował się niespodziewanie i trzepnął swojego opiekuna w ucho.
48
Widziałeś?! A to gad! pisnął płaczliwie Bąbel trzymając się za małżo-
winÄ™.
Nie jęcz, to dobry znak pocieszył go Syfon. Miglanc wraca do normy.
Chwilowo może być agresywny, ale zaraz go uspokoję. Potrzymaj tylko Fąfę.
Przekazał swojego pacjenta w ręce Bąbla, a sam zaaplikował Edziowi potężny
cios w żołądek. Biedak zwinął się od razu z powrotem i sflaczał. Gotowy
sapnÄ…Å‚ Syfon na kanapÄ™ z nim! Niech sobie trochÄ™ polula. Jeszcze trzeba gdzieÅ›
ulokować Fąfę. Bierz go, Bąbel! Zasuwamy!
Wzięli bezwładnego pacjenta pod ramiona i zaczęli go ciągnąć posapując.
Co wy! Dokąd to?! Stójcie! Marek rzucił się za nimi.
Ulokuję go w wannie odparł Syfon.
W wannie?!
Prawidłowo pomyślane powiedział Bąbel tak będzie lepiej, bezpiecz-
niej. . .
I higieniczniej dodał Syfon. Fąfa reaguje jeszcze silniej niż Edzio,
mogą wystąpić różne komplikacje.
Niektóre, hm. . . bardzo nieprzyjemne.
Mógłby się. . . hm. . . pobrudzić, lepiej żeby od razu był w wannie. Zimny
prysznic dobrze mu zrobi.
Wykąpie się chłopak przy okazji. . .
Nie! Nie zgadzam siÄ™! krzyknÄ…Å‚ Marek. Idzcie sobie! Odtruwajcie
gdzie indziej. Czemu akurat u mnie?
To ty nie wiesz? zdziwił się Syfon. Zostałeś przecież wciągnięty do
akcji.
Ja?! Coś wam się poplątało. To jakieś nieporozumienie.
O pomyłce nie może być mowy, wszyscy wiedzą, że popierasz akcję i rzu-
ciłeś palenie.
Co takiego?!
Pokaż mu, Bąbel powiedział Syfon, a zwracając się do Marka dodał:
Nie masz co się wypierać, jesteś przecież wywieszony. . .
Wywieszony?!
Na plakatach.
Na jakich plakatach?
W odpowiedzi Bąbel rozwinął wielki afisz. Przedstawiał on podobnego do
Marka chłopca w postaci bardzo piegowatego aniołka, który machając skrzydeł-
kami wylatywał z kłębów dymu i z wyrazem najwyższego obrzydzenia wypluwał
z pięknych czerwonych ust ohydnego żółtawego peta. Pod spodem napis głosił:
TO MÓJ OSTATNI PAPIEROS
SKOCCZYAEM Z PALENIEM
Marek Piegus
49
Co to ma znaczyć?! wybuchnął oburzony Marek. Ja się nie zgadzam!
Ja protestuję! Ten plakat kłamie! Ja przecież nigdy nie paliłem!
E, tam Bąbel i Syfon popatrzyli na niego z niedowierzaniem musiałeś
cmoktać.
Nie cmoktałem!
Zalewasz, na pewno próbowałeś. . .
Nigdy! Zapytajcie Cześka Pajkerta, zapytajcie kogo chcecie z %7łoliborza
i Bielan. Nikt mnie nie widział z petem.
Pewnie się dobrze dekowałeś. . . a zresztą nieważne, kopciłeś, czy nie kop-
ciłeś, ważne jest, żebyś podparł swoim nazwiskiem akcję. Popularność zobowią-
zuje. Jesteś znaną osobą i taki plakat dobrze przysłuży się sprawie. Zostawimy ci
parę sztuk, porozklejasz je w okolicy, jeden możesz przylepić na drzwiach wej-
ściowych.
Zwariowaliście?! Aadnie bym wyglądał, jakby mama to zobaczyła, albo. . .
rany, ciocia Dora. Opowiadałem wam o niej. Właśnie niedługo ma tu przyjść
i oglądać nasze nowe mieszkanie. Będą się działy straszne rzeczy, jak was tutaj
zastanie. Lepiej spadajcie! Zmywajcie się prędko! Dobrze wam radzę.
Na wzmiankę o cioci Dorze odtruwaczom nieco zrzedła mina. Przez chwilę
toczyli zmagania wewnętrzne, wreszcie Syfon oznajmił z samozaparciem:
Dzięki za ostrzeżenie, będziemy ostrożni, ale nie wycofamy się z akcji.
Będziesz nas ubezpieczał. Zajmiesz pozycję przy oknie i zajmiesz się obserwo-
waniem przedpola, a my uwiniemy siÄ™ migiem. Biedaki za kwadrans dojdÄ… do
siebie i będzie po kłopocie.
Przyrzekacie, że za kwadrans?
Tak. Najdalej za kwadrans.
No dobra, ale ani minuty dłużej zastrzegł Marek I obiecacie, że nie
ulotnicie siÄ™ sami i nie zostawicie mnie z tymi zdechlakami.
Jasne! Za kogo ty nas masz, chłopie?
I wyniesiecie ich w razie, gdyby nie byli na chodzie.
Tak jest! Masz moje słowo zapewnił Syfon. Bierz pacjenta, Bąbel.
Sapiąc zawlekli nieszczęśnika do łazienki i wrzucili do wanny.
Co chcecie zrobić ze mną? jęknął z niepokojem Fąfa w przebłysku świa-
domości. Ja nie chcę! zaprotestował. Ja się niedawno kąpałem. . . nie ma
nawet miesiÄ…ca. . .
Spoko! Syfon pogłaskał go po głowie. Leż spokojnie! W wannie
ci będzie wygodnie. Odpocznij, rozluznij się. Tu masz cygaro, popal sobie
wsadził mu do ust grubego papierosa (zapewne odwykowego) a tutaj masz
Playboya i DziewczynÄ™ , poczytaj sobie. . .
W tym momencie rozległy się jeden po drugim cztery donośne dzwonki, bar-
dzo natarczywe.
50
To ona! Już przyszła! wykrzyknął wystraszony Marek. To ciocia
Dora! Ona zawsze dzwoni, jakby się paliło! Kryjcie się szybko!
BÄ…bel i Syfon spiesznie nakryli FÄ…fÄ™ gazetami.
Nie ruszaj siÄ™! ostrzegli go.
Wyskoczyli z łazienki. Zciągnęli z kanapy oszołomionego Edzia Mroczka
i wepchnęli go pod stolik z bibelotami, po czym sami usiłowali schować się
w szafie w kącie, ale mimo wielokrotnych prób nie mogli domknąć drzwi, za
każdym razem otwierały się na oścież z przykrym skrzypieniem.
Głupcy, tam nie ma miejsca! Marek energicznie wyciągnął ich i wsadził
pod dywan. Leżcie płasko jak flądry! Plackiem! przykazał. I ani mru-
-mru!
Tymczasem dzwonek dostał istnej furii i dzwięczał coraz bardziej natarczy-
wie. Marek dopadł do drzwi i odsunął zasuwkę. Ciotka Dora wkroczyła wzburzo-
na do mieszkania.
Co siÄ™ tu dzieje? Czemu nikt nie otwiera?
Przepraszam, ciociu, właśnie sprzątałem powiedział Marek.
Ty sprzątałeś?! ciocia Dora spojrzała na niego z niedowierzaniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]